Rzecz o mareckich cegielniach cz II - Ryszard Sawicki

Krzysztof Bychowski TPM

 27 lutego 2006    10:08

Cegielniane krajobrazy Marek to rozległe obszary pozyskiwania glinianego surowca.

Ciągła monotonia, jak w mechanicznej szopce powtarzająca te same obrazy. W odległej płaszczyźnie horyzontu polnej równiny, przesuwają się wolno konie ciągnące mrówczą pracą żelazne "koleby" czubato napełnione gliną. Wąski tor - "szynowa pępowina" łączy kopalnię z cegielnią, zaspakaja jej wieczny apetyt w gliniany pokarm. Gromady kopaczy w olbrzymich dołach podzielonych przed zalewem wody groblami. Na równych tarasowych uskokach odszczypują "sztychówkami" - szczudłowatymi szpadlami tłuste bryły, wypełniając glinianą szarością wózkowe platformy. Napełnione, wyciągane na powierzchnię z dołowej głębi długą mocną liną ciągnioną przez poganianego batem konia. Spinane na powierzchni po dwa oczekują na przybycie zaprzęgu. Ten przybywa niebawem ciągnąc w nawrocie opróżnione już wózki.

Dalej od kopalni, przy cegielni, równinny krajobraz zakłócony garbami składowanej w "szychtach" do "maserowania" czasowym odleżeniem gliny. Dalszy widok przesłania słomiana nieskończoność strzechowych szop suszarniczych, chroniących przed deszczami "surowe" jeszcze cegły.

Pełno tu wszędzie powyginanych rachitycznie wąskich torów, szynowych rozjazdów, taczek i wózków żelaznych koleb. Wokoło, powszechny, roboczy wysiłek, wypełniony zapachem ludzkiego i ostro drażniącego nozdrza potu koni. Skrzypiący wysiłek sznajdrowego dyszla przy akompaniamencie naprężonych uprzęży wtóruje z dudniącym rytmicznie odgłosem kopyt, tworzy niepowtarzalny cegielniany koncert wzbogacony parskaniem siwków, kasztanów czy karych. Poczciwe czworonogi wprzęgnięte z ludźmi w robocze arkana przymusu pracują ciężko na swe utrzymanie. Pomiędzy szopami na obszernych placach - uwijają się w szmacianych fartuchach "formiarze", ciągłym pośpiechem, w miękkim kocim truchcie po idealnie równych, posypanych piaskiem placowych płaszczyznach. Kapeluszowe okrycie szerokim rondem zakrywa przed słońcem zgarbione postacie. Po dwu stronach wielkiego stołu uwijają się zręczni aktorzy strycharskiej sztuki, właśnie to od nich bierze początek mitrężny scenariusz cegielnianej harówki.

Pracują w parach przy jednym stole, chyba po to, ażeby wymuszać wzajemne współzawodnictwo przekładające się w ilości wykonanych sztuk. W nieskończoność powtarzają te same czynności, od stołu z pełną posuwiście zdjętą zręcznym poślizgiem forma, i szybkim nawrotem do stołu z prześwitującą na wskroś pustką trzymanej w ręku foremnej ramki, szybko stawiane drobne kroczki poklepują głuchym poklaskiem bosych stóp na placowej ziemi. Pracują zachłanną filozofią ilości, szalonym opętaniem jakiegoś tanecznego transu niecywilizowanych plemion, nie uznających końca w tanecznym rytmie aż do całkowitej utraty sił. Najzręczniejsi mistrzowie ceglanej formy, Skibiński Wacek w parze ze Staśkiem Zysiakiem - rekordziści z cegielni Rozciszew, w ciągu 1 godziny wykonywali po pięćset sztuk cegieł, przekładało się to w dalszym liczeniu na 250 pośpiesznych nawrotów. Średnio więc w drewnianych ramkach formy w 15-sekundowych odstępach czasu przenosili około 1 tony dobrze wykonanych, mokrych glinianych cegieł. Sporo potrzeba było zaparcia i krzepy, zdrowia, kondycji wysiłkowej i wprawy by podołać, sprostać i utrzymać się na hierarchicznej drabinie wartości cegielnianej społeczności, gdzie podstawą bytu i miarą uznania była praca.

Gdy na zaścielonym placu dla nowych cegieł brakować zaczyna już miejsca, wtedy musi ustąpić pola ociężały formierski stół przesuwany do tyłu na umieszczonym w jego konstrukcji drewnianym walcu, pchany w tył zgodnym wysiłkiem "stołowych", "formiarzy" i "traciarzy". Nieopodal wilcze doły - obszerne komory zagłębione w ziemi, otaczają "sznajder" wielkim kołem, podzielone drewnianymi przegrodami wypełnione "zmaserowaną" gliną dowożoną z "szycht". Na wierzchu wypełnionych komór w mrówczym przymusie głębokiego pochylania, pod nieustannie obracanym przez konia wielkim karuzelowym dyszlem, spocony "traciarz" jak czapla ociężale stawia oblepione gliną nogi. Ciągłym wysiłkiem przerzuca gliniane pajdy z dołowych komór w rozdrabniająco - miażdżące, mieląco - gniotące czeluście uszlachetniając tym zabiegiem glinianą masę. Wrzucane porcje nieprzerwanie wpadają w otchłań potężnego mechanizmu obudowanego mocną drewnianą skrzynią. W dolnej części prostokątnego otworu, płaska drewniana "plantówka" w mocnych rękach "stołowego" wbijana spowalniającym poślizgiem wytraca prędkość w miękkiej, ciastowatej niczym plastelina glinie. Odbierana z pośpiechem przy trwającym ciągle wypływie z otworowej czeluści krateru "sznajdra". Niczym gęsta wulkaniczna lawa tłoczona jest bezustannie ciężkim wysiłkiem pracującego konia, stąpającego zawsze ta samą ścieżką po obwodzie koła, znaczonego tysiącami kopyt rozdeptywanej cierpliwej ziemi.

Uzyskiwanie potrzebnych ilości wypływającego surowca bacznie pilnuje chłopak, brzozowa rózga w ręku i krzykliwy wrzask przeplatany cmokaniem ponagla ruchy ospałego zwierzęcia, szczekliwe: wie!, wio!, zwiększa wypływ glinianego ciasta. Sypany z garści zamaszystym ruchem kremowy piasek chroni od przyklejenia się gliny do drewnianej taczkowej platformy. Jedna za drugą podjeżdżają, drewniane nieckowate "stołówki", obdarowane bogato piaskowym deszczem. Gdy wypełnione po brzegi wiozą glinę do stołów słychać łagodne "prr, stoj, prr, chwilowy bezruch daje krótkie wytchnienie spoconemu zwierzęciu." Stołowy "naprężeniem rąk i nóg wyuczoną wprawą szuka bosymi stopami oparcia w drewnianych zapórkach. Dostarcza plastyczny surowiec pochyłym trapem w górę napierając postronkami mięśni z całych sił na dyszlowate rączki drewnianej taczki. Pokonawszy pochyłość" kipruje "szary surowiec wprost na blat stołu. Wnet zadzierzgnięte oburącz, porcje glinianych pecyn, obszernym zamachem uniesionych rąk mocno wbijają się z głuchym plaśnięciem w ciasne ścianki przemytego wodą prostokąta formy, powiększając przy tym, ilość glinianych piegów na szarej twarzy formiarza. Finał formowania kończy ręczne ściągnięcie oburącz do siebie moczonego w wodzie drewnianego" strychulca ". Zbiera wierzch glinianego nadmiaru formy, wygładza lica ceglanym noworodkom. I ponownie szybkim biegiem od stołu z trzymaną oburącz za rączki formą wypełnioną ściśle glinianą treścią mającego niebawem nastąpić ceglanego poczęcia. W głębokim przymusie pochylenia, zostają zręcznie uwolnione z foremnego uwięzienia, w równych kolumnach placowej płaszczyzny po dwie sztuki na raz. Jeszcze z czułą miłością, delikatnie i ostrożnie, boczną ścianką formy, poprawiane są kanty i naroża każdej sztuki. Mokre i miękkie, podsuszane przez słońce, gliniane klocki cegieł zwolna twardnieją. Gdy jest sucho, już następnego dnia są" kantowane ", powszechnie zbyt wcześnie nałożonym jarzmem obowiązku pracy na dzieci. Niechęć do pracy czy nieposłuszeństwo karcone jest skutecznie skórzanym pocięglem.

Dalej układane w ośmiosztukowe" koziołki?, i wywożone pod szopy do "gamowania" "karami" po "balach" przez silniejszych. Z wolna plac staje się pustawy, ponownie gotów do przyjęcia nowych rzędów ceglanego domina.

Wysuszone dostatecznie pod szopami, trafiają "wtaczane" przez zimnych zawsze po 102 sztuki drewnianymi "karami" do pieca, w nie rozpalone jeszcze zimne piecowe czeluście. Wejścia wnet zostaną zamurowane po wypełnieniu całej pojemności komory i podpalone ogniem skierowanym z płonących sąsiednich komór. W innych, ledwie co wygaszonych, rozkuwają otwór wejściowy, schładzający przez jakiś czas gorące komorowe wnętrze. Jest pełne wypalonych, pokrytych popiołami cegieł. Wprawnie "wytaczane" wczesnym brzaskiem, z ledwie przebudzoną poświatą porannego chłodu. Układane na "kary" postukują dzwoniąca czerwienią, wywożone z piekielnych otchłani gorących popiołów nie wystudzonych całkowicie piecowych komór. Wysoka temperatura i spopielony kurz zmusza do zwinnego uwijania się w naprężonej do granicy ludzkiej wytrzymałości morderczej pracy "gorących". Leon Sawicki z cegielni na Bagnie "wytaczał" na jednej "karze" nawet 240 sztuk cegieł.

Jakże ciężko wytrzymać w piekących tumanach spopielonego kurzu piecowej kazamaty, przenosić cegły niemiłosiernie parzące dłonie, pracować na granicy ludzkiej możliwości. Ceglany kurz grubą warstwą pokrywa ubranie i spoconą skórę, przylega jak brudny puder, zniekształca twarzowe rysy, wdziera się do nosa i płuc, przemienia wtopioną w ceglane tło postać na upiorną zjawę roboczej kukły czy robota. Twarz przewiązana wokół głowy zmoczona chusta całkowicie zakrywa grymas wysiłku, tylko świecące oczy wystające znad obrzeża patrzą ludzka mądrością, przemawiają wyrazem ciągłej nieustępliwości w nałożonym wysiłku. Nie wszyscy takiej pracy podołać mogą, bo choć w "gorących" zarobić można więcej to po kilku latach choroba płuc - pylica, szybko przerywa życiową karierę. Brutalnie podcina podstawę rodzinnego bytu, z konieczności pozostanie tylko stróżowanie lub pójście na dziadowski chleb po prośbie. Pracowity pośpiech wymusza nędzna stawka paru groszy od tysiąca. Pionowe słupki czerwonych "kozłów" czekają do wywiezienia przez marecką kolejkę lub furmanów. Ceglane dzieło strycharskiego trudu, wysiłku i potu, rozwesela marecką rzeczywistość kolorami czerwonych klocków.

Wszech panująca, bezbarwna szarość cegielnianego krajobrazu przetacza się często żywiołowym wybuchem ogólnego niezadowolenia i buntu. Krzyczy rozpaczą z każdego miejsca niczym złośliwy karzeł klątwą jakąś wyklęty, uniesionym wyrazem pokrzywdzenia, wprost do samych niebios, twardą niedolę strycharskiego trudu i poniżenia. Oni trwają jednak w siłowym uporze zmagania z ciężką pracą, zaprzęgniętą w sznajdrowy kierat nigdy nie kończącego się przymusu cerowania biedy.


Ryszard Sawicki
Towarzystwo Przyjaciół Marek

Galeria

zdjecie

Krzysztof Bychowski

Rednacz portalu, jeden z jego pomysłodawców i twórców - odpowiedzialny za stronę techniczną i organizacyjną całego przedsięwzięcia.

Mieszkaniec Marek od 1995 roku, właściciel firmy zajmującej się tworzeniem stron internetowych - ACTIVENET www.avn.pl

@ RedNacz małpa marki kropka net kropka pl, 501 271 048

www.avn.pl

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry