Estudiantes, In Plus i Niespodzianka wciąż niepokonane!

Mikołaj Szczepanowski MareckaLigaFutsalu

 28 stycznia 2013    21:28

Relacja z 3. kolejki MLF!
RKS Huwdu 17 - 12 AMATORS




Trzecią kolejkę MLF rozpoczynało spotkanie RKS Huwdu kontra AMATORS. Mecz zapowiadał się interesująco. RKS potrafił wcześniej powalczyć z In-Plusem, zaś AMATORS pokazali zęby w starciu z Niespodzianką. Do rywalizacji w lepszych humorach mogli przystępować gracze RKS, mając o 3 punkty więcej w tabeli.
Od pierwszego gwizdka mogliśmy oglądać atrakcyjne widowisko. Ostre strzelanie rozpoczął już w 2 minucie rozpoczął Mateusz Kowalski. 60 sekund później podwyższył Mariusz Fortuna. AMATORS nie zdążyli nawet przybić ?piątki? za dwubramkową przewagę, gdy kontaktowe trafienie zaliczył Adrian Basiuk (dodajmy, że po pięknym prostopadłym podaniu od Dutkiewicza). RKS rzucił się rywalom do gardła. W 4 minucie Basiuk wykorzystał prosty błąd AMATORS i wyrównał, po czym za chwilę, na spółkę z Kraśnickim wyprowadził swój zespół na dwubramkowe prowadzenie. Wydawało się jeszcze, że AMATORS nie składają broni, kiedy po serii podań, na pustą bramkę strzelił Adrian Szubierajski i było 4:3. Jednak RKS pewnie grał swoje. Patryk Marchewka i spółka górowali nad przeciwnikiem zespołową grą i wybieganiem, a ich niekwestionowanym liderem był kapitalny Adrian Basiuk. AMATORS byli kolejno punktowani i zagrożenie dla rywala stwarzali jedynie po mocno bitych strzałach z dystansu Rutkowskiego lub Fortuny. Golkiper RKS dobrze jednak reagował na takie próby. Do 14 minuty mieliśmy już 9:3 dla RKS. Dopiero wtedy AMATORS złapali drugi oddech. Po szybkiej kontrze gola zdobył Piotr Rutkowski. To co wydarzyło się w 16 minucie było ozdobą spotkania. Bramkarz AMATORS Łukasz Zych wyprowadził piłkę od własnej bramki, przebiegł z nią bez przeszkód pod pole karne RKS i precyzyjnym uderzeniem zdobył bramkę! Kapitalna akcja golkipera wywołała ożywienie na trybunach i wlała otuchę w serca jego kolegów. Do przerwy oglądaliśmy wyrównaną wymianę ciosów i do szatni zespoły schodziły przy stanie 10:6 dla RKS.
Gracze RKS po przerwie nadal dominowali na boisku. W 21 minucie błąd bramkarza wykorzystał niezawodny Basiuk. Wprawdzie błyskawicznie odpowiedział Rutkowski, ale w następnych minutach AMATORS nie potrafili zagrozić bramce rywala, sami tracąc kolejne 2 gole. Bramka Adriana Basiuka z 24 minuty zasługuje na wyróżnienie. Elegancką asystę Bartka Dutkiewicza, zamienił na gola efektowną piętką. AMATORS prowadził atak pozycyjny, ale oprócz obrony przeciwnika, nie mógł poradzić sobie także z jego bramkarzem, którego pewne interwencje warto docenić. Tymczasem RKS groźnie kontratakował, głównie za sprawą duetu Basiuk-Dutkiewicz. Między 34 a 36 minutą nastąpił ostatni zryw AMATORS. Trzy trafienia pod rząd sprawiły, że przewaga RKS stopniała do stanu 15:12. Jednak to był już tylko łabędzi śpiew AMATORS. Przed ostatnim gwizdkiem zostali dobici przez Basiuka i Kozakiewicza, ostatecznie przegrywając 17:12.
Mecz stał na wysokim poziomie, obie drużyny skupiły się na ofensywie i ustrzeliły dużo goli. AMATORS zapłacili wysoką cenę za to, że między 8 a 13 minutą pozwolili RKS odskoczyć aż na sześć goli. Potem gra się wyrównała, ale presja wyniku wyraźnie ciążyła zawodnikom AMATORS

Zawodnik meczu: Adrian Basiuk (RKS Huwdu)
Świetny występ filigranowego zawodnika. Strzelił aż 10 bramek, kilka z nich po pięknych asystach Bartka Dutkiewicza. W pierwszej połowie Basiuk mniej angażował się w destrukcję, cały czas szukając wolnej pozycji, pierwsze podanie po przechwycie koledzy zawsze kierowali do niego. Szybki, skuteczny, zdecydowany ? można śmiało powiedzieć, że Adrian Basiuk zapewnił swej drużynie zwycięstwo.

RKS HUWDU:

Basiuk 3, 4, 4, 9, 12, 21, 24, 31, 32, 36
Kraśnicki 5, 8
Dutkiewicz 8, 27
Kozakiewicz 16, 38
Marchewka 12


AMATORS:


Rutkowski 14, 21, 29, 34
Szubierajski 6, 17, 34
Fortuna 3, 36
Kowalski 2, 32
Zych 16

*

Lisek 6 - 12 In-Plus



Spotkanie Liska z In-Plusem stało pod znakiem zapytania, jak duży opór stawi Lisek w starciu z faworytem Ligi Drużyna In-Plus ma to do siebie, że powoduje wzmożoną motywację w każdym rywalu. Tym razem wystąpili osłabieni brakiem Sebastiana Ryńskiego, jednego z reżyserów poczynań ofensywnych.
Jak mogliśmy oczekiwać, In-Plus nacisnął od pierwszego gwizdka, trzeba jednak oddać Liskowi, że bronili się całkiem skutecznie. Agresywna obrona Liska sprawdzała się do 4 minuty. Wówczas sędzia podyktował rzut wolny tuż przed polem karnym Liska. Niefortunnie ustawiony mur natychmiast wykorzystał niezawodny Michał Madej. Silne, precyzyjne uderzenie po ziemi i piłka zatrzepotała w siatce. Prowadzący In-Plus nabrał swobody w grze, natomiast piłkarze Liska wyraźnie zaczęli tracić koncentrację. W 6 minucie oglądaliśmy praktycznie kopię pierwszej bramki. Znowu rzut wolny, znowu Madej jako egzekutor i znowu padła bramka. Tym razem futbolówka przebiła się przez gąszcz nóg obrońców Liska, kompletnie zaskakując Adama Styczyńskiego. Skoro jesteśmy przy osobie golkipera Liska, trzeba podkreślić, że w tym spotkaniu potwierdził aspiracje do miana czołowego gracza na swojej pozycji. Jego postawa znacząco wpłynęła na końcowy wynik. Wróćmy jednak do przebiegu spotkania. Po objęciu bezpiecznego prowadzenia In-Plus kontrolował grę. Gra zrobiła się jednak bardzo ostra. Sędzia na chwilę nie mógł odetchnąć, tym bardziej, że jego decyzje wywoływały duże kontrowersje. Dla faworytów kolejne trafienia zanotowali Różycki, Szcześniak i Sarnacki. W 11 minucie byliśmy świadkami niecodziennej sytuacji: Mateusz Gołaszewski otrzymał karę 2 minut za dyskusję z sędzią. Chwilę wcześniej identycznie zachowali się Michał Madej i Zbyszek Jasek. Tym samym na placu gry zostało 7 piłkarzy z 10 możliwych! To najlepiej świadczy o emocjach towarzyszących temu pojedynkowi. Tuż przed przerwą rzut karny na bramkę zamienił jeszcze Madej i jego ekipa prowadziła 7:0.
Na drugą połowę bardziej zmotywowani wyszli zawodnicy Liska. Po golach Strzygi i Gancarza przewaga In-Plus stopniała i można było mieć nadzieję, że ten mecz dostarczy jeszcze czysto sportowych emocji. Nadzieja ta zgasła z momentem powrotu do gry Michała Madeja. Lider In-Plus odpoczął i znowu zaczął siać zamieszanie wśród obrońców rywali. W ciągu trzech minut (między 24 a 27 minutą) zaliczył hat-tricka i jego drużyna znowu spokojnie prowadziła. W następnych minutach In-Plus zdobył kolejne dwa gole. Przy wyniku 12:2 faworyci wyraźnie się rozluźnili. Tymczasem Lisek grał wciąż niezwykle ambitnie. W końcowych 10 minutach po dwie bramki zdobyli Mateusz Gołaszewski i Tomek Popiół udowadniając, że Lisek zdeterminowany, potrafi być bardzo groźny. Ostatecznie spotkanie skończyło się wynikiem 12:6 dla In-Plus.
W tym spotkaniu był jeden faworyt i trzeba przyznać, że In-Plus nie zawiódł. Trzeba jednak oddać Liskowi, że to drużyna bardzo ambitna, która nie czuje kompleksów przed żadnym rywalem. Zwłaszcza ostatnie 10 minut w ich wydaniu mogło się podobać, patrząc tylko na ten etap meczu Lisek wygrał 4:0! Należy niestety podkreślić niesportowe zachowanie niektórych uczestników meczu. Przy wyniku 7:0 można trzymać nerwy na wodzy, skoro właściwie los meczu jest rozstrzygnięty.

Zawodnik meczu: Michał Madej (In-Plus)
Kolejny doskonały występ. Spośród jego 7 bramek kilka było przedniej urody. Każda minuta jego obecności na parkiecie oznaczała dominację In-Plus. Dodajmy, że Madej to nie tylko egzekutor, ale bierze również aktywny udział w destrukcji i rozegraniu.

LISEK:

Popiół 33, 35
Gołaszewski 33, 39
Strzyga 22
Gancarz 24

IN PLUS:

Madej 4, 6, 19, 25, 26, 27, 30
Różycki 8, 28
Sarnacki 16, 17
Szcześniak 11

*

TITANS - TB 14:6



Do tego meczu obie drużyny podchodziły wyjątkowo zmobilizowane. TITANS chciał się zrehabilitować za zeszłotygodniową porażkę z In Plusem. TB natomiast gra z każdym meczem co raz lepiej i właśnie w tym spotkaniu liczyli na pierwszą zdobycz punktową. Wiadome jednak było, iż warunki gry powinni dyktować mimo wszystko ci pierwsi.
Spotkanie rozpoczęło się zgodnie z przewidywaniami. TITANS był stroną przeważającą, ale TB starało się podobnie jak w poprzednich kolejkach za wszelką cenę przeszkadzać przeciwnikom. Głównym ich celem było zatrzymanie Daniela Bogusza. Nie udało się jednak osiągnąć tego celu ponieważ już w 2 minucie napastnik gospodarzy otworzył wynik meczu. Po chwili dołożył dwie kolejne bramki i po pięciu minutach było już 3:0 dla zawodników Artura Tatunia. W 6 minucie przypomniał o sobie jednak Maciej Wojciechowski. Zawodnik TB znalazł się w znakomitej sytuacji, którą z wielkim spokojem wykorzystał. Na trybunach pojawił się gromki aplauz gdyż bramka była przedniej urody. Utrata gola nie podziałała jednak demobilizująco na graczy TITANS. Nadal byli stroną dominującą co potwierdzili bramkami Bogusza oraz Myrchy. W 11 minucie pada druga bramka dla TB autorstwa Pawła Brodowskiego. Znowu radość w szeregach gości, którą szybko ugasił Daniel Bogusz wpisując się kolejny raz na listę strzelców. Napastnik ten jeszcze dwukrotnie umieścił piłkę w siatce przed przerwą.Bramkę zdobył także Robert Młynarski. Dla TB natomiast tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą część meczu trafienie zaliczył ponownie Wojciechowski. Ostatecznie do przerwy prowadzenie Titansów 9:3.
Druga odsłona niewiele zmieniła. Gospodarze nadal atakowali, ale momentami za bardzo chcieli zdobyć bramkę. Sytuacje seryjnie marnował tego dnia Sebastian Tatuń, który często sam decydował się na wykańczanie akcji choć miał lepiej ustawionych partnerów. Takie podejście było jednak zrozumiałe ponieważ wynik był na tyle bezpieczny, że nie wpływało to na końcowy rezultat. W drugiej fazie meczu kolejne trafienia zanotował Daniel Bogusz, który łącznie zdobył aż 11 bramek. Swoją drugą bramkę w meczu zdobył zaś Michał Myrcha. TB identycznie jak w pierwszej połowie trafili celnie trzykrotnie. Na listę strzelców wpisywali się ponownie Wojciechowski oraz Łączyński i Abramczuk. Po końcowym gwizdku było zatem 14:6 no korzyść Titansów.
Drużyna Artura Tatunia wygrała pewnie, ale zarówno on, jak i jego zawodnicy, nie byli zadowoleni ze stylu swojej gry. Wynik mógł, a nawet powinien być wyższy, ale dobrze w bramce gości spisywał się Piotr Sobolewski. Jak zwykle ich główną bronią był niezawodny Bogusz, którego wspierał Michał Myrcha. W drużynie gości po za Sobolewskim na słowa uznania zasługuje Maciej Wojciechowski. Zawodnik TB był najlepszym graczem swojej drużyny. W grze "drinkersów" widać wyraźny progres. To już nie jest ta sama drużyna co przed rokiem. Gołym okiem można zauważyć dużą poprawę zarówno w defensywie jak i w ofensywie. To daje im nadzieję na lepsze czasy w MLF.

Zawodnik meczu: Daniel Bogusz (TITANS)

Tradycyjnie napastnik ten należał do najlepszych zawodników w swojej drużynie. Tym razem pokonał golkipera przeciwników aż 11 razy. Jest to duży wyczyn pomimo, że goście nie zawiesili zbyt wysoko poprzeczki Titansom.

TITANS:

Bogusz 2, 3, 5, 7, 11, 14, 18, 27, 31, 34, 37
Myrcha 7, 38
Młynarski 17

TB:

Wojciechowski 6, 20, 33
Brodowski 11
Łączyński 30
Abramczuk 36

*

NIESPODZIANKA - GALACTICOS 15:8



Zawodnikom Galaticos tym razem przyszło zmierzyć się z liderem MLF. Niespodzianka pomimo prowadzenia w tabeli nie mogła jednak spodziewać się łatwego meczu. Ich przeciwnicy po bardzo dobrej grze pokonali bowiem w poprzedniej kolejce Fomar. Zapowiadała się zatem arcyciekawa rywalizacja pomiędzy doświadczoną Niespodzianką, a dopiero zbierającym cenne doświadczenie Galacticosem.

Już początek spotkania potwierdził, że tym razem zawodnicy lidera będą musieli się porządnie przyłożyć jeśli chcą zainkasować kolejne 3 punkty. Ich rywal od pierwszych minut postawił im trudne warunki, skupiając się na dokładnym kryciu przeciwników i uniemożliwieniu im rozwinięcia skrzydeł. Dodatkowo "galaktyczni" nie ograniczali się tylko i wyłącznie do obrony. Ich kontry sprawiały wiele problemów defensywie Niespodzianki. Dzięki temu byliśmy świadkami wyrównanej gry obu zespołów. Bezbramkowy wynik utrzymywał się do 4 minuty meczu. Wtedy też składną akcję całego zespołu skutecznie wykończył Damian Pacuszka i tym samym wyprowadził Niespodziankę na prowadzenie. Nie trwało ono jednak zbyt długo, gdyż dwie minuty później do remisu doprowadził Mateusz Simborski. Zanim zawodnicy lidera zdołali się otrząsnąć, przeciwnik ukąsił ich po raz drugi. Tym razem na listę strzelców wpisał się Marcin Kapusta. Niespodzianka przegrywa 1:2, na trybunach niedowierzanie a na parkiecie zapachniało sensacją. Z pewnością wiele osób liczyło w tym momencie, że Galacticos ruszy za ciosem i utrze nosa liderowi. Jednak nic bardziej mylnego. Strata dwóch bramek podziałała na Niespodziankę "jak płachta na byka". Najbardziej podrażniony wydawał się Damian Pacuszka, który od tego momentu przejął cały ciężar gry na siebie. Zawodnik ten był niemal w każdym miejscu i praktycznie robił co chciał z rywalami. Do remisu w 9 minucie doprowadził jednak nie "Paka", ale Mariusz Ciszewski. 10 i 11 minuta to dwa atomowe strzały Grześka Polaka i Niespodzianka wraca do gry. Ci co myśleli, że lider szybko wbije kolejne bramki musieli się srogo rozczarować. Chwila rozluźnienia sprawiła bowiem, że Łukasz Bestry dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki. Najpierw po strzale Bujalskiego, a chwilę później po celnym trafieniu Kuby Malińskiego. Zatem mamy remis 4:4 i wszystko zaczyna się od początku. Doświadczenie i boiskowe cwaniactwo Niespodzianki znowu jednak górowało nad ambicją i młodzieńczą fantazją przeciwnika. Dwie bramki Polaka oraz pojedyncze trafienia Pacuszki i Rucińskiego dały gospodarzom wreszcie solidną przewagę. Na słowa uznania zasługuje zwłaszcza trafienie tego ostatniego. Popularny "Ruta" zdobył bramkę w swoim stylu, czyli strzałem głową. Takie bramki są bardzo rzadko zdobywane w grze na hali.
"Galaktyczni" zdołali jeszcze za sprawą Simborskiego zmniejszyć dystans do rywala, ale do przerwy przegrywali 5:8.
Druga odsłona rozpoczęła się od celnego uderzenia wszędobylskiego Pacuszki. W tej części gry zawodnik ten co chwilę dawał próbki swoich umiejętności i raz za razem nękał bramkarza gości. Pacuszka rządził i dzielił, ale reszta kolegów usilnie pracowała, aby mógł on tego dnia brylować na parkiecie. Druga połowa pokazała wyraźną przewagę fizyczną zawodników Niespodzianki. Osiągnięta przez nich przewaga udokumentowana została kolejnymi bramkami. Na listę strzelców wpisywali się Pacuszka trzykrotnie, Polak, Ciszewski i Michał Trzaskoma. Galaticos odpowiedział trafieniami Motyczyńskiego, Kapusty i Malińskiego. Młodemu zespołowi zabrakło nie tylko doświadczenia, ale i szczęścia ponieważ stworzyli wiele dogodnych sytuacji, które zatrzymywał niezawodny Bestry. Wynik mógł jednak być również zdecydowanie wyższy na korzyść lidera. W ostatnich minutach kilka dogodnych sytuacji zmarnowali Ciszewski i Polak. Zawodnicy Ci szukali się niemal, że przy każdej okazji, nawet gdy sami powinni wykańczać akcję. To świadczy jednak, że zdobywanie bramek za wszelką cenę nie jest dla nich priorytetem. Zwłaszcza przy tak pewnym prowadzeniu.
Niespodzianka wygrała zasłużenie 15:8, ale na pewno w wielu momentach nie mogła być spokojna o wynik. Dopiero druga odsłona dała im wyraźną przewagę, której nie oddali do samego końca. Zawodnicy lidera nie ustrzegli się jednak po raz kolejny licznych błędów w obronie, które albo wykorzystali "galaktyczni", albo naprawiać musiał Łukasz Bestry. Tym razem ostatecznie wygrali, ale dopuszczając do takich sytuacji w meczach z silniejszymi rywalami mogą nie odrobić już strat. Na uwagę oprócz Damiana Pacuszki zasługuje też gra Grześka Polaka, który siał swoisty popłoch w szeregach rywala. Jego bombowe strzały dały się we znaki dwóm golkiperom Galacticos.
Zawodnicy Kuby Malińskiego mimo porażki nie mają się jednak czego wstydzić. Zagrali niezłe spotkanie, walczyli bardzo ambitnie, ale nie oni pierwsi i nie oni ostatni przegrali z doświadczoną Niespodzianką. Na pewno jednak z taką grą mogą powalczyć o kolejne zwycięstwa w następnych meczach. Pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie.

Zawodnik meczu: Damian Pacuszka (Niespodzianka)

Lider Niespodzianki w tym meczu. Brał udział w każdej akcji swojej drużyny, sam 6 razy pokonał bramkarza Galacticos. Był wszędzie tam gdzie być powinien. Doskonale współpracował także z Grześkiem Polakiem, czego efektem było zdobycie przez ten duet łącznie 11 bramek z 15 strzelonych przez Niespodziankę. Z przyjemnością patrzyło się na jego grę w tym meczu.

NIESPODZIANKA:

Pacuszka 4, 16, 22, 25, 28, 31
Ciszewski 9, 39
Polak 10, 11, 15, 20, 30
Ruciński 19
Michał Trzaskoma 26

GALACTICOS:

Simborski 6, 20
Kapusta 7, 25
Bujalski 13
Maliński 14, 30
Motyczyński 24

*

FOMAR - ESTUDIANTES 4:6



Przed startem ligi za zdecydowanego faworyta uchodziłby Fomar. Jednak po dwóch kolejkach znakomita postawa zawodników Sebastiana Puławskiego sprawiła, że to Estudiantes typowany był na "cichego" zwycięzce tego meczu. Dodatkowo przemawiały za tym dwa aspekty. Po pierwsze Fomar nie zdobył jeszcze punktu w tegorocznych meczach. Po drugie w szeregach gości jest Rafał Barzyc, który w poprzedniej kolejce niemal, że w pojedynkę rozłożył Liska na łopatki. Wprawdzie gospodarze wzmocnili się Radosławem Stefaniakiem i Adamem Wasiakiem, ale tym razem stawiło się ich tylko 6 do gry. Przeciwnicy natomiast mogli śmiało wystawić dwa składy. To miało dać Estudiantes przewagę pod względem wytrzymania trudów meczu.
Od pierwszych minut gra była bardzo wyrównana. Obie drużyny dobrze radziły sobie w strefie obronnej przez co sytuacji strzeleckich było jak na lekarstwo. Najbardziej aktywni byli Barzyc i Ratke, czyli liderzy swoich zespołów. Ich sporadyczne ataki niewiele jednak przynosiły. Aż do 8 minuty, gdy dość niespodziewanie do piłki dopadł Radzki i mocnym strzałem pokonał Dariusza Wasia. Fomar odpowiedział jednak błyskawicznie za sprawą Stefaniaka, który pokonał Puławskiego plasowanym uderzeniem z lewej nogi.
Na parkiecie w dalszym ciągu toczyła się twarda i wyrównana walka, ale co warte podkreślenia- w duchu fair play. Nie obyło się co prawda bez fauli, czasami nawet ostrych, ale bez wzajemnych pretensji. Po kolejnej wymianie ciosów ponownie na prowadzenie wyszli goście. Tym razem Wasia zaskoczył Mariusz Kwiatkowski. Od tego momentu wzrosła przewaga Fomaru. Zawodnicy, nieobecnego tym razem Roberta Waśniewskiego, zaczęli stwarzać sobie co raz groźniejsze sytuacje. Jednak strzały Patryka Ratke, Kaczmarczyka i Podeszwika pewnie bronił Sebastian Puławski. Bramkarz Estudiantes skapitulował dopiero w 18 minucie. Bramkę dla gospodarzy zdobył po przytomnym zagraniu Dominiaka, Patryk Ratke. Wyrównanie musiało wyjątkowo podrażnić Przemysława Maciaszka, który dosłownie kilka sekund później oddał niesygnalizowany strzał z dystansu i Waś musiał wyciągać piłkę z siatki po raz trzeci. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie i Estudiantes prowadziło 3:2.
Obraz gry w drugiej połowie nie zmienił się ani trochę. Nadal gra była wyrównana a główne role w obu zespołach odgrywali Ratke i Barzyc. Ten drugi wielokrotnie dał się we znaki defensorom Fomaru. Fomaru, który ku zaskoczeniu dobrze znosił kondycyjnie mecz i stwarzał groźne okazje pod bramką Puławskiego. Jedną z nich na gola zamienił w 26 minucie Kaczmarczyk po składnej akcji całego zespołu. Trzy minuty później na prowadzenie wyprowadził gospodarzy Patryk Ratke i Fomar stanął przed realną szansą zdobycia pierwszych punktów. Zawodnicy Roberta Waśniewskiego byli już chyba nawet myślami przy końcowym gwizdku sędziego ponieważ zamiast dalej grać swoje po prostu stanęli. Być może wpływ miało na to opadnięcie z sił. Gra z jednym zmiennikiem jest naprawdę ciężka, zważywszy, że mecz trwa aż 40 minut. Problemy rywali bezlitośnie wykorzystał Estudiantes, a właściwie Rafał Barzyc. Zawodnik ten najpierw wypracował sytuację Kryńskiemu, który doprowadził do remisu, a następnie sam wziął się za zdobywanie bramek. Jego dwa trafienia w 36 i 37 minucie pogrążyły Fomar. Dodajmy, że te dwa trafienia znowu zapewniły gościom zwycięstwo. Barzyc wyrasta na czołowego zawodnika ligi, z którym muszą się liczyć wszystkie defensywy ligi. Wystarczy chwila nieuwagi by snajper ten z zimną krwią wykorzystał dogodny moment.
Fomar przegrał trzeci raz z rzędu i ich sytuacja jest już bardzo trudna. Zespół, który miał walczyć o podium nie zachwyca i strefa medalowa oddala się co raz bardziej. Estudiantes natomiast jest "objawieniem" tegorocznej MLF. Zespół ten dzielnie dotrzymuje kroku Niespodziance i In Plusowi. Jego bezpośrednie starcia z tymi rywalami będą bardzo interesujące. Ponadto Estudiantes jest niezwykle ciekawym teamem. Strzelają bardzo mało bramek, ale również mało tracą. Mało straconych bramek to zasługa doskonale spisującego się Sebastiana Puławskiego. Kapitan zespołu daje najlepszy przykład swoim zawodnikom. Jego postawa zasługuje na słowa uznania. Ich zwycięstwa nie są przekonujące, ale są wywalczone i zawsze w pełni zasłużone. Głównie za sprawą wspomnianego Puławskiego oraz Rafała Barzyca. W tym meczu swoją cegiełkę dołożyli również Piotrek Pszczółkowski oraz Przemek Maciaszek, którzy równie mocno się napracowali w defensywie.

Zawodnik meczu: Rafał Barzyc (Estudiantes)

Kolejny kapitalny mecz w jego wykonaniu. W pierwszej części meczu starał się jak mógł, ale obrońcy skutecznie go kryli. W drugiej odsłonie pokazał kunszt swoich umiejętności zapewniając swojej drużynie cenne zwycięstwo.

FOMAR:

Stefaniak 9
Ratke 18, 29
Kaczmarczyk 26

ESTUDIANTES:

Radzki 8
Mariusz Kwiatkowski 14
Maciaszek 18
Kryński 33
Barzyc 36, 37

*



*



*



*


tekst: kb, mb oprac. mg, mb, msz,

Galeria

zdjecie: 48020
fot. 1
fot. 2
fot. 3
fot. 4
fot. 5
fot. 6
fot. 7
fot. 8
fot. 9
zdjecie

Mikołaj Szczepanowski

Mikołaj Szczepanowski - współpracuje z portalem od 2006 roku

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry