5 listopada 2007 09:43
Poprosił mnie burmistrz, zaapelował do mnie, abym się włączyła. Do walki. Aktywnie. I żebym zastosowała najtańszą i jedną z bezpieczniejszych metod walki. Tak orzekli ci, którzy przez kilka lat prowadzili badania w ramach programu unijnego pod kryptonimem "Controcam?, czyli ?Control of Cameraria?. Sprawa prosta i banalna. Chodzi o zgrabienie i zniszczenie liści kasztanowca. Z tym zgrabieniem to poszło łatwo. Ale jak je zniszczyć? Burmistrz sugeruje żeby je spalić albo kompostować. Ale jak sam pisze, aby zniszczyć poczwarki w procesie kompostowania konieczne jest wytworzenie w kompoście temperatury powyżej 40 stopni Celsjusza. Ale jak to osiągnąć? Ani słowa. Może nie wie. A niby skąd ma wiedzieć i po co?
I dalej jestem bezradna. Skąd ja wezmę taką temperaturę w kompoście? Zaraz, zaraz. Kobieto, przecież w apelu napisane jest wyraźnie, spalić albo kompostować. No dobrze, myślę sobie. Można spalić. Ale jak to zrobić, kiedy sąsiedzi wokół? Larum okrutne podniosą. Zawstydzą strasznie. Nie zaproszą więcej na herbatkę i plotki.
Głowa mnie z tego wszystkiego rozbolała.
W oczach mam widok "byłych" kasztanów w alei kasztanowej w Pustelniku, które umierają stojąc i milcząc. Fotografie Włodzimierza Karpińskiego robią wrażenie. http://www.marki.net.pl/one-umieraja-milczac-1100
Dzwonię po znajomych. "Jest, jest, jest".
Jest rozwiązanie. W Internecie. Trzeba po prostu załadować zgrabione liście w worki i zawieźć do Milanówka. Tam nie proponują nikomu palenia liści. Nawet o tym nie wspominają.
W Milanówku ogrodnik miejski, (ogrodniczka miejska?) - Zofia Krawczyk, wystosowała apel do mieszkańców. Który to apel, a właściwie jego fragment, został przez naszego mareckiego ochroniarza środowiskowego, skopiowany bezmyślnie. Zaapelowała o skrupulatne wygrabianie liści, gromadzenie ich w szczelnie zaklejonych workach foliowych lub kompostowanie. Ale podała sposób jak kompostować. I to w jednym zdaniu. Otóż, jak pisze Pani Zofia - aby osiągnąć konieczną wysokość temperatury, trzeba pryzmę przykryć folią lub warstwą ziemi (ok. 40-50 cm).
Ale zawsze znajdzie się maruda i powie - a ja nie mogę kompostować liści u siebie na podwórku. Bo to, bo tamto. Ale Pani Zofia kobieta sprytna i takich delikwentów znalazła sposób. Mieszkańcy Milanówka, którzy nie mają możliwości kompostowania liści na swojej posesji, mogą wystawiać worki z liśćmi kasztanowca do zabrania przez odpowiednie służby. Kto chce może też osobiście dostarczać worki z liśćmi kasztanowca na teren miejskiej kompostowni w Milanówku.
No tak, ale Pani Zofia nie myślała o tym, aby jak najszybciej postawić ptaszka w sprawozdaniu o zwalczaniu szkodnika kasztanowców. Myślała jak skutecznie walczyć o uratowanie drzew. Ale ona jest grodnikiem miejskim. A nasz ochroniarz środowiska jest urzędnikiem. Więc zrobił operację ? "poszukaj w Internecie, skopiuj - wklej, i będzie okej?.
Zeby nie oberwać za to kopiuj i wklej - podsunął chytrze tekst do podpisu burmistrzowi. Że to niby ranga apelu burmistrza będzie wyższa niż zwykłego ogrodnika. Apel burmistrza - w porządku. Potrzebny. Ale przesłanie jest dla mnie cokolwiek dziwne - wczytajmy się uważnie w jego sens - "Ludzie zróbcie coś!". A ja oczekiwałabym raczej przesłania takiego - "Ludzie zróbmy coś razem". Sygnał byłby dla mnie jasny - burmistrz temat zna. A jeśli tak, to mogę liczyć na wsparcie Jego urzędu w walce o ocalenie choćby jednego kasztanowca. Ale o tym nie ma ani słowa w apelu.
Można było zaapelować do uczuć. Wspomnieć o obowiązku ratowania dziedzictwa, które otrzymaliśmy w spadku po tych, "których nie ma już". I o obowiązku wobec tych, którzy będą po nas. Można też dołączyć fotografię, przejmujący obraz ginącej alei kasztanowej w Pustelniku. Wszystko można. Trzeba tylko trochę serca włożyć w to, co się robi.
I na takim apelu trzeba było poprzestać. Dołączyć porady, co i jak robić. To już powinien powiedzieć mi fachowiec. Objaśnienia fachowca są bardziej przekonujące, niż najwyższego rangą urzędnika w mieście. To, co zrobił nasz marecki ochroniarz środowiskowy - tłumaczyć mogę na własny użytek w sposób następujący - "Wiecie, rozumiecie, obywatelko mieszkanko - temat dość głośny. Musimy pokazać społeczeństwu, że my też czuwamy. Dać sygnał." I już możemy postawić ptaszka.
Na koniec złośliwości zacytuję, za Panią Zofią z Milanówka, wypowiedź prof. dr hab. Mieczysława Czekalskiego, który w Biuletynie Informacyjnym Polskiego Towarzystwa Nauk Ogrodniczych tak pięknie napisał:
?Kasztanowca pospolitego nie może u nas zabraknąć, również dlatego, że jego kwitnienie obwieszcza termin zdawania egzaminów dojrzałości przez maturzystów. A bez niego, kto wiedziałby, kiedy mają się one odbyć.?
A tak bym chciała przeczytać, jako uzasadnienie do apelu burmistrza:
- ile mamy drzew kasztanowca w Markach, ile jest zagrożonych i w jakim stopniu, ile z nich to pomniki przyrody, ile z nich objęto programem ochrony, czy są jakieś widoczne skutki działań profilaktycznych, zy można ocenić skuteczność tych działań, jaki jest stan alei kasztanowej w Pustelniku.
A na pytanie - czy będziemy wiedzieć, kiedy matury? - odpowiedziałabym sobie już sama.
Krystyna Siennicka
Apel burmistrza ?
http://www.marki.pl/2007/10/29/
Apel Pani Zofii -
http://www.milanowek.pl/index.php?cmd=srodowisko&action=readnews&id=568
Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
BYCHOWSKI - strony internetowe, sklepy internetowe - Marki, Warszawa