"Kwadratową Hondą" po wygraną!

Mikołaj Szczepanowski KurierMarecki

 21 czerwca 2013    21:57

Takich markowian lubimy najbardziej. Z pasją i przede wszystkim z chęciądo jej rozwijania. Dariusz Ruciński swoim zainteresowaniom poświęca się w stu procentach i dzięki temu odnosi w nich sukcesy. Kilka lat temu zajmował wysokie miejsca w zawodach w młodej dyscyplinie jaką było robienie pompek. Dziś odnosi pierwsze sukcesy jako amatorski kierowca sportowego samochodu.



Jak w Twoim życiu pojawiły się pompki?
- Od kiedy pamiętam interesowałem się sportem, w tym kulturystyką. W jednej z gazet o tej tematyce przeczytałem o zawodach Strongman w Warszawie i postanowiłem pojechać przyjrzeć im się z bliska. To był 2005 rok, impreza odbywała się na Stadionie Dziesięciolecia, a towarzyszyły jej liczne atrakcje takie jak Otwarte Mistrzostwa Warszawy w robieniu pompek. Poszedłem spytać organizatorów jak takie zawody wyglądają, a oni - zapisali mnie do nich. Bez specjalnych przygotowań zrobiłem 697 pompek w godzinę i mimo, że następna osoba miała wynik o 100 powtórzeń gorszy to zająłem tylko drugie miejsce - zastosowany został przelicznik wagi. Cięższemu zawodnikowi jest trudniej zrobić pompkę, dlatego za każdą dostaje dodatkowe punkty. Ja miałem wtedy 18 lat i ważyłem niecałe 70 kilo.

Drugie miejsce pobudziło Twoje ambicje?
- Pan Czesław Gruszczyński, który prowadził te zawody powiedział, że mam predyspozycję do tego sportu. Trenowałem przez kilka miesięcy robiąc nawet 700 pompek dziennie. Następne zawody były trudniejsze, bo startowało w nich ponad 30 osób. Tym razem mieliśmy 15 minut i znów zająłem drugie miejsce. Trzecie zawody w jakich brałem udział były już naprawdę dużą imprezą, bo równocześnie odbywały się inne zmagania. Tym razem w ciągu godziny zrobiłem 1113 pompek i znów udało mi się zająć drugie miejsce. Do pierwszego zabrakło mi kilkudziesięciu powtórzeń.

Na tym poziomie to już chyba każda pompka boli.
- Na początku robi się serie po 50 z krótką przerwą. Później przerwa jest już bardzo długa, a na ziemię kładłem się z nadzieją, że zrobię chociaż jedną pompkę więcej. Po tych zawodach zostałem zaproszony do Gorzowa Wielkopolskiego. W tej imprezie brała udział tylko krajowa czołówka. W 15 minut zrobiłem 534 pompki. Ten wynik dał mi 3. Miejsce w kategorii OPEN, co uważam, za swój największy sukces. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że to ostatnia taka impreza, nie wiem dlaczego, ale zaprzestano organizacji zawodów w robieniu pompek. Miałem jeszcze jeden ciekawy epizod związany z tą dyscypliną. W szkole mierzony był rekord w ilości pompek zrobionych za jednym podejściem. Wynosił 96 i korzystając z tego, że długo trenowałem chciałem go pobić. Zrobiłem 152 powtórzenia liczone przez nauczyciela WF. Jakiś czas później powiedział mi, że w ciągu pierwszej minuty udało mi się wykonać 140 pompek. Rekord świata, odnotowany w Księdze Guinnesa był na poziomie 124.

Chciałeś podejść do tej próby jeszcze raz? Tym razem przed odpowiednią Komisją?
- Dowiedziałem się o tym trochę za późno. Tydzień czy dwa po mojej próbie Pan Gruszczyński, w redakcji Kulturystki zrobił 190 pompek w minutę. Nie dałbym rady dojść do tego poziomu.

Teraz poświęcasz się innej pasji ? samochodom.
- Samochodami zawsze się interesowałem. Jednak taka prawdziwa pasja zrodziła się wraz z kupnem Hondy CRX z 1990 roku. Gdy byłem w Anglii kolega chciał ją sprzedać na złom, ponieważ nie można było jej odpalić i nikt nie wiedział co jest popsute. Oferowali za nią 100 funtów, ja dałem 150. Później przez dwa dni jechałem z nią na lawecie do Polski. Na miejscu okazało się, że problemem była jakaś błahostka w silniku i samochód normalnie działa. Jeździłem nim bez większych modyfikacji przez trzy lata. Później chciałem spróbować swoich sił na torze. Zacząłem coraz bardziej się interesować mechaniką samochodową i usprawniać swój samochód poprzez kolejne modyfikacje. Przede wszystkim, aby zmniejszyć wagę wymontowałem wszystkie zbędne elementy i pojechałem na tor w Ułężu. Byłem zadowolony bo chociaż nic nie zdobyłem to czas miałem przyzwoity. Nie uniknąłem też błędów nowicjusza ? chciałem jak najlepiej pojechać, a wylądowałem w polu.

W pewnym momencie trafiłeś też na zlot miłośników Hondy...
- W zeszłym roku namówił mnie do tego Konrad Fill, mój sąsiad, który też jest zainteresowany samochodami. Tam spotkaliśmy człowieka, który miał świetnie wyglądającego i działającego CRX-a. Podszedłem porozmawiać i okazało się, że jest z Legionowa, gdzie w każdy piątek odbywają się spotkania "hondziarzy". Od tamtego sezonu nie opuściłem już żadnego.

Może powiesz coś więcej o samym samochodzie? Mało osób zna model CRX.
- Honda CRX to po prostu Honda Civic, bardzo popularny model tego producenta. Po prostu w latach jego produkcji (1983-1992) dla oznaczenia Civic z nadwodziem typu coupe stosowano litery CRX. Są to więc starsze samochody, mające pewną wartość kolekcjonerską. Zostało ich naprawdę niewiele, a w tych w dobrym stanie jeszcze mniej.

Wracając do zlotu ? tam Twoja pasja nabrała nowego wymiaru.
- Kolega poznany podczas zlotów miłośników Hondy namawiał mnie do kolejnych modyfikacji samochodu. Krok po kroku doszedłem do momentu, w którym zdecydowałem o wymianie całego silnika na mocniejszy. Dodałem kilka własnych pomysłów i obecnie samochód przy masie poniżej tony ma ok. 230 koni mechanicznych. Zmiany jakie wprowadzałem w samochodzie były już robione z myślą o sprincie samochodowym. Wystartowałem po raz pierwszy w kwietniu tego roku. Było to krótko po wspomnianej wymianie silnika i podczas zawodów wyszła mała awaria, przez którą nie mogłem pojechać tak jakbym chciał. W następnym starcie, w Białej Podlaskiej wszystko już poszło bardzo dobrze i zająłem 3. Miejsce w swojej kategorii. Oczywiście do końca zadowolony nie jestem i już myślę o kolejnych startach. Najważniejsze są zawody organizowane przez Stowarzyszenie Sprintu Samochodowego, poprzez które wyłania się najlepszych zawodników w kraju. Do nich się chcę teraz przygotowywać i powalczyć o wyższe miejsca.

Życzymy powodzenia! Podczas rozmowy wiele razy wspominałeś o nowych częściach czy pracy mechanika. To musi być kosztowne hobby?
- Samochód kosztował mnie ok. 600 zł. Wprowadzone modyfikację szacuję na kilkanaście tysięcy. A trzeba pamiętać, że dużą część prac przy samochodzie wykonuję sam. Czasem znajomi śmieją się ze mnie, że "jeżdżę kwadratową hondą z czasów Gierka", a mógłbym za te pieniądze mieć - w ich ocenie - lepsze auto. To jednak jest moja pasja i jak ktoś tego nie rozumie od początku to ciężko to wytłumaczyć.

Przed wywiadem mówiłeś mi, że masz już kolejny ciekawy pomysł.
- Marcin Waszelewski opowiedział mi, że jego brat Krzysztof z kolegą Tomaszem Szpadzikiem planują podróż rowerami do Barcelony. Wraz z Marcinem uznaliśmy, że aż tyle przejechać nie jesteśmy w stanie, ale postanowiliśmy, że odprowadzimy ich do Pragi. Poza naszą czwórką z Marek mają jechać jeszcze osoby z Warszawy, Krakowa oraz Łodzi, w sumie może być to nawet kilkunastu rowerzystów. Traktuję to trochę jak przygodę życia. Nasz etap podróży potrwa pięć dni i jak obliczyliśmy koszty, to oprócz biletu powrotnego za 150 zł, w czasie wyjazdu powinniśmy wydać nie więcej niż kolejne 150 zł. To nie dużo, a liczę, że przywiozę wiele wspomnień.

Dziękuję za rozmowę. Jeszcze raz życzymy powodzenia, zarówno w sportach samochodowych jak i w podróży do Pragi.


rozmawiał Mikołaj Szczepanowski

*

Rozmowa opublikowana została w najnowszym Kurierze Mareckim (czerwiec 2013).




Galeria

zdjecie: 52869
fot. 1
fot. 2
fot. 3
zdjecie

Mikołaj Szczepanowski

Mikołaj Szczepanowski - współpracuje z portalem od 2006 roku

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry