8 lutego 2019 14:24
Wodociąg Marecki zaprasza do odwiedzin.
22 marca na świecie obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Wody.
- Tego dnia pokażemy Wam, skąd się bierze woda w naszych kranach. Zapraszamy do zwiedzania Stacji Uzdatniania Wody, która pracuje 24 h na dobę przy ul. Żeromskiego 30. 22 marca, od 9.00 do 13.00, będziemy przyjmować grupy zorganizowane. Na 14.00 przewidzieliśmy zwiedzanie indywidualne. Uwaga! Obowiązują bezpłatne zapisy - informuje Wodociąg Marecki.
Osoby i chętne grupy mogą przysyłać zgłoszenia na adres k.tyminska@wodociagmarecki.pl
- Pokażemy Wam również niezwykłe owoce naszej współpracy z działającą w Markach Fundacją Otwarte Serce. Na początku tego roku przygotowała ona sesję fotograficzną, której efekty po raz pierwszy będzie można zobaczyć właśnie 22 marca. Tematem przewodnim była woda. Tymi pracami przeniesiemy się m.in. do świata najpiękniejszych baśni - czytamy na stronie Wodociągu Mareckiego.
Więcej na ten temat TUTAJ
Zaręczony z samorządem, w poprzednim wcieleniu redaktor, wydawca, nieustająco marecki bloger
Z. Domolewski 11 marca 2019 12:15
Chciałbym poruszyć problem, który jest swego rodzaju tabu: dlaczego, skoro woda z mareckiego wodociągu jest tak doskonała, z półek sklepowych szybko znikają pięciolitrowe butelki z wodą? Da się zauważyć, że ludzie mający w domu wodę z wodociągu równocześnie kupują i wnoszą do swoich domów wodę kupowaną w sklepach. Dlaczego? Czy są po prostu głupi, czy zwyczajnie - woda z wodociągu im nie smakuje. Jeżeli to drugie, to dlaczego, jeżeli spełnia wszystkie parametry? To jest właśnie owo tabu. Można powiedzieć, że jednemu smakuje to, innemu co innego, podobnie jest i z wodą, można, ale zjawisko się poszerza i coraz więcej mieszkańców wodę do celów spożywczych kupuje w sklepie, tę z wodociągu przeznaczając do celów higienicznych. Wystarczy zresztą porozmawiać z sąsiadami o nieco bardziej wysublimowanym poczuciu smaku, rzadko który kawę czy herbatę, czy też soki podawane dzieciom, przyrządza z "kranówy". Nie znam się na procesie uzdatniania wodzie, przy jej ocenie kieruję się czystością, barwą i smakiem, (od lat korzystam z ujęcia prywatnego i wodę mam bardzo dobrą co potwierdzają odwiedzający mnie znajomi, a - co ciekawe - ujęcie znajduje się ok 200 m od terenu dawnej "zwałki"), więc jako dyletant pytam: dlaczego przy udowadnianej przez fachowców doskonałej jakości wody z mareckiego wodociągu, odczucie wielu mieszkańców co do tej jakości jest inne? Może się czepiam, być może, bowiem doskonale pamiętam czasy gdy wodociągu w Markach nie było, a prywatne ujęcia wody znajdowały się tuż obok szamb. Wyglądało to w praktyce tak, że właściciel posesji wiercił studnię po lewej stronie działki, po prawej kopał szambo, a sąsiad po swojej lewej (czyli obok szamba sąsiada) wiercił swoje ujęcie, szambo lokalizując po prawej i tak to szło, tworząc pod ziemia coś w rodzaju szachownicy: tu szambo, tam studnia, tam szambo tu studnia. Skutkowało to tym, że niekiedy dostawało się w odwiedzinach herbatę pachnącą... kto żył wtedy, ten pamięta czym, a schnąca na sznurach bielizna miała żółtawy kolor. Szambiarki krążyły po mieście na okrągło, a żeby było szybciej, wypróżniały swą zawartość w pobliskich lasach, czy nawet wprost na piaszczystych ścieżkach, o zwałce i jej otoczeniu nawet nie wspomnę. Sam stoczyłem wtedy nierówną walkę o poszanowanie podstawowych zasad z jednostką ZOMO zlokalizowaną na dzisiejszym terenie osiedla Horowa Góra. W jednostce służyło kilkuset doskonale karmionych żołnierzy, czy milicjantów - nie wiem jak ich nazwać. Wyjeżdżali na akcje do Warszawy, wracali okopceni gazem, pobudzeni serwowanymi im dla animuszu psychotropami, w wygłodniałym wtedy kraju oni dostawali takie porcje jedzenia, że ich jednostkowa szambiarka pracowała na okrągło. Obsługiwał ją wyróżniający się nawet na tle kolegów tępotą kierowca kursujący po Pustelniku i okolicach. Wjeżdżając na szutrową wtedy ul. Grunwaldzką, otwierał po prostu zawór i jechał w stronę lasu, zlewając na ulicę zwartość zbiornika. Kiedy kilka razy zwróciłem mu uwagę, opieprzywszy mnie i strasząc, zaczął jednak Grunwaldzką omijać, zlewając nieczystości na sąsiednich uliczkach. Do lasu mu się nie chciało dojeżdżać, bo szkoda paliwa i czasu. Udałem się więc do jednostki, do majora - dowodzącego nią wtedy. Że też wróciłem stamtąd cało, cud jakiś. A, że mnie ów major wysłuchał, po czym pokazywał pełne szamba, w których pływały kotlety schabowe i inne mięsiwa, skarżąc się na problem ze ściekami, zamiast nakazać przepuścić mnie przez ścieżkę zdrowia czy w jednym z szamb utopić - tego dotąd nie jestem w stanie zrozumieć. W każdym razie kierowca szambiarki pojawiał się odtąd tylko wieczorami, co sygnalizował nawiewany stąd czy stamtąd fetor. Wkrótce dowiedziałem się, że dowódca jednostki był w ten proceder mocno finansowo zaangażowany. Zomowska szambiarka przejęła znaczną część rynku ściekowego, oferując - na lewo oczywiście - swe usługi okolicznym mieszkańcom. Była tańsza, zawsze do dyspozycji, a co działo się ze ściekami - cóż to kogo obchodziło, grunt, że wszyscy - łącznie z majorem - byli zadowoleni.
Na tle tych wspomnień moje dzisiejsze pytania o wodę w Markach wydaja się naprawdę marudzeniem, ale co zrobić - standardy rosną. Przy okazji wspomnę - a mówił mi o tym teść - że przed wojną kręcił się po Markach, w okolicach Pustelnika profesor medycyny, badający miejscową wodę. Pobrane próbki wskazywały, że ma ona podobne właściwości do tej w Konstancinie. Ów profesor rysował plany budowy sanatorium w tych okolicach. Wojna przekreśliła te plany. Studnia, która go głównie interesowała istnieje dotąd.
Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.
ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa