Złoty In Plus! Estudiantes drugie i Niespodzianka na ostatnim stopniu podium!

Mikołaj Szczepanowski MareckaLigaFutsalu

 12 marca 2013    22:38

Relacja z ostatniej kolejki MLF. Wkrótce też relacja z zakończenia ligi.

LISEK 10 - 14 RKS HUWDU

Spotkanie rozpoczynające ostatnią kolejkę MLF 2013 zapowiadało się bardzo interesująco. W drużynie Liska zabrakło jednak Tomasza Popioła, który jest czołową postacią drużyny. RKS natomiast stawił się bez kapitana Patryka Marchewki, który w poprzednich meczach pokazał niemałe umiejętności bramkarskie. Obydwa zespoły przystąpiły do gry bez zmienników, więc jasnym było, że wygra ten, kto lepiej wytrzyma kondycyjnie trudy spotkania.

Pojedynek zaczął się od wyrównanej walki. Lisek częściej decydował się na uderzenia, ale z dystansu i bez przygotowania. Tymczasem Huwdu bardziej starannie przeprowadzało akcje. Opłaciło się to, gdyż w 5 minucie strzałem z bliska otworzył wynik Adrian Basiuk. Trzy minuty później wyrównał silnym uderzeniem w długi róg Piotr Bogoński. Gracze Huwdu zmieniali się między słupkami, dzięki czemu mogli odpoczywać, pomimo pustej ławki. Lisek grał ciągle tym samym ustawieniem. W ekipie RKS bardzo dobrze wyglądała współpraca kwartetu Dutkiewicz, Basiuk, Kozakiewicz, Kraśnicki, którzy udowodnili, że będąc w formie stanowią jeden z najciekawszych składów w tegorocznych rozgrywkach. W Lisku, pod nieobecność Popioła, prym wiedli Grzegorz Wojda i Mateusz Gołaszewski, wspierani przez Piotrka Bogońskiego. Dopóki ostatni zespół w tabeli był w stanie wytrzymać kondycyjnie, gra była bardzo wyrównana. Do 18 minuty wynik brzmiał 3:3, ale wtedy Lisków dopadła nieunikniona zadyszka. Przed przerwą stracili trzy bramki, pozwalając rywalowi odskoczyć, na w miarę bezpieczną przewagę.

Podopieczni Wojdy ambitnie wznowili mecz w drugiej połowie. Już w 21 minucie strzałem po ziemi bramkę zdobył Mateusz Gołaszewski. Taki obrót sprawy tylko zmotywował Huwdu, które ponownie przycisnęło i odpowiedziało kolejnymi trzema golami. Jeden i drugi zespół grał niezwykle ofensywnie i widać było, że w tym meczu nikt nie kalkuluje. Cóż jednak z tego, skoro napastnicy marnowali bardzo wiele okazji za sprawą własnej niedokładności lub wskutek dobrych interwencji bramkarskich. Przy stracie pięciu bramek do przeciwnika, piłkarzom Liska zaczęły puszczać nerwy i z ich przyczyny gra się zaostrzyła. Doszło do kilku spięć, które musiał łagodzić arbiter. Jednak zawodnicy Marchewki skupili się na grze w piłkę, zamiast na szukaniu zaczepki z rywalem i przyniosło to znakomite rezultaty. Ostatecznie RKS skutecznie wypunktował Liska i spotkanie zakończyło się zwycięstwem Huwdu 14:10.
RKS pokazał swoją piłkarską wyższość. Gdyby zawodnicy Huwdu wykazali się większą motywacją w trakcie sezonu, mogliby powalczyć o zdecydowanie wyższą lokatę. Lisek natomiast rozczarował, zazwyczaj ekipa ta imponowała ambicją, ale tym razem poniosły ich niezdrowe emocje.

Zawodnik meczu: Bartek Dutkiewicz (RKS Huwdu)

Kolejny bardzo dobry występ tego zawodnika. Przez całą edycję prezentował równą, wysoką formę i przy słabszej niedyspozycji Basiuka, brał na siebie ciężar gry. W tym meczu ponownie imponował skutecznością i przeglądem pola w ataku, oraz spokojem i pewnością w destrukcji. Nie unikał też twardej walki z agresywnymi rywalami.

LISEK 10:

Gołaszewski 21, 28, 34, 37
Wojda 13, 33, 38
Bogoński 8, 12, 33

R.K.S 14:

Basiuk 5, 12, 19, 35
Dutkiewicz 19, 22, 29
Kozakiewicz 18, 27, 30
Kraśnicki 8, 37
Samobój 24, 36

*

AMATORS 9 - 13 GALACTICOS

Drugie z kolei spotkanie kolejki nie było decydujące dla układu tabeli. Zmierzyły się jednak dwie ekipy, które w piłkę grac potrafią i słusznie spodziewaliśmy się po nich dobrego widowiska.
Obydwie drużyny narzuciły szybkie tempo rozgrywki. Piłka była wymieniana szybkimi podaniami. Amatorzy stosowali swoją sprawdzoną taktykę częstych uderzeń z dystansu i szukania możliwie najprostszych sposobów na sforsowanie defensywy rywala. Natomiast Galaktyczni wreszcie odzyskali polot z pierwszych spotkań sezonu. Maliński, Bujalski i spółka ponownie imponowali kombinacyjną grą, finezją w panowaniu nad futbolówką, chociaż twardo grający rywal nie postawił łatwych warunków. Przez pierwszy kwadrans spotkania byliśmy świadkami wyrównanego pojedynku. Z jednej strony siła i doświadczenie Amatorsów, z drugiej fantazja i spryt Galacticos. Jednak po upływie 15 minut na ekipie Piotra Rutkowskiego ponownie zemściła się krótka ławka, która była głównym mankamentem zespołu w tym sezonie. Młodzi rywale wykorzystali osłabnięcie Amatorów i z remisu 3:3, w ostatnich pięciu minutach przed przerwą zrobiło 6:3 dla Galaktycznych.

W przerwie kapitan Amators musiał solidnie zmotywować swoich kolegów. W drugiej odsłonie zawodnicy Rutkowskiego odzyskali siły i wzięli się solidnie do roboty. Oglądaliśmy piękną wymianę ciosów. Wśród Amators błyszczał zwłaszcza ich kapitan, który popisał się świetnym przechwytem i atomowym uderzeniem zaraz po wznowieniu gry. W następnych minutach dołożył kolejne trzy trafienia, dodatkowo ciężko harując w obronie. Ambicja z jaką wyszli na plac Amators wyraźnie udzieliła się też ich rywalom. Galacticos wciąż prowadzili swoją grę, efektownie wymieniali się piłką i pozycjami, cały czas starając się utrzymać korzystny rezultat. Z pewnością pomógł im w tym szeroki tego dnia skład. Zawodnicy Malińskiego są chyba najbardziej wyrównanym, pod względem umiejętności zespołem w Lidze. Każdy wchodzący piłkarz wnosi do drużyny świeże siły, bez utraty jakości gry. Ostatecznie Galacticos dowieźli wygraną do końca i spotkanie zakończyło się wynikiem 13:9 na ich korzyść.
Ekipa Kuby Malińskiego korzystnie zaprezentowała się w ostatnim swoim pojedynku. Gdyby w kilku innych meczach stawili się w tak szerokim gronie, z pewnością wywalczyliby wyższe miejsce w tabeli. W przyszłym sezonie mogą powalczyć nawet o podium, pod warunkiem zachowania koncentracji, której czasem im jeszcze brakuje. Amatorom wyraźnie zabrakło Woźniaka i Kowalskiego, którzy dużo wnosili do zespołu i stanowili o jego sile. Jednak trzeba docenić, że mimo szczupłej kadry walczyli do ostatniego gwizdka o korzystny rezultat.

Zawodnik meczu: Piotr Rutkowski (Amators)

W tym spotkaniu był nie tylko kapitanem z prawdziwego zdarzenia ale i boiskowym liderem swojej ekipy. Świetnie ułożona noga, atomowe uderzenia i umiejętność znalezienia się w odpowiednim miejscu na parkiecie, te wszystkie cechy zaprezentował w tym pojedynku Rutkowski i zasłużenie zgarnął wyróżnienie dla najlepszego zawodnika.

AMATORS 9:

Rutkowski 21, 22, 28, 29
Fortuna 2, 38, 38
Łukasz Grochowski 14
Szubierajski 9

GALACTICOS 13:

Maliński 16, 24, 36
Simborski 6, 19, 29
Kapusta 13, 34, 39
Bujalski 18, 20
Nowak 22, 33

*

TB 8 - 19 FOMAR

Zdecydowanym faworytem tego meczu byli zawodnicy Roberta Waśniewskiego. Dodatkowo na niekorzyść TB przemawiało pojawienie się w ich szeregach tylko czterech graczy. Taki stan stawiał Fomar w jeszcze bardziej uprzywilejowanej sytuacji. Gra w przewadze jednego zawodnika mogła okazać się gwoździem do trumny dla ich przeciwników. Wszyscy obserwatorzy tego spotkania zastanawiali się, czy zostanie pobity rekord goli w jednym meczu. Ku pozytywnemu zaskoczeniu Waśniewski i spółka podjęli godną szacunku decyzję. Otóż zawodnicy faworyta postanowili wyjść na parkiet we czterech tak, aby szanse były bardziej wyrównane. Taka postawa zasługuje na wielkie słowa uznania.

Postawa Fomaru została nagrodzona już w pierwszej akcji meczu, po której bramkę na 1:0 zdobył Waśniewski. Szybko jednak do wyrównania doprowadził najbardziej aktywny zawodnik TB, Piotr Wiechowicz. Kolejne minuty należały jednak już zdecydowanie do gości. W przeciągu dziewięciu minut skierowali oni piłkę do siatki aż 6 razy. Po dwie bramki strzelili Ratke i Rosiński, a po jednej Waśniewski z Fronczkiem. Dominacja Fomaru nie podlegała żadnej dyskusji. Podopieczni Roberta Waśniewskiego wyraźnie przewyższali swoich przeciwników. Momentami przypominało to grę w "dziada". Bezradni "drinkersi" mimo niekorzystnego wyniku nie ograniczali się jednak tylko do obrony. Najlepszy w ich szeregach Wiechowicz grał głównie z przodu i dawał z siebie wszystko. Gdy udało mu się wywalczyć piłkę to szybko zmuszał Wasia do wysiłku. Także Szczepanowski i Brodowski walczyli z całych sił, ale zadanie powstrzymania Ratke czy Kaczmarczyka do łatwych nie należy. W 15 minucie na listę strzelców wpisuje się kapitan TB, ale w odpowiedzi kolejną bramkę zdobywa Waśniewski. Gdy po chwili swoją drugą bramkę w meczu zdobył Adam Fronczek to przewaga Fomaru wynosiła już 9:2. Do końca pierwszej części obraz gry się nie zmienił. Goście dominowali pod każdym względem. TB zaś w dalszym ciągu ograniczało się do gry z kontry. Ich akcje były szarpane, ale spowodowane to było co raz większym brakiem sił. Ostatecznie obie drużyny schodziły na przerwę przy stanie 11:4 dla Fomaru.

Na drugą odsłonę nie wyszedł już Patryk Ratke. Zawodnik Fomaru odczuwa jeszcze skutki niedawnej kontuzji i nie chciał ryzykować pogłębienia urazu. Jako pierwsi do siatki rywala trafili gospodarze. Bramka zdobyta przez Piotra Wiechowicza padła dopiero w 26 minucie. Do tego momentu zawodnicy TB bronili się już właściwie ostatkiem sił. Widać było, że dają z siebie dosłownie wszystko. Ambicji i woli walki nie można im jednak odmówić. Te elementy od zawsze cechują "drinkersów" patrząc pod tym kątem inne drużyny mogą brać z nich przykład. Między 28 a 30 minutą byliśmy świadkami show w wykonaniu Grzegorza Grabowskiego. Najbardziej doświadczony zawodnik MLF aż czterokrotnie pokonał Wojciechowskiego. Dzięki jego trafieniom Fomar prowadził już 15:5. W 31 minucie swoją drugą bramkę zdobywa Mikołaj Szczepanowski. Jednak sytuacja znowu się powtarza i goście błyskawicznie odpowiadają za sprawą Przemka Kaczmarczyka. W tej samej minucie Brodowski pokonuje Wasia, ale tradycyjnie analogiczna sytuacja i znowu gol dla Fomaru. Tym razem Wojciechowski skapitulował po ładnym strzale Wasiaka. Po chwili na 18:7 podwyższa Grabowski. W ciągu ostatnich czterech minut padają jeszcze dwie bramki, po jednej dla każdej z drużyn. Licznik zatrzymał się ostatecznie na wyniku 19:8 dla gości.
Zwycięstwo Fomaru było w pełni zasłużone. Zawodnicy Roberta Waśniewskiego dominowali nad przeciwnikiem w każdym elemencie. Ich wzorowa postawa została nagrodzona okazyjnym zwycięstwem, dzięki któremu zajęli wysokie czwarte miejsce w MLF.
TB nie ma się jednak czego wstydzić. Dopóki mieli siły starali się przeciwstawić wyżej notowanemu rywalami. Niestety przeciwnicy posiadają wyższe umiejętności, które bezwzględnie wykorzystali. Najlepszy w szeregach gospodarzy był Piotr Wiechowicz. Zgłoszenie tego zawodnika było bardzo dobrym ruchem ze strony Mikołaja Szczepanowskiego. Wiechowicz imponował we wszystkich meczach walecznością i instynktem strzeleckim. Na pewno trzeba przyznać, że pozostawił po sobie dobre wrażenie.

Zawodnik meczu: Grabowski Grzegorz (Fomar)

Ciężko jest wybrać najlepszego zawodnika z drużyny, w której każdy zagrał na przyzwoitym poziomie. Grabowski jednak pokazał, że mimo upływu lat wciąż jest w dobrej formie i nie odstaje od młodszych kolegów. Dodatkowo grał nie tylko w polu, ale i zastępował momentami Wasia w bramce. Na ostateczny wybór wpływ miało także zdobycie pięciu bramek przez tego zawodnika.

TB:

Wiechowicz 2, 20, 26, 39
Szczepanowski 15, 31
Brodowski 18, 32

FOMAR:

Waśniewski 1, 4, 15
Rosiński 5, 12
Fronczek 13, 17
Ratke 8, 10, 18, 18
Grabowski 28, 29, 30, 30, 34
Kaczmarczyk 32
Wasiak 33
samobój. 37

*

TITANS 2 - 6 ESTUDIANTES

Pierwsze w tej kolejce spotkanie anonsowane, jako decydujące o ostatecznym układzie miejsc na podium. Bardziej zmotywowany do tego pojedynku przystępował Titans, który mógł liczyć na pudło, tylko w przypadku zwycięstwa. Natomiast ekipie Sebastiana Puławskiego wystarczał remis, aby utrzymać się na pozycji w tabeli i zarazem zdobyć tytuł wicemistrza MLF.
Titans od pierwszego gwizdka starali się narzucić własny styl gry. Zaraz po stracie piłki, zawodnicy w białych strojach doskakiwali do rywala, próbując ją odzyskać wszelkimi sposobami. Bardzo dobre zawody rozgrywał zwłaszcza Artur Tatuń, który mimo filigranowej sylwetki, uwijał się po parkiecie niczym szatan i wydawało się, że jest w kilku miejscach naraz. Drużyna Estudiantes bynajmniej nie oddała pola. Agresywne nastawienie przeciwnika umożliwiło Barzycowi i spółce zastosowanie ich ulubionej taktyki. Estudiantes przyczaili się, nie forsowali tempa, czekali na błędy przeciwnika. Trzeba przyznać, że do tej pory jedynie In Plus zdołał się skutecznie przeciwstawić takiej taktyce. Mimo naporu, zawodnicy Artura Tatunia nie umieli stworzyć sobie klarownych sytuacji strzeleckich. Przeciwnik szczelnie zamykał przestrzeń przed własnym polem karnym, natomiast groźny z dystansu Michał Myrcha był zawsze pod szczególnym nadzorem. Wreszcie Titans popełnili błędy, które zostały bezlitośnie wykorzystane przez wicelidera. W 7 minucie Paweł Pszczółkowski efektownie zgrał główką do Barzyca, który nie miał problemu z pokonaniem Masiaka, a chwilę później prowadzenie podwyższył Maciaszek, strzałem z bliska. Strata dwóch bramek ewidentnie nie podłamała Titansów i dalej atakowali oni z determinacją, jednak prowadzący rywale poczuli się pewniej i poszli na wymianę ciosów. Oglądaliśmy prawdziwy piłkarski spektakl, godny tak wyrównanych adwersarzy. Estudiantes murowali swoją bramkę i wyprowadzali bardzo groźne kontry, które jednak rozbijały się każdorazowo o znakomicie interweniującego Bartosza Masiaka. Golkiper Titansów był tego dnia doprawdy w wybornej dyspozycji. W 13 minucie Artur Tatuń przywrócił nadzieję swojej drużynie. Po rozegraniu kornera, kapitan Titansów dopadł do piłki przed polem karnym i huknął na bramkę. Sebastian Puławski miał już futbolówkę w rękach, ale wypuścił ją tak niefortunnie, że ta wpadła do siatki. Mimo intensywnych wysiłków obu stron, wynik nie uległ zmianie i do przerwy wicelider prowadził 2:1.
Zaraz po wznowieniu gry, Sebastian Tatuń mógł tylko zakląć szpetnie, gdyż pomógł rywalom, kierując piłkę do własnej bramki. Titans wciąż jednak nie ustawali w wysiłkach doprowadzenia do wyrównania. Ambicja kapitana wyraźnie udzieliła się reszcie zespołu, gdyż każdy zawodnik w białej koszulce walczył o piłkę niczym lew. Przeciwnicy fundowali nam popis determinacji i umiejętności, przy czym warto zauważyć, że mimo wysokiej stawki, mecz toczył się w duchu fair play. Nawet w przypadku fauli lub ostrzejszych starć, piłkarze okazywali sobie wzajemny szacunek. Bardzo miło oglądało się to spotkanie, w którym zaangażowanie nie przesłoniło nikomu zdrowego rozsądku. W 26 minucie gracze Estudiantes raz jeden zapomnieli przykryć Myrchę, co zemściło się na nich utratą gola. Jednak już w pierwszej akcji po wznowieniu błysnął niezastąpiony Rafał Barzyc. Lider Estudiantes ograł obrońcę i mierzonym uderzeniem umieścił piłkę w bramce Masiaka. Dwie minuty później świetną akcję przeprowadzili bracia Pszczółkowscy, którą na gola zamienił Piotr i mieliśmy 5:2. Od tej pory z Titansów jakby zeszło powietrze, natomiast ich rywale objęli kontrolę nad grą. Na cztery minuty przed końcem ponownie ukąsił Barzyc, dobijając rywali i ustalając końcowy wynik na 6:2 dla Estudiantes.
Titans powalczyli z niesłychaną ambicją, za co należą im się brawa, zwłaszcza Masiakowi i Arturowi Tatuniowi. Natomiast Estudiantes rozegrało ten mecz, niczym wytrawny strateg, a nie ligowy debiutant. Podopieczni Puławskiego zrobili po prostu to co potrafią najlepiej w Lidze, wyczekali i wypunktowali rywala.

Zawodnik meczu: Rafał Barzyc (Estudiantes)
To był znowu ten niesamowity Barzyc. Wziął na barki cały zespół, walczył w defensywie, rozgrywał akcje i wykańczał je w swoim stylu, swobodnie i skutecznie. Aż szkoda, że nie miał przeciwwagi w postaci Bogusza, ich pojedynki z pewnością dostarczyłyby widzom wiele emocji.

ESTUDIANTES 6
Barzyc 7, 26, 36
Maciaszek 8
Piotr Pszczółkowski 28
Samobój 21


TITANS 2
Artur Tatuń 13
Myrcha 26

*

IN PLUS 5 - 10 NIESPODZIANKA

Przed szlagierem Mareckiej Ligi Futsalu krążyło wiele różnych domysłów. Część osób słabo znających historię pojedynków tych dwóch drużyn zastanawiało się, czy In Plus odpuści mecz swemu odwiecznemu rywalowi. Na takie rozważanie wpływał fakt, iż "księgowi" mieli już zapewnione mistrzostwo i nic nie zagrażało ich pozycji. Wszyscy, którzy snuli takie domysły przekonali się, że zapowiedź meczu była w całości uzasadniona. W przypadku tej rywalizacji nie ma bowiem znaczenia w jakim położeniu znajdują się obie drużyny i o co walczą. Należy jednak przyznać, że In Plus miał zakodowane, iż nawet w przypadku porażki to ich kapitan wzniesie puchar za wygranie ligi. Po meczu TITANS - Estudiantes było także wiadomo, że Niespodzianka nawet wygrywając zajmie ostatecznie trzecie miejsce. Obu drużynom pozostawało zatem udowodnić, która z nich okaże się lepsza w bezpośrednim pojedynku.
In Plus stawił się w możliwie najsilniejszym składzie. Zabrakło jedynie Sebastiana i Kamila Ryńskich, którzy przyglądali się tego dnia grze kolegów. Większe osłabienia można było jednak odnotować w kadrze Niespodzianki. Kontuzje wyeliminowały z gry Piotra Jarosa i Huberta Sochackiego. Największym osłabieniem była jednak nieobecność Łukasza Bestrego. Nikt nie znał przyczyn absencji golkipera gości dlatego mecz rozpoczął się z kilkuminutowym poślizgiem ponieważ jego koledzy liczyli, że to chwilowe spóźnienie. Czas jednak ponaglał i ustępujący mistrz musiał wystawić w bramce Piotra Rucińskiego.

"Księgowi" wyszli na parkiet z tylko jedną widoczną zmianą. Szansę gry od pierwszych minut otrzymał ich kapitan, Patryk Gall. Pozostali zawodnicy, Madej - Wilczyński - Kupisiński, dawali sygnał, że nikt tu nie ma zamiaru odpuszczać. Niespodzianka wyszła w możliwie najsilniejszym składzie, na który mogła sobie w tym momencie pozwolić. Od samego początku widać było jak zawodnikom Piotra Rucińskiego zależy na osiągnięciu korzystnego dla nich wyniku. Każda piłka zagrana do Michała Madeja padała łupem, kryjącego go, Damiana Pacuszki. Zawodnik Niespodzianki za każdym razem był szybszy o kilka sekund co pozwalało mu na skuteczne interwencje. Po minucie gry sprytnym zagraniem popisał się Michał Trzaskoma. Defensor gości oddał niesygnalizowany strzał w kierunku bramki przeciwnika. Piłka celowo uderzona została niezbyt mocno, aby Łukasz Zalewski mógł zmienić jej kierunek. Snajper Niespodzianki dokładnie zrozumiał intencje swojego kolegi i musnął piłkę piętą czym kompletnie zaskoczył bezradnego Łysiaka. W odpowiedzi groźny strzał Madeja instynktownie broni Ruciński. Po chwili kapitan gości znowu popisuje się znakomitym refleksem. W tym momencie podopieczni Galla zrozumieli chyba, że ciężko będzie im pokonać stojącego z konieczności w bramce popularnego "Rutę". Nowy bramkarz Niespodzianki wcale nie wyglądał na nowicjusza w pełnionej roli. Kolejną groźną akcję w czwartej minucie przeprowadził zeszłoroczny mistrz. Tym razem do siatki In Plusu trafił Grzegorz Polak. Asystę przy jego bramce zanotował kolejny raz Michał Trzaskoma. W kolejnych minutach tempo gry nie ustawało. Najlepszy strzelec MLF wreszcie trafił na godnych siebie przeciwników. Damian Pacuszka harował za dwóch i nie dawał Madejowi chwili wytchnienia. Wynik meczu sprawił, że po pięciu minutach plac gry opuścił Patryk Gall. Kapitan In Plusu wyraźnie nie mógł się odnaleźć wśród znakomicie grających zawodników Rucińskiego. W szóstej minucie kontaktową bramkę zdobywa Marcin Częścik, który dobił piłkę odbitą przez bramkarza. Odpowiedź rywali była jednak piorunująca. Znowu piłkę przechwycił Pacuszka, który przebiegł z nią kilka metrów i plasowanym strzałem wpisał się na listę strzelców. Niesiona oklaskami widowni Niespodzianka rozgrywała swój najlepszy mecz w tej edycji MLF. Każdy kto oglądał to spotkanie doceniał niesamowite zaangażowanie jej zawodników oraz determinacje w dążeniu do końcowego sukcesu. W 9 minucie daje o sobie znać Michał Madej. Niekwestionowany lider "księgowych" pokonał Rucińskiego i mógł na swoim rozkładzie odznaczyć kolejną drużynę, której strzelił bramkę. Radość gospodarzy szybko ugasił ponownie Damian Pacuszka. Tuż po rozpoczęciu gry najlepszy na placu zawodnik fantastycznym strzałem umieścił piłkę w bramce Łysiaka. Chyba wszystkich w tym momencie dziwiło jak to jest z tą Niespodzianką, która wyraźnie dominuje nad liderem MLF a nie potrafiła znaleźć recepty na Fomar i Estudiantes. Jedynym słusznym wytłumaczeniem tej nierównej postawy jest chyba fakt, że tylko In Plus jest w stanie wyzwolić w niej taką wolę zwycięstwa. Kolejne minuty w dalszym ciągu przebiegały pod dyktando gości, którzy nie zwalniali tempa ani na moment. Tym razem z boku kolegami dyrygował Mariusz Ciszewski, który nie chciał wejść nawet na minutę ponieważ widział jak świetnie funkcjonuje dziś jego zespół. Kolejna bramka dla Niespodzianki pada w 13 minucie. Jej strzelcem ponownie Pacuszka, który zdobył tym samym klasycznego hat-tricka. Przy tym trafieniu świetną asystą popisał się Grzegorz Polak wykładając idealnie piłkę "Pace". W 15 minucie ten sam zawodnik znowu stanął przed kolejną szansą, ale tym razem górą był Maciej Łysiak. W odpowiedzi piłka po strzale Madeja zatrzymała się na słupku bramki strzeżonej przez Rucińskiego. Niespodzianka pewnie prowadziła i nic nie wskazywało, aby wynik miał się zmienić więc jej zawodnicy oszczędzali powoli siły na drugie 20 minut. Ostatecznie schodzili na zasłużony odpoczynek wygrywając 5:2.

W przerwie nastąpiła zmiana w bramce Niespodzianki. Znakomicie spisującego się Piotra Rucińskiego zastąpił Łukasz Bestry, który dotarł w końcu na mecz. Podstawowy golkiper gości z marszu musiał wejść w spotkanie i już jego pierwsze interwencje pokazały, że jakość w bramce zostanie podtrzymana. Najlepszy bramkarz tegorocznej edycji najpierw znakomicie wybronił strzał Madeja, a po chwili wyszedł zwycięsko z pojedynku z Bartłomiejem Wilczyńskim. In Plus wyraźnie podrażniony wynikiem zamierzał szybko doprowadzić do wyrównania. "Księgowi" zaskoczyli chyba swoich rywali, którzy w pierwszych minutach drugiej odsłony oddali im inicjatywę. W 23 minucie Kamil Kozłowski nieprzepisowo przytrzymuje jednego z przeciwników. Ponieważ sytuacja ma miejsce w polu karnym, sędzia bez wahania dyktuje rzut karny. Do piłki podchodzi tradycyjnie Michał Madej. Snajper In Plusu bierze rozbieg i uderza w swoim stylu bardzo mocno, ale Bestry kapitalnie broni. Interwencja Łukasza Bestrego wywarła wrażenie nawet na samym wykonawcy, który jako pierwszy pogratulował golkiperowi udanej obrony. Takie zachowanie świadczy o dużej klasie najlepszego strzelca MLF. Niewykorzystany rzut karny chyba utwierdził gospodarzy w przekonaniu, że tego dnia nie będą już w stanie dogonić Niespodzianki, której wychodziło niemal, że wszystko. Potwierdzeniem tych słów jest kolejna bramka Damiana Pacuszki. Zawodnik gości kolejny raz zanotował znakomity przechwyt i po indywidualnej akcji zdobył swoją czwartą bramkę w tym meczu. Dwie minuty później przepiękną bramkę strzela Michał Madej, który fantastycznie uderzył w samo okienko. W tej sytuacji Bestry był bez jakichkolwiek szans.
Niespodzianka wkładała w ten pojedynek wiele sił. Mimo co raz większego zmęczenia nie widać było spadku jakości gry jej zawodników. W 30 minucie wręcz idealną akcję przeprowadziło trio: Zalewski - Pacuszka - Trzaskoma. Piłka chodziła między nimi jak po sznurku,a ostatecznie ostatni z nich wpakował ją do bramki. Po takich akcjach ręce same składały się do oklasków. Styl gry Niespodzianki robił wrażenie także na przeciwnikach. In Plus pogodzony już z porażką był tłem dla fenomenalnie funkcjonującej "maszyny" Rucińskiego.
W 33 i 34 dwie bramki dokłada Grzegorz Polak i jest już aż 9:3 dla brązowych medalistów. Ostatnie minuty to nieprzerwanie ataki Niespodzianki, które tylko co jakiś czas przerywane były strzałami głównie Madeja i Częścika. Ten drugi zdobył bramki w 38 i 40 minucie, ale to było wszystko na co pozwolili gospodarzom zawodnicy kierowani przez Pacuszkę. Między bramkami Częścika na listę strzelców wpisał się jeszcze Łukasz Zalewski. Sędzia zakończył ostatecznie spotkanie przy wyniku 10:5 dla Niespodzianki.

Po tym meczu wypada żałować, że nie decydował on o mistrzostwie. Wtedy widowisko byłoby jeszcze ciekawsze, choć i tak obie drużyny stworzyły kapitalny spektakl. Można gdybać, że "gdyby" ten mecz decydował o triumfie to Niespodzianka by wywalczyła złoto. Ale to tylko gdybanie bez pokrycia ponieważ i tak nie wiadomo jak wyglądałoby to spotkanie wtedy. Nieuczciwe byłoby także mówienie, że In Plus odpuścił. Rok temu Niespodzianka miała zapewnione mistrzostwo i również w ostatniej kolejce nie dała za wygraną. Te mecze rządzą się bowiem swoimi prawami i tym razem po prostu Niespodziance wychodziło dosłownie wszystko. "Księgowi" są uzależnieni w ponad 50% od Michała Madeja. Ich rywale tworzą zaś wyrównaną drużynę, która pokazała, że razem jest w stanie wygrać nawet z mistrzem. Cały zespół gości zasługuje na wielkie słowa uznania. Damian Pacuszka skutecznie wyłączył z gry Madeja. Dodatkowo rządził i dzielił na całym parkiecie. Był najlepszym aktorem tego widowiska. Łukasz Zalewski zasuwał aż miło. Nie było dla niego straconych piłek. Michał Trzaskoma dwoił się i troił wypełniając każdą lukę w swoim zespole. Grzegorz Polak rozbijał defensywę rywala w każdym znaczeniu tego słowa. Na koniec obaj bramkarze Niespodzianki. Piotr Ruciński i Łukasz Bestry zaprezentowali wysokie umiejętności. Kapitan gości zagrał w pierwszej połowie w bramce z konieczności, ale nie było widać, że nie jest to jego nominalna pozycja. Łukasz Bestry potwierdził, że jest bezapelacyjnie najlepszym bramkarzem MLF. Z nim w bramce Niespodzianka zyskiwała spokój i pewność. Dodatkowo obronił rzut karny wykonywany przez Michała Madeja, który nie zwykł marnować takich okazji. Ogólnie cały zespół gości zostawił na parkiecie mnóstwo zdrowia i serca. In Plus być może nie zgrał faktycznie na 100%, ale tego nikt nie wie i teraz na pewno się nie dowie. Z boku nie wyglądało jednak żeby sobie odpuścili. Nawet początkowe wyjście z Patrykiem Gallem w pierwszym składzie szybko zostało skorygowane. Michał Madej nie zgrał źle ani poniżej swoich możliwości. Zdobył dwie bramki, w tym jedną nieziemskiej urody. Tego dnia po prostu miał mocnego rywala w postaci Pacuszki przez co nie mógł rozwinąć skrzydeł. I to właśnie bardzo dobra gra "Paki" a nie słaba Madeja była przyczyną porażki "księgowych". W końcowym rozrachunku to jednak In Plus miał więcej powodów do radości. Niespodziance na otarcie łez pozostała wygrana z niepokonanym jak dotąd liderem MLF. Dzięki odniesionemu zwycięstwu także ich zeszłoroczny rekord, gdy nie ponieśli jako jedyny zespół porażki, nie został w tej edycji wyrównany przez In Plus.

Zawodnik meczu: Damian Pacuszka (Niespodzianka)

Zbędny jest jakikolwiek komentarz w tym wyborze. Cała relacja mówi sama za siebie. Mistrzowski mecz w jego wykonaniu, ukraszony czterema bramkami.

IN PLUS 5:

Madej 9, 27
Częścik 5, 38, 40

NIESPODZIANKA 10:

Zalewski 1, 39
Polak 4, 33, 34
Pacuszka 6, 9, 13, 25
Trzaskoma Michał 30

Relacje: Krzysztof Bryk, Marcin Boczoń

*



[gallery]

Galeria

fot. 1
fot. 2
fot. 3
fot. 4
fot. 5
fot. 6
fot. 7
fot. 8
fot. 9
fot. 10
fot. 11
fot. 12
fot. 13
fot. 14
fot. 15
fot. 16
fot. 17
fot. 18
fot. 19
fot. 20
fot. 21
fot. 22
fot. 23
fot. 24
fot. 25
fot. 26
fot. 27
fot. 28
fot. 29
fot. 30
fot. 31
fot. 32
fot. 33
fot. 34
fot. 35
fot. 36
zdjecie

Mikołaj Szczepanowski

Mikołaj Szczepanowski - współpracuje z portalem od 2006 roku

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry