Relacja z Pielgrzymki Akcji Katolickiej Marki do Rzymu w Roku Wiary

Marek Kroczek AkcjaKatolicka

 8 maja 2013    00:34

W dniach od 13 do 21 kwietnia 2013 roku pielgrzymowaliśmy do Rzymu i Włoch.

Impulsem, by po raz trzeci nawiedzić Rzym, był dla nas List Apostolski Papieża Benedykta XVI „Porta fidei”, ogłaszający Rok Wiary oraz „Wskazania duszpasterskie na Rok Wiary”, zawarte w nocie Kongregacji Nauki Wiary, która została opublikowana wraz z Listem. W rozdziale I noty „Na płaszczyźnie Kościoła Powszechnego”, pkt. 2, czytamy: W Roku Wiary należy zachęcać wiernych, by pielgrzymowali do Stolicy Piotrowej, aby tam złożyć wyznanie wiary w Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, w jedności z tym, który dziś wezwany jest, by utwierdzać w wierze swoich braci (por. Łk 22, 32) (...) Podejmując decyzję by wypełnić zaproszenie Benedykta XVI nie wiedzieliśmy, iż tym wezwanym, by utwierdzać w wierze swoich braci będzie Papież Franciszek.

Ustalając program pielgrzymki w centrum postawiliśmy modlitwę przy grobie Błogosławionego Jana Pawła II, w którego beatyfikacji uczestniczyliśmy 1 maja 2011 roku. Postanowiliśmy również nawiedzić grób Świętego Ojca Pio w San Giovanni Rotondo. Doczesne szczątki obu świętych mężów zostały przeniesione w inne miejsce (od czasu naszego pierwszego pielgrzymowania w roku 2007): Bł. Jana Pawła II do kaplicy Św. Sebastiana w Bazylice Św. Piotra (tuż przed jego beatyfikacją), Św. Pio do nowej świątyni Matki Bożej Łaskawej w S. G. Rotondo (po ekshumacji doczesnych szczątków świętego w celu ich kanonicznych oględzin, 40 lat po śmierci, i ich rocznemu wystawieniu na widok publiczny dla kultu religijnego).

CREDO z Papieżem wspólnie wyznaliśmy w czasie Audiencji Generalnej, w środę, 17 kwietnia. Przeżycia i wzruszenia związane z tą chwilą są nie do opisania. Były one zwielokrotnione możliwością bezpośredniego - dotknięcia - niesamowitego Francesco, który zbliżył się do nas na wyciągniecie ręki, w czasie, kiedy błogosławił jedno z podanych mu małych dzieci, które znajdowało się w naszej grupie.

Potęgowanie radości wzrosło jeszcze mocniej, kiedy Papież zwrócił się do Polaków uczestniczących w audiencji, z racji przypadającej w tym dniu 75. rocznicy kanonizacji Św. Andrzeja Boboli, Patrona Polski i Akcji Katolickiej.

Pozdrawialiśmy Papieża wraz z obecnymi Polakami i Włochami oraz przedstawicielami innych narodowości wiwatując na jego cześć i wymachując najwyższą flagą na placu Św. Piotra, a właściwie dwoma flagami: pod barwami narodowymi dumnie powiewał znak Akcji Katolickiej, wzbudzając nie lada sensację.

Po zakończeniu audiencji dało się słyszeć nawoływania, również poprzez telefony komórkowe: „Spotkajmy się przy (i tu zasłyszany cytat) >>bandiera bianco rosse Polonia<<”.

Wcześniej nasze flagi przyciągnęły byłych stypendystów Fundacji „Dzieło Nowego Tysiąclecia”, zrzeszonych w Stowarzyszeniu Absolwentów „Dzieło”, cieszyliśmy się, że mogliśmy w tak niecodziennym miejscu spotkać młodych ludzi, którym jako Akcja Katolicka pomagamy od początku.

Jak podali organizatorzy, w audiencji wzięło udział ponad 110 tysięcy wiernych, dominowali Włosi, którzy zmierzają do Rzymu, by powitać nowego Papieża od początku jego pontyfikatu. My zaprzyjaźniliśmy się ze wspólnotą neapolitańską z Sanktuarium Matki Bożej z Góry Karmel w Torre del Greco: wymieniamy się adresami, obdarowujemy świętymi obrazkami, my przekazujemy wizerunki Bł. Jana Pawła II i Św. Andrzeja Boboli, oni - św. Januarego, patrona Neapolu. Zapraszają nas do siebie, kiedy będziemy podążać do Pompejów. Dziękujemy, zobaczymy, jak czas pozwoli.

Warto było wstać o 4.30, by doznać niesamowitych przeżyć.

Czas oczekiwania i wejścia na plac szybko minął wśród śpiewów i ogólnej radości. Włosi skandowali imię Giovanni Paolo II na przemian z Francesco, my im z radością wtórowaliśmy. Po zajęciu miejsc w sektorach dominowało zawołanie Papa Francesco.

Przed godziną 10. zaczęto witać grupy pielgrzymów. Jaka była nasza radość, kiedy usłyszeliśmy: Akcja Katolicka z Marek.

O 10. 30 Ojciec Święty zaczął objazd placu, przysparzając nie lada kłopotów służbom odpowiedzialnym za Jego bezpieczeństwo, kilkakrotnie zatrzymywał się, by błogosławić małe dzieci (o czym piszę wyżej), ściskał wyciągnięte ręce pielgrzymów, zmieniał trasę przejazdu.

Jest w tym tak bardzo podobny do naszego Jana Pawła II, ba, wydaje się jeszcze bardziej nie zważać na swoje bezpieczeństwo z iście południowym temperamentem.

Wreszcie służby miały chwilę wytchnienia, Papież zajął miejsce pod baldachimem u wejścia do Bazyliki Św. Piotra, by stamtąd prowadzić modlitwę.

I my mogliśmy wspólnie z nim wyznać PROFESSIO FIDEI: Credo in unum Deum... (Wyznanie wiary: Wierzę w jednego Boga...). Dla mnie, jak już kilkakrotnie wspomniałem, było to największe przeżycie w tym dniu i chyba w ciągu całej pielgrzymki.

W swoim nauczaniu, Papież Franciszek, powiedział m.in.: w wyznaniu wiary powtarzamy, że „Jezus Chrystus wstąpił do Ojca”, w obecności uczniów został wyniesiony do nieba, błogosławiąc im. Wniebowstąpienie przypomina nam - kontynuował - że żyje wśród nas, w każdym miejscu i w każdym człowieku. Błogosławi nas.

Potem zwrócił się do Polaków, którzy pielgrzymowali do Rzymu w dniu 75. rocznicy kanonizacji Św. Andrzeja Boboli. Jeden z obecnych biskupów przedstawił w języku polskim postać i heroiczne życie świętego. Z dumą i radością, że mamy takiego niesamowitego świętego, tłumaczyłem na różne pielgrzymie sposoby, kim był i jak zginął za wiarę nasz „duszochwat”, patron Polski, Warszawy, wielu diecezji i Akcji Katolickiej.

Bezpośrednio po audiencji około 13.20 udaliśmy się na zwiedzanie Museum Vaticana. Zwiedziliśmy część antyczną, zbiór wspaniałych średniowiecznych i renesansowych gobelinów oraz Kaplicę Sykstyńską, perłę w koronie papieskiego dziedzictwa. Wykonane przez Michała Anioła przed 500 laty freski na olbrzymiej powierzchni, czynią to miejsce najsłynniejszym skarbem sztuki na świecie.

Jeszcze przed miesiącem nie moglibyśmy podziwiać tego wspaniałego dzieła. Kaplica Sykstyńska jest przede wszystkim miejscem spotkań kardynałów, w marcu zebrało się tu Konklawe, by dokonać wyboru nowego papieża.

Ten niesamowity dzień zakończyliśmy w świątyni, która jest pierwszą w hierarchii ważności wśród kościołów chrześcijańskich - Bazylice Świętych Janów na Lateranie, Katedrze Biskupa Rzymu. Właściwa nazwa bazyliki to: Papieska Arcybazylika Najświętszego Zbawiciela, Św. Jana Chrzciciela i Św. Jana Ewangelisty na Lateranie. Matka i Głowa Wszystkich Kościołów Miasta i Świata. To jedna z czterech bazylik większych Rzymu.

Nieopodal bazyliki znajdują się Święte Schody, schody z pałacu Piłata w Jerozolimie, po których Jezus był prowadzony na przesłuchanie do namiestnika. Dzisiaj pielgrzymi pokonują te święte stopnie nierzadko na kolanach, prosząc lub dziękując Bogu za okazaną łaskę. Nasi pielgrzymi też w tym uczestniczą.

Spacerujemy aleją przepełnioną kuszącymi, wspaniałymi witrynami słynnych domów mody, zakładów jubilerskich... jest co oglądać! Zakupy robią tu najczęściej Rosjanie i Japończycy. Niby droga prosta, jednak łatwo się zgubić, ulegając pięknu rzymskich ulic. Kolejne liczenie naszej wspólnoty pielgrzymkowej, to istny, jednak nieodzowny rytuał; wszyscy przechodzą pod bramką utworzoną z masztu naszej akcyjnej flagi i ręki najwyższego uczestnika pielgrzymki. Konsternacja, brakuje jednej kobiety. Jednak dzięki numerowi telefonu zamieszczonemu na identyfikatorze, szybko nas poinformowała, gdzie jest. Wracam po ”zaginioną owieczkę”, wymachując flagą z akcyjnym znakiem. Szybko dołączamy do grupy.

Przed nami Piazza Navona, wkrótce podziwiamy najwspanialszą fontannę barokową Rzymu - di Trevi, sypią się góry grosza z rąk pielgrzymów do fontanny, każdy chce ponownie tu kiedyś wrócić. Wypoczywamy po trudach dnia w chłodzie fontanny.

Około 20.00 pełni energii i wrażeń wróciliśmy do hotelu „Genziana”, który był naszą bazą przez ostatnie trzy dni.

Świadomie zacząłem relację z pątniczego szlaku od jego najważniejszego momentu, który wypadł w 5. dniu - środku, sercu - naszego pielgrzymowania. Czas zacząć od początku.

Wyruszyliśmy w drogę, w sobotę, 13 kwietnia, o godzinie 5.00, sprzed kościoła p.w. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, parafii Św. Izydora Oracza w Markach.

Nasza wspólnota pielgrzymkowa liczyła 59 osób razem z pilotem, którym był Dariusz Łukaszewicz (właściciel Biura Pielgrzymkowego PAX z Białegostoku, który od lat cieszy się naszym - akcyjnym - zaufaniem) i dwoma kierowcami, wspaniale prowadzącymi monstrualnych rozmiarów autokar na trzech osiach marki Volvo. Już w tym miejscu relacji dodam: - i myślę, że moje uwagi podzielą inni uczestnicy wyjazdu - z takimi fachowcami nie dane było mi jeszcze podróżować, nie chodzi mi o jazdę, prowadzenie autokaru, które są najważniejszym zadaniem szoferów, ale o całość ich pracy, którą wykonywali nader sumiennie i starannie, a wierzcie mi, bagażu pielgrzymi mieli niemało, ułożenie go w lukach bagażowych to wielka sztuka. A robili to niemal codziennie, po godzinach trudnej pracy za kierownicą. Serwowali nieustannie kawę, herbatę, wodę... Należy się panom Markowi i Janowi wielkie uznanie i podziękowanie.

Ojcem duchowym pielgrzymki był Ks. Prałat Zygmunt Wirkowski, Proboszcz parafii Św. Izydora i zarazem Asystent Kościelny Parafialnego Oddziału Akcji Katolickiej naszej parafii, którą będę w dalszej relacji nazywał Akcją Katolicką Marki.

Pierwszy dzień to bodaj jeden z dłuższych odcinków trasy, którą dziennie pokonywaliśmy, około 1000 km. Obawialiśmy się o nasze nogi, czy spuchną, czy rozprostujemy kolana... jednak wszystko było w normie: autokar okazał się bardzo wygodny (nawet dla moich 193 cm długości ciała).

Każdego dnia pielgrzymki uczestniczyliśmy w Eucharystii sprawowanej przez Księdza Zygmunta, za wyjątkiem środy, dnia audiencji generalnej. Pierwszego dnia we Mszy Św. modliliśmy się w kościele Ojców Franciszkanów, w Górkach Wielkich, którzy wręcz nakazali nam pozdrowić w Rzymie „ich” Franciszka. Poczym udaliśmy się w dalszą podróż.

Zanim wyruszyliśmy w drogę, rozdałem wszystkim uczestnikom pielgrzymki identyfikatory zawierające nazwę grupy, cel pielgrzymki, imię i nazwisko posiadacza identyfikatora oraz (na odwrocie) włoski numer telefonu pilota. Pomysł okazał się trafiony, a identyfikatory prezentowały się gustownie na smyczach Akcji Katolickiej Marki.

Podróż - rzecz jasna - zaczęliśmy od modlitwy porannym pacierzem i śpiewem Godzinek o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny; czyniliśmy tak każdego dnia pod czujnym okiem naszego Opiekuna duchowego.

Po modlitwie rozdałem obrazki z wizerunkiem i stosowną modlitwą Św. Andrzeja Boboli i Bł. Jana Pawła II. Niestety, nie zdążyłem nabyć obrazków z podobizną Św. Ojca Pio, w zamian za to dałem, przygotowane przeze mnie mini modlitewniki zawierające ulubione modlitwy świętego: Modlitwę papieża Leona XIII do Św. Michała Archanioła - egzorcyzm, Koronkę do Najświętszego Serca Pana Jezusa wg Św. Ojca Pio, Anioł Pański i Regina Coeli oraz Nowennę do Św. Ojca Pio ułożoną po jego śmierci, którą odmawialiśmy przez dziewięć dni naszego pielgrzymowania.

W czasie pielgrzymki święty stygmatyk z Pietrolciny stał się naszym duchowym przewodnikiem.

Wielogodzinne podróżowanie w zamkniętym autokarze ma swoje wady, ale według mnie posiada więcej zalet. Pozwala ludziom zbliżyć się do siebie w niełatwych warunkach, ba, są „skazani na siebie” i tylko od ich woli i chęci zależy, czy to „skazanie” wyda dobre, czy złe, owoce.

Nam się udało stworzyć niepowtarzalną, rodzinną atmosferę. Czasu nie marnowaliśmy. Modlitwy uzupełnialiśmy śpiewem pieśni religijnych i patriotycznych, a w drodze powrotnej nawet żołnierskich i towarzyskich.

Rozważaliśmy fragmenty Listu Apostolskiego „Porta Fidei” - ogłaszającego Rok Wiary - papieża Benedykta XVI, przypomnieliśmy sobie Dekret o łaskach w Roku Wiary Abp. Henryka Hosera, SAC, Biskupa Warszawsko-Praskiego, oraz Wykaz Odpustów według najnowszego dokumentu Penitencjarii Apostolskiej „Enchiridion indulgentiarum” z 16 lipca 1999 roku; dla większości z nas było to chyba pierwsze tak dogłębne poznanie nauki o odpustach.

Rzecz jasna formację prowadziliśmy z umiarem w czasie całej naszej pielgrzymki. Zapoznałem pielgrzymią brać z sylwetkami świętych Andrzeja Boboli i Pio.

Czas pielgrzymowania w tym dniu wypełniliśmy poprzez obejrzenie filmów: „Ja Jestem” (polskiego filmu dokumentalnego w reżyserii Macieja Bodasińskiego i Lecha Dokowicza, z muzyką Michała Lorenca), ukazującego cud obecności Jezusa w Eucharystii; zdjęcia do filmu kręcone były na pięciu kontynentach oraz „Świadectwo” (w reżyserii Pawła Pitery) o posłudze Jana Pawła II, powstałego na kanwie książki Kardynała Stanisława Dziwisza.

Nawet się nie spostrzegliśmy, kiedy przekraczaliśmy kolejne granice: polsko - czeską i czesko - austriacką, wspominaliśmy z uśmiechem, jak to podczas jednej z pierwszych naszych pielgrzymek, uczestniczka musiała wracać do domu po zapomniany paszport, wtedy bracia Czesi byli nieugięci, dzisiaj w ogóle ich nie było. Częściej niż na granicach zatrzymywaliśmy się w punktach poboru opłat, przy wjazdach na autostrady.

Wreszcie o 22.00 dotarliśmy do hotelu w Villach koło Klagenfurtu. Szybko rozlokowaliśmy się w pokojach i usnęliśmy kamiennym snem.

Niedziela, 14 kwietnia, drugi dzień pielgrzymki.

Pomimo święta już o 7.00 po sutym śniadaniu ruszamy w dalszą drogę, dzisiaj przed nami zaledwie 550 km, połowa wczorajszej odległości.

Spieszymy na Mszę św. do Bazyliki Św. Antoniego w Padwie. Dotarliśmy planowo, na 11.30. Na Eucharystii modliliśmy się w jednej z Kaplic, ogromnego kompleksu budowli bazyliki padewskiej, pod wezwaniem Św. Maksymiliana Marii Kolbe, czuliśmy się w niej jak w domu, w Polsce. Piękny gest Ojców Franciszkanów, że udostępnili nam tę kaplicę na modlitwę.

Po mszy czas na zwiedzanie bazyliki, oddanie hołdu relikwiom świętego. W Roku Wiary przypada 750. rocznica przeniesienia relikwii świętego do bazyliki. Antoni jest najszybciej w historii Kościoła kanonizowanym świętym, zaledwie 352 dni po śmierci. Warto zapoznać się bliżej z jego życiem, nie postrzegać go jedynie jako orędownika w poszukiwaniu rzeczy zagubionych. Ten skromny i pokorny człowiek był wielkim znawcą pisma Świętego, współcześni mu twierdzą, że znał je na pamięć. Był następcą Św. Franciszka z Asyżu, nawracał błądzącą południową Francję. O jego cudotwórczej mocy powstały legendy. Warto bliżej go poznać.

Po zwiedzeniu bazyliki udaliśmy się na spacer po Padwie, zwiedziliśmy starówkę i zabudowania zacnego Uniwersytetu w Padwie, gdzie studiowali również nasi rodacy. Mieliśmy też czas na indywidualne zwiedzanie miasta.

Po 15. udaliśmy się w dalszą podróż, by o 18. 30 zameldować się w hotelu w Montecatini Terme. Po obiadokolacji niektórzy z nas poszli na wieczorny spacer po starorzymskim uzdrowisku, pamiętającym czasy sprzed kilku tysięcy lat. Kto w Polsce myślał wtedy o Ciechocinku czy Krynicy?

Poniedziałek, 15 kwietnia, dzień trzeci naszego pielgrzymowania.

Znowu nie ma mowy o wylegiwaniu. Ruszamy w drogę dziesięć minut po siódmej. Przed nami dwa najpiękniejsze miasta Toskanii (podaję w kolejności alfabetycznej, by nie urazić ich mieszkańców): Florencja i Siena.

Do Florencji docieramy przed południem, tutaj wita nas miejscowa przewodniczka, Pani Małgosia. Biuro PAX uzbroiło nas w zestawy odbiorników ze słuchawkami, ułatwiające słuchanie w tak dużej grupie i tumulcie panującym w mieście. Maszerujemy dumnie na czele z chorążym Mieczysławem, który dzierży w dłoniach znak Akcji Katolickiej na blisko trzy metrowym maszcie bambusowym (o tym drzewcu też mógłbym dużo pisać, krótko powiem, że otrzymaliśmy go po zarekwirowaniu naszego polskiego drzewca w Lourdes, od właściciela hotelu, w którym mieszkaliśmy, pielgrzymując tam w 150. rocznicę objawień maryjnych św. Bernadetty), Flaga Akcji wzbudzała zainteresowanie tubylców i turystów nie mniejsze niż w innych rejonach Europy.

Zwiedzanie Florencji zaczęliśmy od nawiedzenia kościoła Św. Krzyża (Santa Croce), jednego z najważniejszych świątyń franciszkańskich we Włoszech, bazyliki mniejszej; jej budowa trwała blisko 150 lat, konsekrowana została w 1443 roku przez papieża Eugeniusza IV, jest wspaniałym przykładem włoskiego gotyku.

W kaplicy Castellanich znajduje się grobowiec polskiego malarza Michała Bogoria-Skotnickiego (1775-1808), wykonany przez Stefano Ricci, oraz również arystokraty, polityka (posła na Sejm Czteroletni) i kompozytora, księcia Michała Kleofasa Ogińskiego (1765-1833). W drugim krużganku znajduje się tablica nagrobna Aleksandry Moszczeńskiej, zmarłej w wieku 22 lat w 1838 roku, ukochanej Juliusza Słowackiego. Kaplica ozdobiona jest freskami Agnola Gaddiego z 1385. Kościół Santa Croce stał się miejscem spoczynku wielu osobistości Florencji. Z tego powodu często bywa nazywany Panteonem.

Następnie udaliśmy się do Katedry Santa Maria del Fiore, która została wybudowana w miejscu kościoła z IV wieku. Jej budowa trwała prawie 600 lat, od 1296 do 1887 roku. W XIX wieku dokonano przeróbek gotyckiej katedry w stylu neogotyckim.

Nasz zachwyt wzbudziła wspaniała kopuła świątyni, ewenement na skalę światową z wczesnego renesansu ozdobiony wspaniałymi freskami, przedstawiającymi sceny Sądu Ostatecznego, namalowanymi przez Vasariego i Zuccariego w latach 1572-1579. Cała monumentalna budowla wypełniona jest dziełami sztuki - głownie z okresu renesansu.

W drodze do katedry przeszliśmy florencką starówką, której największą atrakcją jest Most Złotników, choć cała Florencja zdaje się błyszczeć złotym blaskiem. To miasto bankierów, jubilerów, bogatych kupców przyćmiło swym bogactwem Sienę, uważaną (poza Florencją) za stolicę Toskanii.

Po poznaniu smaku florenckiej pizzy udaliśmy się do niemniej pięknej, dla niektórych piękniejszej - Sieny.

Tutaj czekała na nas kolejna przewodniczka, Pani Magda, która na wstępie udowadniała nam wyższość Sieny nad Florencją, coś w rodzaju wyższości Bydgoszczy nad Toruniem, czy Legii Warszawa nad Wisłą Kraków, wszystko zależy od punktu (miejsca) zamieszkania.

Legenda głosi, że to starożytne miasto założyli synowie Remusa - Senio i Aschio, którzy uciekając przed Romulusem schronili się w górach i wznieśli zamek Senio. To antyczne miasto, leżące na skrzyżowaniu kupieckich szlaków rozwijało się prężnie w ciągu stuleci, by na przełomie XII i XIII wieku stać się jednym z najbogatszych miast ówczesnej Europy.

Bezpośrednią przyczyną upadku miasta, obok zagrożeń ze strony Florencji, była zaraza, która zabiła 2/3 mieszkańców miasta (około 100 000). Siena już nigdy nie wróciła do dawnej świetności.

Ten dramat widoczny jest do dzisiaj: niedokończone mury katedry (zwanej Duomo Nuovo), która w zamyśle mieszczan Sieny miała w swoim wnętrzu zmieścić katedrę florencką o imponujących rozmiarach: długości 153,0 m, szerokości w korpusie (szerokość naw) - 38,0 m i wysokości prezbiterium wraz z przyległymi apsydami - 90,0 m. Wszystko to zostało jakby „zatrzymane w kadrze”, podobnie jak w starożytnych Pompejach, ale na opowieść o tej tragedii musicie jeszcze poczekać.

Zwiedzanie zaczęliśmy od kościoła San Domenico, w którym znajduje się relikwiarz czaszki Świętej Katarzyny Sieneńskiej, patronki Europy, doktora Kościoła, jej wspomnienie obchodzimy 29 kwietnia. Ta niesamowita kobieta, analfabetka, dzięki gorliwej modlitwie, umartwieniu, zdecydowanemu charakterowi potrafiła nakłonić papieża Grzegorza XI, by powrócił z Awinionu do Rzymu.

Z niemniejszą determinacją napominała kolejnych papieży, by wrócili do Stolicy Piotrowej, by być skałą Kościoła założonego przez Jezusa Chrystusa.

[Podobnie jak Maryja, która bezgranicznie zaufała Bożemu działaniu, również Katarzyna rozwinęła w sobie „geniusz kobiety”

- powiedział o Świętej Jan Paweł II.

Bóg obdarzył ją nadzwyczajnymi darami mistycznymi i przenikliwością umysłu. Z wielką troską dostrzegała choroby Kościoła: pogoń za zaszczytami i bogactwem, szukanie ziemskich przyjemności zamiast słodyczy Jezusowego krzyża. Nic nie mogło jej powstrzymać od napominania hierarchów, kapłanów, a nawet papieży, by przestrzegali Bożych przykazań i byli wiarygodnymi pasterzami dla ludu powierzonego ich duchowej opiece. Stygmatyczka zmarła w opinii świętości, w wieku 33 lat, w roku 1380, w Rzymie. Katarzyna przypomniała też całej ludzkości, że Jezus Chrystus jest jedynym naszym Zbawicielem. On jest jedynym MOSTEM, przez który trzeba przejść, by dotrzeć do Ojca]

(cytaty za: www.deon.pl).

Następnie zwiedziliśmy Katedrę sieneńską - Duomo. To jedna z najstarszych i bogatszych katedr Europy, prace przy jej wznoszeniu rozpoczęto w 1136 roku. Trzynawowy gmach z kopułą i dzwonnicą zapiera dech w piersiach, wnętrze jest jeszcze bardziej fascynujące. Duomo jest okazem kunsztu architektonicznego, malarskiego i rzeźbiarskiego kilku epok sztuki europejskiej.

To kamienne, a właściwie ceglane miasto ma swoją bogatą historię, którą warto poznać. Do dzisiaj przyciąga rzesze turystów na słynne Palio (Palio delle contrade) - wyścigi konne organizowane od czasów wczesnego średniowiecza dwa razy w roku z okazji świąt maryjnych (2 lipca i 16 sierpnia) wokół najważniejszego placu miasta, Piazza del Campo (zbudowanego w kształcie wachlarza, podzielonego na 9. sektorów upamiętniających Rząd Dziewięciu). Start i meta usytuowane są przy Palazzo Publico, który był siedzibą Signorii i Podesty dawnej Rzeczypospolitej Sieneńskiej, dzisiaj jest siedzibą Gminy. Feta zwycięzców trwa do białego rana. Różnobarwne korowody Contrad (dzielnic miasta, jest ich 17) dodają atrakcji wydarzeniu. My ze swoją flagą postrzegani byliśmy jako nowa Contrada w Sienie.

Na Mszy Świętej modliliśmy się w Sanktuarium Św. Katarzyny, założonym na miejscu domu, w którym się urodziła. Do późnych godzin popołudniowych poznawaliśmy uroki ceglanego miasta.

Wieczorem dotarliśmy do hotelu „Genziana” w Fiuggi Terme, gdzie czekała na nas wspaniała obiadokolacja, której głównym daniem była wyśmienita lazania, a pełni szczęścia dopełniła pieczeń podana z bukietem sałatek (do tej pory nie poznaliśmy smaku włoskiej pasty i tak zostało przez dwa kolejne dni). Hotel był naszą bazą wypadową na czas pobytu w Rzymie (najbardziej cieszyliśmy się, że nie musimy co wieczór pakować waliz żon - i naszych walizeczek - do autokaru).

Wtorek, 16 kwietnia, 4. dzień pielgrzymki.

Wreszcie mogliśmy się wyspać. O 8.00, najedzeni, ze wspaniałymi humorami, ruszamy na pokojowy podbój Rzymu.

Zwiedzanie wiecznego miasta zaczynamy od jego najstarszej historycznie części: Wyspy Tyberiadzkiej, powstałej w wyniku działań człowieka, a konkretnie na miejscu starożytnego wysypiska śmieci.

To tu znajduje się Bazylika Św. Bartłomieja, która jest pierwszym Sanktuarium Św. Wojciecha, patrona Polski. Już w roku 997 cesarz Otton III ufundował budowlę poświęconą Apostołowi Prus. Pierwotnie świątynia nosiła wezwanie świętego Wojciecha-Adalberta. W bazylice cesarz Otton III złożył relikwię ramienia Świętego, podarowaną przez króla Bolesława Chrobrego. W kościele znajduje się studzienka z (prawdopodobnie) wizerunkiem Św. Wojciecha. Mogliśmy po raz pierwszy przenieść się w czasy początków polskiej państwowości.

Nie przypadkowo zwiedzanie Rzymu, a właściwie pielgrzymowanie po Stolicy Piotrowej, rozpoczęliśmy od tego miejsca. W roku 2000 Ojciec Święty Jan Paweł II ustanowił bazylikę sanktuarium męczenników za wiarę XX i XXI wieku. W nawach kościoła zgromadzone są relikwie świętych i błogosławionych ze wszystkich kontynentów. 19 października 2012 roku, w czasie XIII Zgromadzenia Synodu Biskupów na temat nowej ewangelizacji w Watykanie, do Kościoła Św. Bartłomieja zostały uroczyście wprowadzone relikwie Bł. Karoliny Kózkówny, Bł. Ks. Jerzego Popiełuszki oraz Bł. Stanisława Kostki Starowieyskiego, Patrona Akcji Katolickiej w Polsce.

Bodaj jako jedni z pierwszych przedstawicieli naszego Stowarzyszenia mieliśmy zaszczyt oddać im hołd i cześć.

Ksiądz Zygmunt Wirkowski z nieukrywanym wzruszeniem i łzami w oczach modlił się przy relikwiach Bł. księdza Jerzego, przyjaciela z ławy szkolnej, z którym przyjmował przed 41. laty święcenia kapłańskie.

Po wyjściu z „polskiego kościoła” udaliśmy się pieszo - jak na prawdziwych pielgrzymów przystało - na Mszę Świętą do kościoła Świętego Ducha (Centrum Bożego Miłosierdzia w Rzymie).

Modliliśmy się przy ołtarzu z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego, gdzie umieszczono relikwie św. Faustyny Kowalskiej.

Na zakończenie modlitwy Regina Coeli, w Niedzielę Miłosierdzia Bożego papież Franciszek zwrócił się do zgromadzonych w sanktuarium wiernych i wiernych całego świata:

Miłosierdzie, to słowo zmienia świat. Uczmy się być miłosiernymi dla wszystkich.

Po Rzymie oprowadza nas Pani Elżbieta, absolwentka archeologii śródziemnomorskiej UJ; nie spotkałem się w czasie swoich podróży z osobą, która tak jak Pani Elżbieta przedstawiła historię Imperium, na którego gruzach zrodziła się cywilizacja chrześcijańska współczesnej Europy. Uzbrojeni w słuchawki podążamy za naszą przewodniczką wsłuchując się w jej narrację.

Zwiedzamy miasto, kierując się w stronę placu i bazyliki Św. Piotra.

Zwiedzamy wnętrza najważniejszego dla chrześcijan kościoła zbudowanego w miejscu męczeństwa pierwszego papieża. Dłuższą chwilę zatrzymujemy się na modlitwie przy sarkofagu Bł. Jana Pawła II, w Kaplicy Św. Sebastiana, tutaj zatrzymują się również inni pielgrzymi, z różnych krajów świata. Trwają prace remontowe, nie możemy w pełni zobaczyć relikwii naszego papieża, jednak najważniejsza dla nas jest obecność w tym miejscu i modlitwa za Jego wstawiennictwem. Trudno opuścić to miejsce.

Przechodzimy dalej, zwiedzając wspaniałe wnętrze świątyni.

Po paru godzinach pieszej wędrówki, zwiedzamy miasto z okien autokaru: mijamy Plac Wenecki, Ołtarz Ojczyzny, Pałac Prezydencki. Ponownie ruszamy w obchód po mieście, podziwiamy Colosseum i inne, napotykane na każdym kroku, starożytne zabytki.

Przed nami jedna ze wspanialszych świątyń Rzymu: Bazylika Santa Maria Maggiore (Matki Bożej Większej, zwana też Bazyliką Matki Bożej Śnieżnej), jedna z czterech bazylik patriarchalnych Rzymu. W tej świątyni znajdują się relikwie żłóbka świętego. Jest niepowtarzalna. Warto włączyć jej nawiedzenie będąc w stolicy Włoch. Pani Elżbieta dwoi się i troi, by pokazać nam jak najwięcej zabytków. Idziemy wzdłuż Kwirynału, dawnej siedziby papieży, potem królów, dzisiaj rezydencji prezydenta Włoch.

Dochodzimy do słynnych hiszpańskich schodów, które o każdej porze roku zapełnione są turystami, a służby miejskie ukwiecają je nieustannie, dodając im uroku. Jednak z nieukrywaną radością wsiadamy do autobusu, żegnając Panią Elżbietę, z którą zobaczymy się już jutro.

Radość była większa szczególnie dla pielgrzymów, którzy od godzin południowych mieli sensacje żołądkowe, jednak szybka reakcja naszych lekarzy przyniosła oczekiwane skutki. Wszystko wraca do normy. Dobrze, że ta przypadłość dopadła część pielgrzymów dzisiaj, a nie jutro, w czasie oczekiwania na wejście na plac Św. Piotra.

Jednak stara zasada pielgrzymów: by pić za granicą jedynie amerykańskie napoje gazowane, a nie miejscową wodę sprawdza się w stu procentach.

Pisze o tym incydencie, by mi nie zarzucono braku rzetelności. Mieliśmy z czego żartować w dalszej drodze, dobrze, że na tym problemy się skończyły.

Środa, 17 kwietnia, 5. dzień pielgrzymki

opisałem na wstępie mojej relacji.

Czwartek, 18 kwietnia, 6. dzień pielgrzymowania po ziemi włoskiej.

Po trzech dniach żegnamy miłych gospodarzy i pracowników hotelu, wszyscy zgodnie twierdzimy, iż obsługa była na poziomie pięcio a nawet sześciogwiazdkowego hotelu.

Wraca pielgrzymkowy plan dnia, wyjeżdżamy o 7.00. Cały czas oddalamy się od domu, kierujemy się na południe włoskiego buta, do Pompei, oddalonych około 200 km od Rzymu. Jak co dzień zaczynamy od modlitwy, witamy Pana pieśnią „Kiedy ranne wstają zorze”, śpiewamy Godzinki.

Podziwiamy piękny krajobraz Italii, w oddali widzimy klasztor na Monte Cassino, modlimy się za polskich żołnierzy, którzy spoczęli tam na zawsze (10 maja minie 69 lat od rozpoczęcia szturmu Żołnierzy II Korpusu generała Władysława Andersa na twierdzę nie do zdobycia, w jaką klasztor zamienili Niemcy, dowódca dołączył do wiecznej warty swoich chłopców 11 maja 1970 roku), śpiewamy „Czerwone maki spod Monte Cassino”.

Cały region, podobnie jak cały kraj, pełen jest starożytnych fortec, zamków. Teren jest pagórkowaty, górzysty, nie ma nizinnej monotonii.

Przed 11. widzimy Zatokę Neapolitańską i Neapol, jeszcze osnute poranną mgiełką. Z drugiej strony wyłania się masyw Wezuwiusza, niedługo zobaczymy jego majestat w pełnej krasie. Między Neapolem a Pompejami rozciąga się malowniczo na wydmach Morza Tyrreńskiego (w samym środku Zatoki) Torre del Greco, widzimy Sanktuarium S. Maria del Carmine, to stąd przyjechali nasi włoscy przyjaciele do Watykanu, by, podobnie jak my, przywitać się i wyznać Credo z Papieżem Franciszkiem. Niestety, czas nagli, Torre del Greco odwiedzimy innym razem.

Przed południem pod przewodnictwem Pani Małgorzaty zaczynamy zwiedzać starożytne Pompeje. Cały czas patrzy na nas stary Wezuwiusz, jakby ciągle ostrzegający, że jeszcze może się obudzić. Cofamy się 2000 lat, wszystko nie z tego świata, a jednak jakby dopiero co opuszczone, zachowane w doskonałym stanie. Zastygłe w wulkanicznym popiele, ludzie, zwierzęta, domostwa, sprzęty codziennego użytku. Niczym po wybuchu atomu, a raczej bomby gazowej.

Niesamowite wrażenie! Ludzie zastygli w różnych pozach: kucająca młoda dziewczyna, z ręką zatykającą nos (najpierw do Pompejów dotarł trujący gaz, potem opad popiołu wulkanicznego dokonał istnej „mumifikacji” ciał), na innym miejscu matka z dzieckiem w łożu, i wielu innych mieszkańców, którzy nie zdążyli lub nie chcieli opuścić swoich domów. Dlaczego? Być może nie chcieli zostawić dorobku swojego życia, być może uważali, że żywioł do nich nie dotrze, być może było już za późno - chociaż erupcja wulkanu trwała kilka dni, jak podają przekazy pisane, był czas na ewakuację, nie było to nagłe tsunami czy trzęsienie ziem, wybuch bomby - być może... Dlaczego? - to pytanie stawiają sobie ludzie od 2000 lat, czy kiedyś znajdziemy odpowiedź?

Cywilizacja pompejańska stała na bardzo wysokim poziomie, mogliśmy zobaczyć doskonale rozplanowaną sieć miejskich dróg, z pasami dla pieszych!, domostwa i pałace bogatszych mieszczan, ze wspaniale zachowanymi mozaikami i freskami, opisującymi codzienne życie oraz przedstawiającymi wizerunki bogów i bożków, którym starożytni oddawali cześć.

Już wtedy bogatsze dzielnice miasta były skanalizowane rurociągami żelaznymi, pokrytymi ołowiem. Pojazdy poruszające się po drogach na żelaznych kołach (dwukołowe wózki, rydwany) miały znormalizowany rozstaw osi, by nie wpaść na pasy, na przejściach drogowych (pasy to podłużne kamienie ułożone równolegle w równych odstępach, o wysokości 40 - 50 cm, a to dlatego, że ulice spełniały zarazem funkcje rynsztoku, przechodzono na drugą stronę jedynie po pasach, nikt nie ryzykował przejścia w niewyznaczonych miejscach - oj, dzisiaj ten patent by się przydał - częste i gwałtowne deszcze zapewniały czystość pompejańskiego bruku).

Można by wiele pisać o tej wspaniałej kulturze, wysoko rozwiniętej cywilizacji, jednak nic nie zastąpi osobistego spotkania z zastygłymi w wiecznym śnie Pompejami. Ja mam swoją teorię na temat tego, dlaczego cywilizacja ta została unicestwiona przez naturę. Ale to zagadnienie na inną opowieść. Opuszczamy starożytną osadę przepełnioną o tej porze roku turystami różnych ras, o różnych rysach i kolorach twarzy.

Pompeje to również Matka Boża Królowa Różańca Świętego. Udajemy się do jej Sanktuarium. Najpierw Msza Święta, w kaplicy Rodziny, wypełniamy ją szczelnie, modlimy się, śpiewamy polskie pieśni, które pięknie brzmią na włoskiej ziemi. Po Mszy zwiedzamy bazylikę, modlimy się pod cudownym wizerunkiem MB Królowej Różańca Świętego. Już wcześniej w podróży poznaliśmy zasady Nowenny Pompejańskiej, modlitwy bardzo skutecznej, chociaż niełatwej. Zasady jej odmawiania możecie znaleźć tutaj: http://pompejanska.rosemaria.pl/

Po wyjściu z bazyliki chwila czasu na indywidualny spacer po mieście.

O 15.00 ruszamy do San Giovanni Rotondo. Teraz przemierzamy włoski but w poprzek, z zachodu na północny wschód, tym samym kierujemy się powoli do domu. W drodze modlimy się Koronką do Najświętszego Serca Jezusa wg Św. O. Pio, a by jeszcze bardziej poznać życie świętego, oglądamy dwa filmy: o jego życiu i dokumentalny, o ekshumacji dokonanej 40 lat po jego śmierci. Po ekshumacji ciało Św. O. Pio zostało przeniesione do nowego kościoła.

Krętymi drogami zbliżamy się do S.G. Rotondo. Z dala majaczą zabudowania klasztorne, dominuje Dom Ulgi w Cierpieniu - szpital wybudowany z inicjatywy Ojca Pio. Bezpośrednio z autokaru udajemy się na zwiedzanie Bazyliki Matki Bożej Łaskawej. Nawiedzamy wszystkie trzy kościoły, począwszy od najstarszego, przyklasztornego, w którym wiele godzin w konfesjonale spędzał Ojciec Pio, i gdzie sprawował Eucharystię. W związku z narastającym ruchem pielgrzymkowym do San Giovanni Rotondo, wybudowane zostały dwa kolejne kościoły, tworzące wspólnie jeden kompleks świątynny. Każdy z nich to inny obraz, od prostoty i skromności najstarszego, po przestronność i bogaty wystrój (jak mówią franciszkanie: ku chwale Pana) najnowszego kościoła, gdzie oddaliśmy cześć relikwiom Świętego Stygmatyka.

We wszystkich nawiedzanych do tej pory świątyniach włoskich, na eksponowanych miejscach umieszczone są symbole przeżywanego w Kościele Roku Wiary, uzupełnione tekstem CREDO. W polskich kościołach tych akcentów nie daje się zauważyć w takim stopniu jak tutaj.

Następnie zwiedzamy miejsca w klasztorze, w których żył i pracował Ojciec Pio, oglądamy Krucyfiks, przed którym otrzymał stygmaty, przedmioty, których używał. Trudno nam opuścić to niesamowite miejsce, przepełnione obecnością Św. Ojca Pio.

O 20.00 kwaterujemy się w hoteliku nieopodal sanktuarium, jemy obiadokolację i udajemy się na spoczynek. Kolejny trudny, ale zarazem wspaniały dzień pielgrzymki za nami.

Piątek, 19 kwietnia, 7. dzień pielgrzymki.

Budzę się o 4.15, po nocy wypełnionej przerywanym snem. Czym to jest w porównaniu do przeżywania łączności z Chrystusem Św. Ojca Pio, który swoje Msze św. odprawiał o czwartej rano, a tłumy wiernych oczekiwały na tę chwile całą noc.

Ojciec Pio doskonale rozumiał znaczenie Mszy Świętej, dlatego nazwał ją przerażającą tajemnicą. Zapewne z tego powodu trwała ona nawet do trzech godzin. Na zarzuty, że celebruje ten sakrament zbyt długo, odpowiadał: „Pan wie, że chcę odprawiać Mszę Świętą tak, jak inni to czynią, ale nie zawsze potrafię. Są takie chwile, że nie mogę iść naprzód. Czuję, że upadłbym, gdybym się nie zatrzymał”. On, który uwierzył, że „Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami”, doświadczał - i to każdego dnia - żywej obecności Boga w sprawowanej przez siebie Eucharystii. Podczas niej przeżywał cierpienie, mękę i śmierć Jezusa Chrystusa. Do spotkania z Chrystusem w Eucharystii przygotowywał się już od godziny drugiej po północy. Kiedy nadchodził moment rozpoczęcia Mszy uspokajał się, a jego kapłańską duszę wypełniała myśl o Ofierze, którą za chwilę miał złożyć in persona Christi.

0 6.15 Ks. Zygmunt rozpoczął odprawianie Mszy św. w starym klasztornym kościółku, w miejscu, gdzie najbardziej lubił się modlić Św. Ojciec Pio. Wielkie, wzruszające przeżycie dla nas wszystkich. (Po zwiedzaniu Pompejów, na wskutek zawieruszenia się wszechobecnego pyłu powulkanicznego w moim lewym bucie, mam obtarty wielki palec u nogi, nie wygląda to ciekawie, boli, dobrze, że dzisiaj pielgrzymujemy na siedząco. I znowu, uciekam się do życia Św. Ojca Pio, który cierpiał 55 lat odczuwając ból Krzyża Chrystusowego. Jak w porównaniu z nim wyglądam?)

O 7.45 jedziemy dalej, przed nami Lanciano. Modlimy się Nowenną do Św. Ojca Pio, po czym krótko prowadzę rozważanie nt. walki Ojca Pio z szatanem, zakończone Modlitwą papieża Leona XIII - egzorcyzmem - do św. Michała Archanioła, którą papież zalecił odmawiać po zakończeniu Mszy św. w kościołach (warto to zalecenie wprowadzić we wszystkich świątyniach, co powoli jest czynione przez proboszczów).

Oto treść tej niezwykłej modlitwy:

Święty Michale Archaniele! Wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź naszą obroną. Oby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy, a Ty, Wodzu niebieskich zastępów, Szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.

Czas podróży wypełniamy seansem filmu dokumentalnego historii chusty z Manoppello; jest to jak stwierdzono na podstawie badań, autentyczna chusta, którą po śmierci zawinięto głowę Jezusa. Naukowcy porównali ją z całunem turyńskim, a wynik badań był zaskakujący; potwierdził zbieżność śladów ran na ciele pańskim na obu tkaninach.

Ciekawie ten temat przedstawił ks. Marcin Brzeszczyński, wikariusz naszej parafii, w wykładzie „Świadkowie tajemnicy - świadectwo w sprawie relikwii Chrystusowych”, w czasie katechez dla dorosłych prowadzonych w naszym kościele z racji Roku Wiary, poświęcając temu zagadnieniu trzy prelekcje. Z programem katechez można się zapoznać na stronie naszej parafii: www.izydor.pl. Warto uzupełnić swoją wiedzę religijną poprzez udział w ciekawych konferencjach prowadzonych przez naszych duszpasterzy, lekarzy, doradców życia rodzinnego.

O 9.30 dojeżdżamy do starożytnego miasta Anxanum, dzisiaj znanym jako Lanciano. Zatrzymujemy się na parkingu autobusowym, dalej pieszo przez urokliwą starówkę zmierzamy do Sanktuarium Cudu Eucharystycznego w klasztorze o. Franciszkanów, którzy sprawują pieczę nad tym miejscem. Dla niektórych z nas jest to kolejna wizyta w tym miejscu; wiedzę o nim pogłębiliśmy oglądając film „Ja Jestem” na początku pielgrzymki.

Przewodnik ponownie opowiedział historię cudu, który jest jednym z pierwszych i największych cudów eucharystycznych uznanych przez Kościół. W VIII wieku mnich z zakonu bazylianów, w głębi serca wątpiący w obecność Pana Jezusa w Eucharystii, odprawiał Mszę św. w miejscowym kościółku, będąc w drodze do Rzymu. I oto w czasie konsekracji - kiedy ledwo wypowiedział słowa modlitwy - Hostia przemieniła się w krwawy strzęp Ciała, a wino w kielichu zamieniło się w Krew. Zarówno Hostia zamieniona w Ciało jak i Krew są umieszczone w specjalnej monstrancji, która jest adorowana przez wiernych z całego świata od wieków.

Święte substancje zostały kilkakrotnie przebadane, ostatnio w XX wieku przez wybitnych naukowców włoskich i przy użyciu najnowocześniejszej aparatury diagnostycznej.

Badania dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że:

Cudowne Ciało jest cząstką ludzkiego ciała.
Cudowna Krew jest ludzką krwią.
Cudowne Ciało składa się z tkanki mięśnia sercowego (miocardium).
Ciało i Krew n=mają tę samą grupę krwi - AB.
W cudownej Krwi zidentyfikowano białka takie same jak w świeżej krwi ludzkiej. Odkryto też substancje mineralne takie jak: chlorki, fosfor, magnez, potas, sód i wapń.
Cudowna Krew i Ciało przetrwały w bardzo dobrym stanie 12 wieków, mimo niesprzyjającego działania czynników atmosferycznych i biologicznych. Nie znaleziono śladów konserwacji czy balsamowania.

Imprimatur: Carlo Ghidelli, Arcybiskup y Lanciano-Ortona.

Adorujemy w milczeniu Najświętszy Cudowny Sakrament, śpiewamy pieśń eucharystyczną „Przed tak Wielkim Sakramentem”, obchodzimy ołtarz, w którym umieszczona jest kryształowa monstrancja z Ciałem i Krwią. Na zakończenie otrzymujemy pamiątkowe obrazki i foldery informacyjne od brata franciszkanina, który prosi nas o zaśpiewanie polskiej pieśni maryjnej, co czynimy z radością. Żegnamy to niezwykłe miejsce. Kościół przez wieki, w różnych miejscach doświadczany jest boskimi znakami, mającymi umacniać naszą wiarę. Podobny cud, zatwierdzony przez władze Kościoła, miał miejsce niedawno temu w podlaskiej Sokółce.

Z Lanciano udajemy się do Manoppello położonego niecałe 50 km w kierunku północnym. Udajemy się do Sanktuarium Świętego Oblicza, gdzie od 1638 roku przechowywana jest i wystawiana w obustronnie przeszklonej monstrancji tkanina (o wymiarach 17 cm na 24 cm) ukazująca Święte Oblicze Chrystusa.

Zdania naukowców są podzielone: jedni uważają ją za chustę Św. Weroniki, inni za chustę, którą owinięto głowę Pana Jezusa po ukrzyżowaniu. Niezaprzeczalnym jest fakt, iż chusta pochodzi z Jerozolimy, wiek jej jest datowany na okres życia Jezusa. Porównano metodą fotograficzną Całun Turyński i Całun z Manoppello, poprzez nałożenie fotografii, użyto do tego najnowocześniejszych technik: skanerów satelitarnych, promieniowania UV, podczerwieni. Wynik jednoznacznie wskazuje, że wizerunek i ślady zadanych ran należą do tej samej osoby i pokrywają się.

Adorujemy Najświętsze Oblicze, modlimy się, przechodzimy w bliskiej odległości od cudownego wizerunku znajdującego się nad ołtarzem głównym.

Czynimy to po Mszy św. odprawianej przez jednego z biskupów, w języku angielskim. Przybył do Manoppello, podobnie jak my, jako pielgrzym. Kościół katolicki oficjalnie nie wypowiadał się na temat Całunu, ponieważ traktuje historię jego pochodzenia jako element żywej tradycji, podobnie jak w przypadku innych relikwii chrześcijańskich.

W sklepiku przy sanktuarium nabywamy pamiątki i dewocjonalia związane z tym miejscem; dużym powodzeniem cieszy się trójwymiarowy obrazek ukazujący Całun Turyński i Chustę z Manoppello.

Jedziemy w dalszą podróż wzdłuż wybrzeża Adriatyku, przed nami Loreto oddalone o 150 km, dobre dwie godziny jazdy. Po przyjeździe idziemy do XV wiecznej Bazyliki Santa Casa ze starożytnym Świętym Domkiem przewiezionym do Włoch z Jerozolimy (po wyparciu krzyżowców) 10 grudnia 1294 roku przez rodzinę Aniołów (najpierw trafił on do dzisiejszej Chorwacji).

Dom nazaretański Maryi składał się z groty skalnej i części murowanej, która została przetransportowana do Loretto, co zostało udokumentowane i poparte stosownymi badaniami naukowymi.

„Święty Dom w Loreto to pierwsze sanktuarium o znaczeniu międzynarodowym poświęcone Najświętszej Maryi Pannie, przez wiele wieków prawdziwe serce Maryjne chrześcijaństwa”
, powiedział Jan Paweł II.

W wielu miejscach świata powstały kopie tego sanktuarium ze Świętym Domkiem. W naszej diecezji kościół przy ul. Ratuszowej w Warszawie, czy Sanktuarium w Loretto nad Liwcem, Litania do Najświętszej Maryi Panny przyjęła swoją nazwę od miejscowości, w której znajduje się Święty Domek. Jest on częścią wkomponowaną w przestronną bazylikę, z czternastoma kaplicami.

Nas zafascynowała również Kaplica Polska z freskami przedstawiającymi Wiktorię Wiedeńską króla Jana III Sobieskiego (wielkiego zwolennika i fundatora budowy kaplic loretańskich w Polsce) oraz fresk przedstawiający żołnierzy polskich walczących w wojnie z bolszewikami w 1920 roku. Wielkim mirem cieszą się w Loreto żołnierze II Korpusu, którzy wyzwolili miasto i ocalili sanktuarium od zagłady; wielu z nich spoczęło na wojennym cmentarzu położonym u podnóża klasztornego wzgórza.

Po wyjściu z bazyliki mieliśmy 40 minut na indywidualne zwiedzanie miasteczka, poznanie specjalności tutejszej kuchni.

Poczym udaliśmy się do nadmorskiego Rimini, gdzie czekała na nas obiadokolacja i nocleg. Na miejsce dotarliśmy o 17.20. Po zakwaterowaniu wolny czas: jedni pobiegli nad morze, inni ruszyli w miasto, wszak to już jedna z ostatnich możliwości zakupu włoskich suwenirów. Ten niełatwy dzień (blisko sześć godzin w autokarze, prawie dwanaście w podróży) zakończyliśmy wspólną obiadokolacją, wszystkim dopisywał apetyt i dobry humor.

Sobota, 20 kwietnia, 8. dzień pielgrzymowania.

6.15 - gromadzimy się na Mszy świętej nad brzegiem morza, jeszcze przed wschodem słońca, czujemy się jak pierwsi chrześcijanie nad brzegiem Morza Tyberiadzkiego czy Jeziora Genezaret. Pomimo wczesnej pory wywołujemy niemałą sensację wśród turystów i stałych mieszkańców kurortu. Otaczamy kręgiem polowy ołtarz, by ochronić go od morskiego wiatru, za nami szumiące fale Adriatyku. Cudowne warunki do skupienia, modlitwy, nie chce się opuszczać tego miejsca. Nasze pieśni niosą się szerokim echem. Wracamy do hotelu: szybkie pakowanie luków autobusu, śniadanie i w drogę.

Przed nami niespełna 1000 km do pokonania (te odległości przerażają sceptyków podróżowania autokarem, ale nie nas, wspaniale zżytych, zahartowanych pielgrzymów). Podziwiamy krajobraz (mijamy wzgórza, na których rozciąga się San Marino, podziwiamy kolejny dzień piękne wybrzeże Adriatyku), wyjadamy zapasy suchego prowiantu, w który tradycyjnie zaopatrujemy się ruszając w świat, dzielimy się w naszej autokarowej wspólnocie wszystkim co mamy, sądząc z ilości produktów, pewnie jeszcze będziemy mieli co jeść po powrocie do Marek.

Jest dużo czasu na modlitwę, rozmyślania, wracamy do rozważań związanych ze św. Ojcem Pio, którego duchowość poznajemy w czasie tegorocznej pielgrzymki. Dzisiaj ukazuję (w małych fragmentach tekstów) jego cześć i szacunek do Anioła Stróża. Kończymy rozważania modlitwą codzienną i litanią do Anioła Stróża. Siostra Maria (w pielgrzymiej wspólnocie zwracamy się do siebie: Siostro, Bracie) wygłosiła dwugodzinną konferencję „Patroni Europy” ze szczególnym uwzględnieniem świętych kobiet; Katarzyny Sieneńskiej, Brygidy Szwedzkiej, Teresy Benedykty od Krzyża. Czy Ty, drogi czytelniku, potrafisz wymienić (bez pomocy Google) wszystkich Katolickich Patronów Europy i wiesz ilu ich jest? My z uwagą wysłuchaliśmy skrótowych życiorysów i dokonań - na rzecz Kościoła - świętych Patronów.

Za oknami wiosna w pełni: na polach kwitnące łany rzepaku, gdzieniegdzie wyłaniają się kępy kwitnących migdałowców, magnolii, w miasteczkach przy drogach całe aleje drzew z owocami pomarańczy, cytrynowce (to odmiany ozdobne, nie nadające się do konsumpcji). Trwają prace polowe. Opuszczając Marki za oknami autokaru widzieliśmy duże połacie zalegającego śniegu, w zasadzie na całej trasie aż do Padwy. Wybija 12.00, czas na Anioł Pański i pierwszy dłuższy postój. Przed 13. ruszamy dalej, już myślimy coraz częściej o rodzinach, o tym, co słychać w domu. Rozdzwaniają się telefony, w ruch idą tablety, wymieniamy się informacjami.

Na naszą prośbę, Brat Waldemar, zagorzały miłośnik motocykli, uczestnik „Rajdu Katyńskiego”, „Rajdu Huta Pieniacka” i wielu innych zlotów motorowych, przybliża nam idee i historie tych przedsięwzięć. Ze szczegółami, dzień po dniu, z fotograficzną dokładnością (inną pasją Waldka jest fotografia, jest autorem najlepszych zdjęć z pielgrzymki, chociaż Brat Janek - jeżeli chodzi o liczbę zdjęć - z pewnością nie pozostaje w tyle, w pogotowiu ma przygotowanych pięć aparatów fotograficznych gotowych w każdej chwili do użycia, służy pomocą jeżeli komuś zabraknie karty pamięci czy baterii) omawia etapy Rajdu. Dowiadujemy się, że w tym roku (330. rocznicy Odsieczy Wiedeńskiej) Rajd Katyński dotrze do Wiednia. Tradycyjnie Rajd startuje sprzed Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie, by po chwili zatrzymać się pod pomnikiem Ks. Ignacego Skorupki, pod Praską Katedrą, dalej motocykliści mkną przez Marki (poruszają się w specjalnej kolumnie - kluczu - uformowanym tak, by w razie upadku jednego z nich, inni bezpiecznie mogli go ominąć). Dalsza trasa to: Suchowola, Okopy (miejscowości, z którymi związany był Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko). Na całej trasie uczestnicy witani są przez przedstawicieli władz samorządowych, może by w tym roku zaprosić ich, by wspólnie z mieszkańcami naszego miasta oddali cześć i pomodlili się - przy odtworzonym w 2012 roku - Pomniku Żołnierzy 1920 roku na mareckim cmentarzu. „Najlepszą eskortę” Rajd ma na terenie Białorusi, którą przemierza szybko, ściśle wytyczoną drogą. Wiele pytań zadawanych Waldkowi dotyczyło strony organizacyjnej, przygotowań do Rajdu, które w zasadzie trwają cały rok. Po zakończeniu rajdu organizatorzy i uczestnicy przygotowują kolejny.

Nawet się nie zorientowaliśmy, kiedy przekroczyliśmy rzekę Pad. W trakcie seansu filmowego pożegnaliśmy Włochy, oglądaliśmy trzy krótkie filmy (z przepastnych zasobów Księdza Proboszcza, naszego opiekuna duchowego): o Bazylice św. Piotra, gospodarstwie watykańskim, papamobile. Pogłębiliśmy tym samym swoją wiedzę, dodając do tego, co zobaczyliśmy w Rzymie. O 15. dotarliśmy do Villach, w Austrii, za nami 500 km; kierowcy tankują baki, po krótkiej przerwie, dalej w drogę, chcemy zdążyć na obiadokolację, mamy do pokonania ponad 490 km.

Odmawiamy Koronę do Miłosierdzia Bożego, modlimy się na różańcu, odmawiamy litanię loretańską, potem czas na przekąskę, popołudniową drzemkę. Jednak nie śpimy długo, śpiewamy pieśni wojskowe i patriotyczne z „Katyńskiego śpiewnika” Waldka. Wychodzi nam to niejednokrotnie lepiej niż z pieśniami religijnymi, każdy czuje w sobie żołnierza, patriotę, polską, narodową dumę.

Za oknami majaczy w oddali stadion piłkarski w Klagenfurcie, stolicy Karyntii, gdzie w 2008 roku rozgrywane byłe mecze Piłkarskich Mistrzostw Europy. Przemieszczamy się wzdłuż jednego z najdłuższych jezior Austrii - Wörthersee, (161 km kwadratowych powierzchni, 16,5 km długości), obserwujemy pływających po wartkich wodach jeziora kajakarzy górskich, w jaskrawych kapokach i kaskach, to dopiero wezwanie. Mijamy Graz miasto rodzinne „Terminatora”. Przed 16. zatrzymujemy się w jednym z zajazdów austriackiej sieci hoteli i restauracji przy autostradach. Podążamy na gorący posiłek, wytrawni pielgrzymi wiedzą, że tutaj można otrzymać pamiątkowy kubek do kawy, zwany przez nas „Kajzer kubkiem”, pod warunkiem zakupu określonego rodzaju cesarskiej kawy.

Po godzinie, z uśmiechami na twarzach ruszamy w dalszą drogę. Kolejny seans filmowy, tym razem oglądamy dwuczęściowy - włoski - film fabularny „Pod niebem Rzymu”, o posłudze Piusa XII w czasie II wojny światowej. Film odkłamuje opinię papieża kolaboranta, antysemity, ukazuje stanowcze działania Ojca Świętego Piusa XII w obronie Żydów i Włochów. Jeszcze kilka dni temu oglądaliśmy białą linię wokół Watykanu, wytyczającą granicę Państwa Papieskiego w dobie niemieckiej okupacji Rzymu. Niejednokrotnie ta „suwerenność” była przez nazistów łamana. Papież nie ugiął się przed Niemcami do końca okupacji, trwając nieugięcie na straży Stolicy Piotrowej. Film został zrealizowany na podstawie dokumentów historycznych i ma być głosem w dyskusji wokół postaci Papieża Pacellego oraz sprawy jego beatyfikacji. Doskonałą rolę Piusa II kreował amerykański aktor James Cromwell. Obraz wyreżyserował Christain Duguay.

Do hotelu „Krystal” w Hodoninie docieramy przed 21. Bezpośrednio po przyjeździe udajemy się na stołówkę, po czym rozdzielamy miejsca w pokojach (są to dwuosobowe pokoje-studio ze wspólnym przedpokojem i łazienką), hotel jest czysty i schludny, niedawno przeprowadzono w nim remont. W hotelowym sklepiku kupujemy czekolady „Studenska” i inne czeskie smakołyki. Przed nami ostatnia pielgrzymkowa noc.

Niedziela, 21 kwietnia, 9. (ostatni) dzień pielgrzymki.

Trochę smutno, że wieczorem będziemy musieli się rozstać. Jednak przeżycia i radość ze wspólnego pielgrzymowania pozostaną. Godzina 5.00 staje się dla mnie normalną godziną pobudki (to przyzwyczajenie stało się moim nawykiem, o ile więcej można zrobić wstając rano). 6.30 - śniadanie, ostatni raz układanie walizek w bagażniku autokaru i wyjazd do Polski. Mam konkurencję w prowadzeniu śpiewu Godzinek - Siostra Elżbieta robi to bez porównania lepiej, kolejny talent ujawnił się w trakcie naszej pielgrzymki. Zakończyliśmy Nowennę do św. Ojca Pio, odmówiliśmy Litanię Loretańską, wszak maj tuż, tuż. Potem Brat Jerzy, z Akcji Katolickiej przy parafii p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Nieporęcie, podzielił się z nami swoim świadectwem o działaniu Nowenny Pompejańskiej, o której skuteczności wspominałem wcześniej. Mówił również o znaczeniu i ważności Mszy świętej w życiu chrześcijanina.

Ksiądz Proboszcz uzupełnił tę wypowiedź, mówiąc o znaczeniu symboli występujących w czasie sprawowania Eucharystii, jak również o udziale w niej Kapłana - w imieniu Chrystusa oraz wiernych świeckich. Negował zachowanie uczestników Mszy, uzurpujących sobie rolę czy funkcję należną jedynie Kapłanowi. W swojej długoletniej posłudze kapłańskiej Ks. Zygmunt obserwuje (i stara się to zjawisko eliminować), że fragmenty Mszy św.: modlitwy przypisane tylko i wyłącznie Kapłanowi, symbole - również jedynie jemu należne, są powtarzane nieudolnie przez wiernych, co nie powinno mieć miejsca. Przewodniczącym Eucharystii jest jeden Kapłan, a nie całe zgromadzenie. Asystent Kościelny Akcji Katolickiej zobowiązał nas, byśmy upominali ludzi, wyprowadzali ich w delikatny, acz stanowczy sposób z popełnianego od lat błędu. Brat Jerzy podzielił się z nami informacją o Św. Faustynie Kowalskiej, z okresu życia w rodzinie w jej młodości. Informację te znał z pierwszej ręki od rodzonej siostry Świętej, z którą mieszkał po sąsiedzku. Dowiedzieliśmy się o nieznanych faktach z życia młodej Faustyny, już wtedy wykazującej cechy świętości.

10.15 - przekraczamy graniczną rzekę Olzę, czas na rozprostowanie nóg, polską jajecznicę. Wreszcie możemy wrócić do polskiej waluty. Nie marudzimy, szybko ruszamy w drogę do domu, nie możemy doczekać się widoku najbliższych (Siostra Marylka została w czasie pielgrzymki szczęśliwą ciocią, nie może się doczekać spotkania z małym siostrzeńcem). Koło południa jesteśmy w Częstochowie, pozdrawiamy śpiewem Królową Polski. Tym razem widzimy szczyt Jasnej Góry z okien autokaru, mijamy Katedrę częstochowską, jedziemy do Sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej Uzdrowienie Chorych, oddalonego kilkadziesiąt kilometrów od Częstochowy (w kierunku Radomska). Witają nas z radością Ojcowie Dominikanie, kustosze Sanktuarium. Piękny klasztor.

O 13.20 Ks. Zygmunt sprawuje Mszę świętą w Kaplicy Cudownej Figury Matki Bożej Gidelskiej. Po Mszy św. jeden z Ojców Dominikanów opowiada historię związaną z figurką Matki Bożej i powstaniem Sanktuarium. Dzieje tego sanktuarium są ściśle związane z historią maleńkiej, bo zaledwie dziewięciocentymetrowej figurki Matki Bożej z Dzieciątkiem, w sposób niezwykły znalezionej w 1516 roku na polu, należącym do włości rodziny Gidzielskich. Matka Boża Gidelska Uzdrowienie Chorych ma niezwykłą moc uzdrawiania, czego dowodem są liczne wota i podziękowania skrupulatnie gromadzone przez zakonników.

Cudowną moc przypisuje się poświęconemu winu z „Kąpiułki” (winu, w którym zanurzona była Figura Matki Bożej Gidelskiej), jednak jak twierdzą zakonni bracia i chyba każdy z nas: potrzeba większej ufności do osoby Matki Bożej niż do poświęconego wina, potrzeba większego przywiązania do Niej i Jej Syna niż do rzeczy. Wino jest tylko narzędziem i nic ponad to. Potrzeba współpracy z Matką Bożą i Panem Jezusem. Skuteczność wina nie polega na sposobie jego zastosowania, ale zależy od woli Bożej. „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33). W Zakrystii zaopatrzyliśmy się we flakoniki z winem i modlitwą do Matki Bożej Uzdrowienie Chorych, którą obdarujemy naszych przyjaciół, bliskich, potrzebujących łaski uzdrowienia z choroby. Pamiętamy o tym, że do wyproszenia tej łaski potrzebna jest kropla wina i wiadro modlitwy. Jedziemy dalej. Po godzinie zatrzymujemy się w Polichnie (kiedyś, za czasów rządów Edwarda Gierka, któremu przypisuje się wybudowanie słynnej „Gierkówki”, łączącej Śląsk z Warszawą, był to jedyny, po przekroczeniu granicy Polski, zajazd nie odbiegający standardami od restauracji europejskich). Tutaj każdy z nas zamawia obiad według własnego uznania. Obsługa szybka i sprawna, dania pokaźnych rozmiarów w umiarkowanej cenie, na deser wyśmienite ciastko.

O 15.00 rozpoczynamy ostatni etap podróży. Szybko mija nam czas. Składam wszystkim podziękowanie za wspólne tegoroczne pielgrzymowanie. Księdzu Zygmuntowi Wirkowskiemu za opiekę duchową i „ojcowanie” nam podczas podróży, Panom Kierowcom za bezpieczną jazdę i całokształt ich wspaniałej pracy, Panu Dariuszowi Łukaszewiczowi, właścicielowi Biura Pielgrzymkowego PAX, który osobiście pilotował naszą grupę, za realizację ustalonego programu. Ksiądz Proboszcz również wyraził swoje podziękowanie za możliwość pielgrzymowania ze swoimi parafianami, udzielił nam na zakończenie pasterskiego błogosławieństwa. Pan Dariusz, w słowach podziękowania, zwrócił uwagę na niezwykłe zgranie i dyscyplinę naszej wspólnoty, co pozwoliło w pełni zrealizować zaplanowany program wyjazdu. Kierowcy również dziękując za wspólną podróż, pochwalili nas za czystość i porządek w autobusie; jak powiedzieli, nie podróżowali jeszcze z grupą, która zbierała plastykowe korki po napojach (my zebraliśmy ich całą torbę). Pożegnaniom i wymianie uprzejmości nie było końca. Trwały jeszcze długo po opuszczeniu autobusu.

O 18.20 nasz naziemny okręt zawija do portu w Markach. Tradycyjnie żegnamy się na placyku przy ul. Lisa Kuli, przy Bibliotece Publicznej miasta Marki. Tym razem autobus bez problemów zajmuje miejsce na parkingu, oczekujący na nas bliscy w swych samochodach, karnie ustawili się wokół placu, o co apelowaliśmy wcześniej.

Pierwszy raz pokusiłem się o taką - może zbyt obszerną - relację z pielgrzymki. Do jej napisania zmobilizowała mnie twórczość Pani Marianny Szulborskiej, emerytowanej nauczycielki z Białegostoku, która od lat pisze „Dzienniki z Podróży” po powrocie ze swoich wojaży. Ja i niektórzy uczestnicy naszej pielgrzymki poznali Panią Mariannę przed dwoma laty, kiedy podróżowaliśmy do Wiednia i zamków Moraw. Na kanwie tej eskapady napisała książkę „Przez Morawy do Wiednia. Dziennik podróży (27-30 lipca)” i wydała ją własnym sumptem. Ile trzeba mieć odwagi i zaparcia by móc realizować takie marzenia?

Do zobaczenia na pielgrzymim szlaku, Marek Kroczek, prezes POAK Marki

Autorzy zdjęć: Waldemar Czapliński, Jan Jatczak, Marek Kroczek zapraszają do galerii

P.s. Wkrótce opublikuję galerię zdjęć ze wszystkich dni pielgrzymki.

Przepraszam za błędy edytorskie, oczy już nie te co kiedyś.

Galeria

zdjecie: 51117
fot. 2
fot. 3
fot. 4
fot. 5
fot. 6
fot. 7
fot. 8
fot. 9
fot. 10
fot. 11
fot. 12
fot. 13
fot. 14
fot. 15
fot. 16
fot. 17
fot. 18
fot. 19
fot. 20
fot. 21
fot. 22
fot. 23
fot. 24
fot. 25
zdjecie

Marek Kroczek

Współpracuje z portalem marki.net.pl od 2004 roku.
Prezes Mareckiej Akcji Katolickiej.
Radny, przewodniczący Komisji Oświaty Kultury i Sportu Rady Miasta Marki w latach 2006-2010. Pomysłodawca, realizator imprez rodzinno-rekreacyjnych, ogólnomiejskich konkursów międzyszkolnych i wielu innych przedsięwzięć. Organizator wyjazdów rodzinnych oraz pielgrzymek krajowych i międzynarodowych.

Autor hasła MARKOWE MARKI.
Z pasją pomaga innym... zapominając o sobie.
Miłośnik wszystkich zwierząt, dużych i małych.. tych co skaczą i fruwają...

akcja.marki.net.pl

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

BYCHOWSKI - strony internetowe, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry