4 marca 2013    23:00

Dzięki wygranej z Fomarem w przedostatniej kolejce In Plus został nowym Mistrzem MLF!



AMATORS 6 - 2 ESTUDIANTES

Obydwie drużyny przystąpiły do tego meczu w zgoła odmiennych nastrojach. Gospodarze w ostatniej kolejce oddali walkowera dzięki czemu punkty powędrowały darmowo na konto TB. Goście natomiast pokonali po ciężkim meczu R.K.S Huwdu 9:7 i umocnili się na pozycji vice lidera MLF. Faworytem wydawał się zatem być zespół Estudiantes. Na jego korzyść przemawiała także nieobecność Mateusza Kowalskiego oraz Łukasza Zycha, którego z konieczności w bramce zastąpić musiał Mariusz Fortuna.
Pierwsze minuty tego spotkania pokazały jednak, że zbyt wcześnie spisywano Amatorsów na pożarcie. Zawodnicy Mariusza Fortuny wysoko atakowali swoich przeciwników i co chwilę dochodzili do sytuacji strzeleckiej. Wyraźnie dało się zauważyć, że ich głównym celem jest wyłączenie z gry Rafała Barzyca. Najskuteczniejszy gracz Estudiantes nie miał tego dnia łatwego życia i rzadko zagrażał bramce gospodarzy. Wraz z upływającymi minutami w szeregach gości pojawiała się co raz większa frustracja. Zawodnicy Sebastiana Puławskiego zdawali sobie bowiem sprawę, że muszą wygrać to spotkanie jeżeli chcą wywalczyć mistrzostwo MLF. Długo utrzymujący się bezbramkowy remis oddalał ich od osiągnięcia tego celu. Dodatkowo to o dziwo lepiej spisywali się Amatorsi. "Niebiescy" skutecznie realizowali swój plan taktyczny neutralizując najlepsze ogniwa Estudiantes. Oczywiście goście również mieli swoje okazje, ale w tym dniu znakomicie spisywał się w bramce Mariusz Fortuna. Widać było, że Barzyc i spółka będą musieli się mocno napocić aby pokonać rosłego golkipera. Pierwsza bramka padła w 12 minucie po strzale aktywnego Piotra Rutkowskiego. Ten sam zawodnik dwie minuty później przeprowadził indywidualną akcję zakończoną mocnym uderzeniem po którym piłka odbiła się od słupka i wyszła w pole. Na szczęście najszybciej dopadł do niej Łukasz Grochowski, który ze stoickim spokojem skierował ją do bramki. 2:0 dla Amatorsów można nazwać sporą niespodzianką. Zawodnicy Estudiantes wyraźnie byli zaskoczeni swoją postawą. Poddenerwowany Barzyc starał się jak mógł odmienić losy tego spotkania, ale albo jego akcje już w zarodku tłamsili Woźniak z Grochowskim, albo na jego drodze stawał niezawodny Fortuna.
Bramkarz gospodarzy skapitulował dopiero w 18 minucie gdy składną akcję całego zespołu skutecznie zakończył Piotrek Pszczółkowski. Kontaktowa bramka sprawiła, że mecz zrobił się jeszcze bardziej ciekawszy, ale obraz gry pozostawał bez zmian. Goście wciąż nie mogli znaleźć sposobu na rozmontowanie defensywy Amatorsów, którzy konsekwentnie wykonywali swój plan. Do przerwy wynik nie uległ już zmianie i gospodarze w znakomitych humorach mogli udać się na zasłużony odpoczynek prowadząc 2:1.

Druga odsłona wiele nie zmieniła. Estudiantes dalej waliło głową w mur a Amators nadal stwarzało groźniejsze sytuacje. Po jednej z nich gości uratowała poprzeczka. Gdyby strzał Adriana Szubierajskiego leciał w światło bramki to Puławski nie miałby nic do powiedzenia. Co nie udało się "Adiemu" udało się za to Andrzejowi Szafrańskiemu. Najbardziej doświadczony zawodnik w szeregach gospodarzy zdobył najładniejszą bramkę meczu. Piłka po jego mocnym strzale odbiła się od poprzeczki i tym razem wpadła do siatki tuż nad bezradnym bramkarzem. Po tym trafieniu do głosu na chwilę doszli goście. Dobre okazje mieli Maciaszek i Barzyc, ale nadal wspaniałymi interwencjami popisywał się Fortuna. W 31 minucie pada kolejna bramka dla Amatorsów. Tym razem na listę strzelców wpisuje się Łukasz Grochowski, dla którego było to już drugie celne trafienie w tym spotkaniu. Bezpieczne prowadzenie rozluźniło znowu gospodarzy, którzy dosłownie kilka sekund później pozostawili bez krycia Pawła Pszczółkowskiego. Napastnik gości nie zmarnował takiego prezentu i pewnym strzałem umieścił piłkę w siatce. Defensorzy "niebieskich" z nieznanych przyczyn zaczęli popełniać kolejne błędy przez co sprokurowali w 33 minucie rzut karny. Do piłki podszedł Mariusz Kwiatkowski, ale jego strzał pewnie złapał Mariusz Fortuna. To była jego kolejna świetna interwencja, która spotkała się ze sporą owacją widowni. W 36 minucie wreszcie po wielu próbach swoją bramkę uzyskał Adrian Szubierajski. Minutę później zespołową akcję celnym strzałem zakończył ten, który otworzył wynik spotkania, czyli Piotr Rutkowski. Tym samym postawił przysłowiową "kropkę" nad "i" ponieważ nie padło już więcej bramek i Amators wygrał zupełnie zasłużenie 6:2.
Mecz otwarcia ósmej kolejki mógł się podobać. Skazywani na porażkę gospodarze utarli nosa faworyzowanemu Estudiantes. Amators zwycięstwo zawdzięcza konsekwentnie realizowanej taktyce, która okazała się kluczem do zdobycia trzech oczek. Zawodnicy Mariusza Fortuny praktycznie wyłączyli z gry Maciaszka i Barzyca. Taktyka z grą bardzo blisko przeciwnika również miała znaczny wpływ na końcowy sukces. Amatorsi wygrali jako zespół. Wreszcie tworzyli bowiem monolit, w którym nie było przesadnych krzyków, a błąd kolegi naprawiany był przez drugiego. Estudiantes zawiodło, ale w piłce zdarzają się mecze, w których jak nie idzie to nie idzie. Dla zawodników Sebastiana Puławskiego taki mecz przyszedł właśnie w tej kolejce. Porażka nie zamyka im jednak szans na medal. Muszą tylko przynajmniej zremisować ostatni mecz z Titansem.

Zawodnicy meczu: Fortuna Mariusz i Rutkowski Piotr (Amators)

Właściwie na słowa uznania zasługuje cała drużyna Amatorsów, która pokazała charakter i olbrzymią wolę walki. Wspomniana dwójka wyróżniła się jednak z tego grona nieco bardziej. Mariusz Fortuna bronił jak w transie co chwilę zatrzymując strzały zawodników Estudiantes. Pomimo, że nie jest to jego nominalna pozycja udowodnił, że jako kapitan jest w stanie pomóc swojej drużynie bez względu na to gdzie zagra. Warty uwagi jest fakt, że jako jedyny golkiper powstrzymał Rafała Barzyca.
Rutkowski natomiast był niezwykle aktywny przez całe spotkanie. To on otworzył a na koniec zamknął wynik meczu. Był wszędzie tam gdzie być powinien dzięki czemu Estudiantes nie mogło rozwinąć skrzydeł.

AMATORS:

Rutkowski 12, 37
Grochowski Łukasz 14, 31
Szafrański 26
Szubierajski 36

ESTUDIANTES:

Pszczółkowski Piotr 18
Pszczółkowski Paweł 31

*

NIESPODZIANKA 6 - 5 LISEK

Dla Liska było to spotkanie o tzw. "pietruszkę". Zawodnicy Grzegorza Wojdy nie mają bowiem najmniejszych szans na walkę o czołowe lokaty. Dla Niespodzianki natomiast zupełnie odwrotnie. Mistrz MLF z ubiegłego roku podchodząc do tego meczu wciąż żył nadzieją, że w tym roku również przy odrobinie szczęścia uda się obronić to trofeum. W przypadku wygranej z Liskiem oraz przegranej In Plusu z Fomarem, o mistrzostwie decydował by bowiem ostatni mecz pomiędzy głównymi zainteresowanymi. Najpierw trzeba było zrealizować jednak pierwszą część tego planu, czyli odnieść zwycięstwo w tym meczu. Goście pojawili się w pięcioosobowym składzie bez chociażby jednego rezerwowego. W ich składzie zabrakło m.in Adamów Stromeckiego i Styczyńskiego oraz Tomasza Nilipińskiego. W Niespodziance nie pojawili się natomiast Piotra Jaros i Damian Mogielnicki. Dużym zaskoczeniem był brak w wyjściowym składzie Damiana Pacuszki, który jak się okazało nie był w pełni zdrowy. Zawodnik mimo kontuzji pojawił się jednak w Zespole Szkół nr 2 aby wspierać swoich kolegów zza linii bocznej.
Pierwsza minuta to tradycyjnie zbyt nonszalancka gra gospodarzy, którzy odpuścili krycie co ułatwiło Tomaszowi Popiołowi zdobycie bramki. Praktycznie każdy mecz Niespodziani rozpoczyna się wg. takiego samego scenariusza. Brak koncentracji oraz zbyt luźne podejście do rywala powoduje szybką stratę bramki. Tym razem zawodnicy Piotra Rucińskiego odpowiedzieli w mgnieniu oka za sprawą Sławomira Kozłowskiego. Najbardziej doświadczony zawodnik gospodarzy w swoim stylu pokonał Konrada Gancarza po silnym strzale z dystansu. Gra była bardzo wyrównana choć więcej klarownych sytuacji stwarzała sobie Niespodzianka. Lisek jednak ani myślał ułatwiać zadania swojemu rywalowi. Kontry zawodników Grzegorza Wojdy dawały się we znaki defensywie gospodarzy a w szczególności Łukaszowi Bestremu. Druga bramka dla faworyta pada w 7 minucie, a jej strzelcem Łukasz Zalewski. Radość Niespodzianki z prowadzenie nie trwała jednak zbyt długo ponieważ minutę później do wyrównania doprowadził Tomasz Lipka. W 9 minucie aktywny Zalewski pada w polu karnym a sędzia dyktuje rzut karny. Na nic nie zdały się protesty Gołaszewskiego i Wojdy bo arbiter nie zmienił swojej decyzji. Wydawało się, że do ustawionej piłki podejdzie etatowy wykonawca rzutów karnych Michał Trzaskoma, ale to Mariusz Ciszewski postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość. Jego strzał obronił jednak Gancarz i przez salę przeszedł tylko jęk zawodu. Zatem nadal 2:2 i wynik wciąż jest sprawą otwartą. W dalszym ciągu Niespodzianka stwarza groźniejsze sytuacje, ale ogólnie rzecz biorąc mecz jest wyrównany. W tym okresie świetnych okazji nie wykorzystują Polak, Ciszewski i Ruciński. Z drugiej strony Bestrego nieskutecznie próbują pokonać Gołaszewski i Popiół. Niemoc strzelecką przerywa w 14 minucie ponownie Zalewski i tym samym znowu wyprowadza swój team na prowadzenie. Sytuacja znów jednak przypomina tę z 8 minuty ponieważ w przeciągu sześćdziesięciu sekund do wyrównania doprowadza Mateusz Gołaszewski. Dodajmy, że napastnik Liska zdobył gola strzałem głową stojąc tyłem do bramki strzeżonej przez Bestrego. W szeregach Niespodzianki pojawiają się zgrzyty i wzajemne pretensje co sprzyja ich rywalom. W 16 minucie na strzał decyduje się Tomasz Popiół i piłka grzęźnie w bramce. Znowu gospodarze sami sobie robią "niespodziankę". Zawodnikom Piotra Rucińskiego wyraźnie nie szło tego dnia. Praktycznie każdy z graczy w białych koszulkach zmarnował przynajmniej po jednej wybornej sytuacji. Dodatkowo zupełnie niepotrzebnie ciągle coś między nimi zgrzytało. Do końca meczu było bowiem jeszcze sporo czasu i zbędne wydawały się w tym momencie kłótnie. Cennych wskazówek udzielał swoim kolegom Damian Pacuszka, ale oni sprawiali wrażenie jakby ich w ogóle nie słyszeli. Na dojście do właściwych wniosków mieli jednak kilka minut przerwy ponieważ w pierwszej części meczu nie padło już więcej bramek i Lisek prowadził 4:3.

Druga odsłona rozpoczęła się od ataków Niespodzianki, ale znowu szwankowała skuteczność. Lisek natomiast bronił się z całych sił wyprowadzając groźne kontry. Jedna z nich zakończyła się bramką Tomasza Lipki. Tym samym goście odskakują gospodarzą już na dwa oczka. Ta bramka podziałała jednak wyjątkowo mobilizująco na graczy Rucińskiego. Chyba dotarło do nich, że przy takiej grze wymyka im się marzenie nie tylko o mistrzostwie, ale i o medalach. Jeszcze w tej samej minucie kontaktową bramkę zdobywa Grzegorz Polak. Lisek opada powoli z sił co widać gołym okiem. Niespodzianka dominuje na placu gry, ale wciąż nadziewa się na kontry. To, że nie stracili kolejnej bramki jest zasługą Łukasza Bestrego. W 30 minucie na parkiecie pojawia się Damian Pacuszka. Ambicja i serce do gry wygrały z kontuzją i lider Niespodzianki wspomaga swoich kolegów w ciężkim dla nich momencie. Od razu widać, że była to słuszna decyzja. Zmęczeni rywale wyraźnie odstają od Pacuszki. Ten natomiast najpierw oddaje strzał, który ledwo broni Gancarz a po chwili doprowadza do remisu. Ostatnie 5 minut meczu to chóralne ataki Niespodzianki i "obrona Częstochowy" w wykonaniu Liska. Sam Pacuszka kilkukrotnie obija słupki bramki strzeżonej przez Gancarza. Oprócz niego trafiają w nie także Polak i Kamil Kozłowski. W 37 minucie Pacuszka nie trafia w piłkę mając przed sobą tylko bramkarza. Minutę później kolejny raz ten sam zawodnik trafia w słupek a dobitą broni Gancarz. Czas ucieka a bramka gości wciąż jak zaczarowana. Na minutę przed końcem przed idealną okazją staje Kamil Kozłowski. Zawodnik Niespodzianki dostaje piłkę wyłożoną perfekcyjnie jak na tacy. Przed nim już tylko pusta bramka, ale Kozłowski w sposób znany tylko sobie trafia w boczną siatkę. Wymarzona wręcz 200% sytuacja zostaje zmarnowana. Sędzia daje znać, że do końca meczu pozostało raptem 15 sekund. 15 sekund nadziei Niespodzianki na strzelenie upragnionej bramki i nadziei Liska na dowiezienie remisu.
Trzaskoma zagrywa do Polaka, ale ten gubi piłkę w gąszczu nóg rywali. Aut na wysokości pola karnego dla zawodników Piotra Rucińskiego i ostatnie 5 sekund na przeprowadzenie akcji. W tym momencie nie było osoby, która nie zwątpiła by w Niespodziankę. Wierzyli już chyba tylko sami zawodnicy. Ku zaskoczeniu wszystkich obserwatorów Zalewski umieszcza piłkę bramce niemal, że równo z gwizdkiem sędziego! Tym samym Łukasz Zalewski staje się bohaterem swojej drużyny. Cóż to był za mecz. Tak trzymającego w napięciu spotkania nie było w tej edycji MLF. Ostatecznie gospodarze rzutem na taśmę wygrywają 6:5. Mimo bardzo dobrej i godnej podziwu postawy zawodników Liska, zwycięstwo odniesione przez Niespodziankę wydaje się być w pełni zasłużone. Przez większość meczu to właśnie ona stwarzała groźniejsze sytuacje pomimo, że gra momentami była bardzo wyrównana. A już ostatnie minuty to niesamowite szczęście zawodników Wojdy, że nie stracili wcześniej bramki. Śmiało można stwierdzić, że najważniejszym i decydującym momentem było
pojawienie się na parkiecie Damiana Pacuszki.

Zawodnik meczu: Łukasz Zalewski (Niespodzianka)

Jego trzy bramki zapewniły zwycięstwo Niespodziance. Widać było, że bardzo mu zależy na wygranej i dawał z siebie tym samym wszystko. Dodatkowo zdobył najważniejszą bramkę meczu, dającą 3 punkty. Strzelona w ostatniej sekundzie meczu bramka była uhonorowaniem jego bardzo dobrej postawy.

NIESPODZIANKA:

Kozłowski Sławomir 2
Zalewski 7, 14, 40
Polak 22
Pacuszka 32

LISEK:

Popiół 1, 16
Lipka 8, 22
Gołaszewski 15

*

GALACTICOS 5 ? TB 9

Faworytem tego spotkania bez wątpienia był młody zespół Galacticos. TB jednak w tym sezonie wyraźnie podniosło poziom i nie zamierzało tanio sprzedać trzech punktów.
Przed samym rozpoczęciem meczu okazało się, że nieoczekiwanie to Beerdrinkersi będą w lepszej sytuacji. Galaktyczni stawili się jedynie w 4 osoby, zatem całe spotkanie mieli zagrać bez zmian i raptem we trzech w polu plus bramkarz. Należy pochwalić młodych zawodników za ambicję i szacunek dla rywala, nie oddali walkowera i pozwolili TB rozegrać spotkanie. Jak można było przewidzieć, TB od pierwszych minut ruszyło do ataku. Przewaga liczebna dała zawodnikom Mikołaja Szczepanowskiego swobodę w operowaniu piłką i dużo miejsca na parkiecie. W 4 minucie pierwszego gola zdobył Piotr Wiechowicz. Galacticos byli jednak bardzo zdeterminowani i wyrównali za sprawą Kapusty, a chwilę potem ich kapitan wykorzystał prezent od rywala i dał swej drużynie prowadzenie. W 6 minucie wyrównał pięknym strzałem Mikołaj Szczepanowski, który uderzył z połowy boiska, a piłka otarła się o poprzeczkę i zatrzepotała w siatce. W pierwszej połowie oglądaliśmy wyrównany pojedynek. TB górowało liczebnie, ale trzej muszkieterowie z Galacticos dzielnie stawiali im czoła. Indywidualne pojedynki wygrywali zazwyczaj debiutanci, jednak Beerdrinkersi umiejętnie podwajali krycie, walcząc na całej powierzchni parkietu. Dopóki jednak zawodnicy Malińskiego mieli siły, dopóty wynik był sprawą otwartą, upływające minuty działały na ich niekorzyść. Pierwsza zadyszka dopadła Galacticos po 17 minutach gry. Wówczas to bramkę na 4:4 zdobył Suski, a jeszcze przed przerwą podwyższył Wiechowicz i TB prowadziło jedną bramką.

W drugiej połowie Galaktyczni wyraźnie już opadli z sił. Być może ich determinację osłabił, wyjątkowo tego dnia niepewny golkiper Figlewicz. O ile zdarzały mu się świetne interwencje, ratujące zespół, o tyle kilka straconych bramek obciąża wyłącznie jego konto. Wśród młodych zawodników wyróżniał się Fabian Bujalski, który jedyny w drugiej części szarpał i walczył. Został jednak skutecznie zneutralizowany przez podwójne krycie i jego dryblingi kończyły się często utratą piłki. Tymczasem TB nabrało rozpędu i pewności zwycięstwa. Częste zmiany pozwalały im zachowywać wysokie tempo gry. Rozsądnie dysponowali piłką, decydując się na uderzenia tylko z pewnych pozycji. Druga połowa to absolutna dominacja Beerdrinkersów, którzy pewnie zmierzali po kolejne trzy punkty i odbicie się od ligowego dna. Galacticos na utratę kolejnych 4 bramek, odpowiedzieli tylko jednym trafieniem i ostatecznie TB wygrało zasłużenie 9:5.
Beerdrinkersi dzięki temu zwycięstwu wyprzedzili w tabeli Liska. Bardzo mądrze tego dnia wykorzystali osłabienie rywala. Jak zwykle dobrze spisywali się w defensywie, ofiarnie broniąc dostępu do własnej bramki. W ataku bezlitośnie zabiegali Galaktycznych. Debiutanci natomiast byli skazani na porażkę, mimo to postarali się nawiązać walkę i w pierwszej połowie im się to udało. W drugiej odsłonie wypluli płuca i ponieśli nieuniknioną klęskę.

Zawodnik meczu: Mikołaj Szczepanowski (TB)

Strzelił wspaniałego gola, który był ozdobą tego spotkania. Przez cały mecz umiejętnie dyrygował drużyną, która sprytnie operowała piłką i zmuszała osłabionego rywala do biegania. To wyróżnienie także za progres, jaki zrobili Beerdrinkersi względem poprzedniej edycji. Widać w tym rękę kapitana.

GALACTICOS 5:

Kapusta 5, 15, 30
Maliński 5
Bujalski 11

TB 9:

Wiechowicz 4, 18
Suski 17, 30
Szczepanowski 6
Ciura 9
Bielewicz 27
Brodowski 35
Abramczuk 39

*

FOMAR 3 ? 8 INPLUS

Absolutny szlagier przedostatniej kolejki. InPlus miał okazję zapewnić sobie tytuł, zaś Fomar chciał zostać pierwszym w tej edycji pogromcą Księgowych. Dużym osłabieniem ekipy Fomaru był brak Rosińskiego, Ratke i Kublika, skutkiem czego ich ławka nie imponowała ani liczebnością ani jakością. Tymczasem liderzy stawili się w pełnym składzie.
Już pierwsze minuty pokazały, że będziemy świadkami świetnego widowiska. Bardzo szybkie tempo narzucili obaj rywale. Jak to bywa w pierwszych minutach, przeciwnicy sumiennie zabezpieczali tyły, po każdej stracie wracając do obrony. Skutkiem tego ciężko drużynom stworzyć klarowne sytuacje bramkowe. Jedni i drudzy decydowali się na uderzenia z dystansu, w Fomarze Styczyński i Wasiak, w InPlusie Madej i Wilczyński. Wynik otworzył w 6 minucie Mateusz Dominiak, który pokonał Macieja Łysiaka strzałem w długi róg. Szybko jednak przyszło wyrównanie, gdy Bartek Wilczyński wykorzystał zamieszanie pod bramką, zwiódł rywali i silnym uderzeniem posłał piłkę do siatki. Chwilę później Madej efektownie sklepał z Różyckim w polu karnym i dał prowadzenie liderowi. Fomar bynajmniej nie zamierzał odpuszczać. Gra nadal toczyła się w wysokim tempie i obie drużyny stwarzały sobie dogodne sytuacje. Tego dnia jednak niesamowite umiejętności zaprezentowali obydwaj bramkarze. Zarówno Maciej Łysiak, jak i Darek Waś mieli mnóstwo okazji wykazać się kunsztem, a ich korespondencyjny pojedynek był prawdziwą ozdobą tego meczu. Waś imponował refleksem i zwinnością, natomiast Łysiak wykazywał się niezwykłą ofiarnością i fenomenalnym ustawianiem się w bramce. W 12 minucie na potężne uderzenie z dystansu zdecydował się Wilczyński, piłka odbiła się jeszcze od Madeja i zmyliła Wasia. Prowadzenie dwiema bramkami, przy tak wyrównanych rywalach, nie jest żadną przewagą, toteż InPlus nie spoczywał na laurach. Do przerwy kolejne dwa trafienia zaliczył Madej, skutkiem czego wynik brzmiał 5:1 dla lidera.

Drugą odsłonę obydwie ekipy rozpoczęły z wysokiego C. Najpierw trafił Dominiak, a chwilę później odpowiedział z rzutu wolnego Madej. Fomar przypuścił huraganowe ataki, jednak albo świetnie interweniował Łysiak, albo napastnikom brakowało precyzji. W defensywie zawodnicy Waśniewskiego stosowali szczelną obronę strefową, jednak niezawodny Madej potrafił znajdować w niej luki i gdyby nie heroiczna postawa Wasia, strzeliłby kilka kolejnych bramek. Tempo gry nie spadało. Ataki Fomaru były coraz mniej skuteczne, co źle wpływało na morale i pojawiły się w zespole pierwsze niesnaski. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć sportowe zachowanie obydwu ekip. W dotychczasowych meczach zarówno Fomar jak In Plus pokazały, że czasem ponoszą ich niezdrowe emocje. Tym razem zawodnicy postawili na czystą, piłkarską rywalizację, z korzyścią dla widowiska. W 32 minucie padł kolejny gol dla In Plusu, kiedy to Adam Wasiak, próbując przeciąć długą piłkę do Madeja, nieszczęśliwie przelobował własnego golkipera. Przy stanie 7:2 Księgowi byli już pewni zwycięstwa oraz mistrzostwa. Na trzy minuty przed końcem padła bramka, która była zwieńczeniem świetnego występu Michała Madeja. Najlepszy strzelec MLF, otrzymał piłkę w polu karnym, w asyście dwóch obrońców i bramkarza Fomaru. Trudno nawet opisać co on z nimi wyczyniał, jakieś tańce, magiczne sztuczki a?la Garrincha. Tak czy siak, gdy Madej kierował już piłkę do siatki, Waś bezradnie leżał, a jego koledzy byli zagubieni niczym dzieci we mgle. Przed ostatnim gwizdkiem rozmiary porażki zmniejszył Przemek Styczyński, bramką z bliska, która ustaliła wynik na 8:3 dla In Plusu.
Fomar powalczył i pozostaje żałować, że nie stawili się, wymienieni w czołówce relacji zawodnicy. Mając szerszą ławkę i więcej opcji gry, na pewno Fomar mógłby pokusić się o zwycięstwo. Po raz kolejny trzy punkty i ostatecznie mistrzostwo Księgowym zapewnił Michał Madej. Chyba niemożliwe jest skuteczne wyłączenie go z gry.

Zawodnik meczu: Michał Madej (In Plus)

Madej? i wszystko jasne. Strzelił 5 goli, a ten ostatni to po prostu majstersztyk. Po tym spotkaniu można też śmiało stwierdzić, że wygrał tytuł Króla Strzelców. Gratulujemy!

FOMAR 3:

Dominiak 6, 21
Styczyński 38

IN PLUS 8:

Madej 8, 18, 19, 22, 37
Wilczyński 7, 12
samobój 32

*

R.K.S HUWDU - TITANS 0:5 (walkower)

Niestety gospodarze tego meczu się nie stawili i tym samym oddali bez walki punkty rywalowi.

*

Relacja: Marcin Boczoń, Krzysztof Bryk

*


*



*



*



[gallery]

Galeria

fot. 1
fot. 2
fot. 3
fot. 4
fot. 5
fot. 6
fot. 7
fot. 8
fot. 9
fot. 10
fot. 11
fot. 12
fot. 13
fot. 14
fot. 15
fot. 16
fot. 17
fot. 18
fot. 19
fot. 20
fot. 21
fot. 22
fot. 23
fot. 24
fot. 25
fot. 26
fot. 27
fot. 28
fot. 29
fot. 30
fot. 31
fot. 32
fot. 33
fot. 34
fot. 35
fot. 36
fot. 37
fot. 38
fot. 39
zdjecie

Mikołaj Szczepanowski

Mikołaj Szczepanowski - współpracuje z portalem od 2006 roku

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry