Niespodzianka na pewnej drodze po tytuł

Mikołaj Szczepanowski

 15 marca 2014    07:10



TB - Galacticos 7:11

Jeszcze w poprzedniej edycji śmiało można byłoby stawiać galaktycznych w roli faworyta. W tym roku TB zrobiło jednak znaczny postęp i zawodnicy Mikołaja Szczepanowskiego nie są już tylko "chłopcami do bicia". Ich gra budzi podziw i szacunek, na który konsekwentnie ciężko pracują.
Tym razem przyszło im jednak rywalizować ze wzmocnionym przez Mateusza Motyczyńskiego i Bartka Świniarskiego Galacticosem. Pierwszy powrócił do składu po przymusowej pauzie za czerwoną kartkę a drugi po raz pierwszy w tym sezonie pojawił się w składzie gości.
Mateusz Motyczyński zaznaczył swoją obecność już w pierwszych minutach meczu gdy najpierw asystował przy bramce Kuby Nowaka a po chwili sam wpisał się na listę strzelców. Zaskoczeni takim początkiem gracze TB odpowiedzieli w 3 minucie trafieniem Wiechowicza. Galaktyczni nie stanęli jednak bezczynnie i w 7 minucie zdobyli dwie kolejne bramki a ich autorem był Marcin Kapusta. Na uwagę zasługuje zwłaszcza pierwsze z jego trafień - soczysta bomba z lewej nogi, która sprawiła, że Przemek Zadruski nie miał nic do powiedzenia. Gospodarze powoli wracali jednak na swój właściwy tor i zaczynali grać odważniej. Swoje szanse mieli przede wszystkim Robert Nieradka i Krzysiek Suski, ale Damian Zieliński bronił bardzo pewnie. Golkiper Galacticosu skapitulował jednak w 12 minucie po zaskakującym strzale Pawła Brodowskiego. Cztery minuty później bramkę na 3:4 zdobył Wiechowicz, ale jego radość nie trwała zbyt długo ponieważ po chwili celnie odpowiedział Kapusta. Drinkersi starali się zdobyć jeszcze przed przerwą jakąś bramkę, ale ta sztuka udała się tylko ich rywalom, którzy w 19 minucie po strzele Fabiana Bujalskiego podwyższyli wynik na 6:3. W ostatniej akcji pierwszej połowy Zielińskiego pokonał Robert Nieradka i rezultat 4:6 dawał TB nadzieje, że nie wszystko jeszcze jest stracone.
Drugą odsłonę znów jednak lepiej rozpoczęli goście a konkretnie Mateusz Motyczyński, który popisał się kapitalnym uderzeniem z rzutu wolnego. Precyzyjnie oddany strzał zmusił Przemka Zadruskiego do kolejnej kapitulacji. Po tej bramce mecz się znacznie uspokoił. Galaktyczni grali dojrzale długo utrzymując się przy piłce i wymieniając podania ze zwiększoną częstotliwością. Drużna Mikołaja Szczepanowskiego starała się przejąć zinę już na połowie przeciwnika, ale niestety rzadko jej się to udawało. W 24 minucie doskonałą okazję zmarnował Wiechowicz, który z bliskiej odległości trafił tylko w słupek. Dwie minuty później swoją szansę zmarnował zaś Bartek Świniarski, któremu do pełni szczęścia zabrakło dosłownie kilku centymetrów. W 29 minucie szczęścia nie zabrakło natomiast Krzyśkowi Suskiemu, który zdobył bramkę na 5:7. Dwie minuty później nastąpiła jednak piorunująca odpowiedź gości - Zadruskiego dwukrotnie pokonał Bartek Świniarski. Gdy w 34 minucie bramkę na 5:10 zdobył Kuba Nowak stało się jasne, że tylko cud może odebrać gościom zwycięstwo. I choć TB walczyło to znowu bramkę zdobyli galaktyczni a na listę strzelców wpisał się Mateusz Motyczyński. Gospodarzy było stać jeszcze na dwa ostatnie zrywy w samej końcówce meczu. Najpierw do protokołu meczowego wpisał się Marek Wyszyński a po chwili to samo uczynił Przemek Zadruski, który dalekim wyrzutem pokonał Damiana Zielińskiego. Ostatecznie meczowy licznik zatrzymał się na 11:7 dla Galacticosu.
Młodzi zawodnicy pokazali, że gdy tylko chcą to potrafią zwyciężać. Na pewno wpływ na taki rezultat miała obecność przede wszystkim Mateusza Motyczyńskiego, który wcielił się w rolę lidera swojej drużyny. TB jak zwykle walczyło i nie odpuszczało, ale zdobycie tej "galaktyki" było po za ich zasięgiem. O kolejne punkty trzeba będzie powalczyć w następnych meczach.

Zawodnik meczu: Mateusz Motyczyński (Galacticos)

Jego powrót do gry wyraźnie ożywił cały zespół. Był praktycznie wszędzie gdzie się dało - od obrony po atak.

TB:

Wiechowicz 3, 16
Brodowski 12
Nieradka 20
Suski 29
Wyszyński 40
Zadruski 40

Galacticos:

Nowak 1, 34
Motyczyński 2, 22, 37
Kapusta 7, 7, 17
Bujalski 19
Świniarski 31, 31

*

Grom - Incognito 7:16

Wszyscy sympatycy MLF liczyli, że Grom pojawi się w pełnym składzie i pojedynek z Incognito będzie dobrym piłkarskim widowiskiem. Jak się okazało gospodarze pojawili się jednak bez Mateusza Sokołowskiego i Piotra Jarosa. W tym przypadku z konieczności w bramce musiał stanąć powracający po pauzie za czerwoną kartkę Mateusz Gołaszewski. Incognito jak zawsze stawiło się w pełnym składzie i to pozwalało stawiać zawodników Sebastiana Puławskiego w roli faworyta.
Na efekty nie trzeba było długo czekać bo już w 2 minucie bramkę zdobył Piotrek Rutkowski. Po chwili dwa trafienia dorzucił Marcin Sarnacki i gospodarzom zaczęło zaglądać w oczy widmo pogromu. W 6 minucie co prawda Sebastiana Puławskiego pokonał Adam Stromecki, ale to Incognito dalej przeważało. W 8 minucie dobrą okazję zmarnował jednak Adrian Szubierajski a po chwili to sami uczynił Kamil Ryński. W 12 minucie do siatki trafił za to Krzysiek Woźniak i było 1:4. Po tej bramce goście chyba już sami pomyśleli, że łatwo uda im się wygrać z Gromem. Takie myślenie bardzo ich zgubiło ponieważ w 15 minucie drugi raz ukąsił ich Adam Stromecki. W 18 i 19 minucie do siatki trafił zaś Mateusz Gołaszewski i z wyniku 1:4 zrobiło się 4:4! Taki rezultat utrzymał się do końca pierwszej odsłony i mógł on zdecydowanie bardziej cieszyć podopiecznych Grześka Wojdy.
Druga część meczu rozpoczęła się jednak identycznie jak pierwsza czyli od bramek zdobytych przez Incognito. W 23 minucie Piotrka Bogońskiego pokonał Mariusz Kwiatkowski a po chwili wyczyn kolegi skopiował Piotrek Rutkowski. Znowu jednak drużyna Sebastiana Puławskiego zatraciła się w swej radości ponieważ szybko zdobyte dwie bramki przez Mateusza Gołaszewskiego ponownie doprowadziły do remisu. Dalej jednak mecz toczył się myśl zasady - dwie bramki Gromu, dwie bramki Incognito. Tym razem na listę strzelców wpisali się Marcin Sarnacki i Adrian Szubierajski. Wydawało się, że Grom jeszcze raz spróbuje zaatakować, ale sił temu zespołowi starczyło jeszcze tylko na zdobycie bramki przez Adama Stromeckiego w 31 minucie. Od tego momentu na parkiecie istnieli już tylko i wyłącznie goście. W 32 minucie kolejną swoją bramkę zdobył Sarnacki a minutę później Szubierajski. W 35 minucie składną akcję całej drużyny wykończył Kamil Ryński. Po chwili hat-tricka zaliczył Adrian Szubierajski i było już 7:12. Gdy w 37 minucie bramki zdobyli Mariusz Kwiatkowski i Bartek Salak to stało się jasne, że to będzie prawdziwy pogrom. Na dodatek w samej końcówce jeszcze dwa trafienia dołożył Kwiatkowski i skończyło się 16:7 dla Incognito.
Grom zapewne marzył o szybszym zakończeniu meczu a Incognito chciałoby pograć jeszcze dłużej. Zwłaszcza, że dopiero w drugiej połowie pokazali swoje oblicze. Dla gospodarzy taka porażka jest na pewno dużym ciosem a już w następnej kolejce przyjdzie im zmierzyć się z niepokonaną Niespodzianką. Jeżeli przystąpią do tego spotkania bez bramkarza to chyba nikomu nie trzeba mówić co może się stać.
Gości czeka natomiast również ciężki pojedynek z All Stars Jasienica. Ta rywalizacja w pełni odzwierciedli siłę drużyny Sebastiana Puławskiego.

Zawodnik meczu: Marcin Sarnacki (Incognito)

Bardzo dobre zawody w jego wykonaniu. Skuteczny zarówno w ataku jak i w obronie. Nie było dla niego straconych piłek a oprócz kilku bramek zanotował także trzy asysty.

Grom:

Stromecki 6, 15, 31
Gołaszewski 18, 19, 25, 27

Incognito:

Rutkowski 2, 24
Sarnacki 3, 4, 29, 32
Woźniak 12
Kwiatkowski 23, 37, 38, 39
Szubierajski 30, 33, 36
Ryński K. 35
Salak 37

*

All Stars Jasienica - Promil 12:7

Spotkanie pomiędzy tymi drużynami zapowiadało się bardzo ciekawie. All Stars z meczu na mecz gra co raz lepiej a Promil nie raz pokazał, że jest w stanie wygrać z każdym.
Już początek meczu pokazał, że drużyny podchodzą do siebie z ogromnym szacunkiem. Żaden zespół nie rzucił się od razu na rywala. Można było zaobserwować jedynie wzajemne badanie siły przeciwnika. W 4 minucie wspomnianą siłę pokazał Patryk Ratke, który kapitalnym strzałem z rzutu wolnego wyprowadził Promil na prowadzenie. Trzy minuty później było już 0:2 po indywidualnej akcji Adama Fronczka. Gospodarze byli chyba nieco zaskoczeni takim początkiem w swoim wykonaniu, ale szybko się otrząsnęli i w 8 minucie zdobyli kontaktową bramkę po uderzeniu Marcina Wiśniewskiego. To trafienie podziałało mobilizująco na pozostałych kolegów, którzy wreszcie zaczęli grać tak jak w ostatnich meczach - twardo, nieustępliwie, ale zgodnie z duchem fair play. Zawziętość w grze sprawiła, że w 12 minucie do remisu doprowadził Marcin Pietrak. Promil nie zamierzał jednak przyglądać się bezczynnie poczynaniom rywala. W 13 minucie przed szansą stanął Patryk Ratke, ale Piotrek Koza spokojnie złapał piłkę po jego strzale. Minutę później golkiper All Stars przyczynił się jednak do utraty bramki - Marcin Nowak uderzał z rzutu wolnego a piłka po rękach Kozy wpadła do siatki. Odpowiedź gospodarzy była jednak błyskawiczna ponieważ kilka sekund później swoją pierwszą bramkę w meczu zdobył Czarek Babańczyk. Walka cios za cios trwała jednak dalej bo po chwili znowu to Patryk Ratke mógł cieszyć się z pokonania Piotrka Kozy. Jeszcze w tej samej minucie do remisu doprowadził jednak rozkręcający się Babańczyk i było 4:4. Gdy wszyscy czekali na ruch Promilu ku zaskoczeniu gola zdobył Marcin Pietrak i teraz to drużyna Marcina Nowaka musiała gonić wynik.
Mimo klarownych okazji, które mieli Ratke i Fronczek nie udało im się jednak wyrównać przed przerwą.
Druga odsłona rozpoczęła się od ataków gospodarzy, którzy tuż po wznowieniu gry mogli podwyższyć rezultat, ale Król minimalnie chybił. Nie pomylił się za to Czarek Babańczyk, który w 22 minucie skompletował hat-tricka. Goście dążyli do zdobycia bramek, ale za każdym razem Piotrek Koza potwierdzał swoje wysokie umiejętności. Mniej szczęścia miał natomiast Darek Waś, który w 28, 30 i 31 minucie znowu wyjmował piłkę z siatki po strzałach Babańczyka. Napastnik z Jasienicy imponował zabójczą skutecznością i każdy w tym momencie zastanawiał się jak wiele bramek jest on w stanie jeszcze zdobyć. W 31 minucie z dystansu uderzał jednak Patryk Ratke i Piotrek Koza został zmuszony do kapitulacji. Promil nie wyciągał jednak żadnych wniosków z poprzednich minut i znowu pozwolił Czarkowi Babańczykowi na zaliczenie kolejnego trafienia. W 34 minucie Ratke otrzymał dobre podanie od Marcina Nowaka i ze stoickim spokojem wpakował zinę do bramki. Do końca meczu pozostawało jednak już tylko 5 minut a goście przegrywali różnicą czterech bramek i nic nie wskazywało na to by All Stars miał im pozwolić na coś więcej. Wprawdzie w 39 minucie Nowakowi udało się zdobyć siódmą bramkę dla swojego zespołu, ale rywale odpowiedzieli jeszcze dwukrotnie za sprawą Marcina Wiśniewskiego i mecz zakończył się wygraną gospodarzy 12:7.
Zwycięstwo All Stars nikogo nie zdziwiło. Drużyna z Jasienicy gra ciekawa piłkę i jeszcze nie jednemu zespołowi odbierze punkty. Teraz jej rywalem będzie Incognito, które bacznie obserwowało poczynania swojego następnego rywala. Czas pokaże czy te obserwacje przyniosą jakiś efekt. Promil przegrał, ale nie ma się czego wstydzić po tym meczu. Zawodnicy Marcina Nowaka starali się i walczyli do samego końca. Teraz muszą zapomnieć o tym spotkaniu i skupić się na kolejnym. A ich następnym rywalem będzie AGD Marking Słupno...

Zawodnik meczu: Cezary Babańczyk (All Stars Jasienica)

W kapitalnej formie znajduje się ten zawodnik. Imponuje łatwością dochodzenia do bramkowych sytuacji i ich spokojnym wykańczaniem. Dzięki niemu gospodarze już chyba zapomnieli o Konradzie Bylaku...

All Stars Jasienica:

Wiśniewski 8, 39, 40
Pietrak 12, 17
Babańczyk 15, 16, 22, 28, 30, 31, 32

Promil:

Ratke 4, 16, 31, 34
Fronczek 7
Nowak 14, 39

*

Dol Bud - AGD Marking Słupno 10:14

Zajmujący ostatnie miejsce w tabeli Dol Bud był przed meczem skazywany na pożarcie. Nikt nie wyobrażał sobie bowiem innego rezultatu niż zwycięstwo ekipy ze Słupna, dla której ten pojedynek miał być łatwy, lekki i przyjemny.
Zgodnie z przewidywaniami jako pierwsi zaatakować próbowali goście, ale ku zaskoczeniu to Dol Bud stworzył sobie bardziej dogodne okazje. Najpierw Piotrka Kowalczyka próbował pokonać Dominik Wyszyński a po chwili groźny strzał oddał Tomasz Ruzik. AGD odpowiedziało w 3 minucie i od razu była to celna odpowiedź w wykonaniu Michała Odzimka. Po chwili mieliśmy jednak już remis po celnym strzale Czachowskiego. Gospodarze zatracili się chyba za bardzo w swej radości ponieważ nie minęło kilka sekund a Piotrek Augustyniak dał AGD prowadzenie.
Goście chcieli pójść za ciosem, ale nadziali się na kontrę, po której do siatki trafił Tomasz Ruzik i znowu mieliśmy remis.
Nikt nie spodziewał się, że już sam początek meczu dostarczy takich zaskakujących emocji. Dol Bud nastawił się wyraźnie na grę z kontry i tak obrana taktyka sprawdzała się póki co w 100%. Zawodnicy Marcina Wyszyńskiego prowadzili grę, ale widać było, że są nieco zaskoczeni postawą przeciwnika. W 9 minucie udało im się jednak przełamać obronę rywala i Adrian Płócienniczak mógł cieszyć się ze zdobycia bramki. Minutę później swoje drugie trafienie w meczu zanotował Michał Odzimek a po chwili na listę strzelców wpisał się również Konrad Jezierski. W 13 minucie znowu na pierwszy plan wyszedł Dominik Wyszyński, który zanotował kolejną bramkę dla Dol Budu. Na jego trafienie goście odpowiedzieli podwójnie za sprawą Piotrka Augustyniaka i Konrada Jezierskiego. Wynik 7:3 dla AGD sprawiał, że gospodarze marzenia o sprawieniu sensacji musieli powoli zacząć odkładać. Wprawdzie w 17 minucie do protokołu meczowego wpisał się ponownie Ruzik, ale rywale w odpowiedzi wbili aż trzy gole. Golkipera Dol Budu pokonali kolejno Michał Odzimek, Daniel Giera i Marcin Wyszyński.
Druga część meczu rozpoczęła się od dobrej okazji Piotrka Augustyniaka, ale zawodnikowi ze Słupna zabrakło odrobiny szczęścia. Nie jego brak nie mógł narzekać za to Dominik Wyszyński, który w 23 minucie w zaskakujący sposób pokonał Piotrka Kowalczyka. Trzy minuty później do siatki Dol Budu trafił zaś po raz kolejny Michał Odzimek i bezpieczna przewaga wciąż była zachowywana. Mecz zaczął się jednak wyraźnie rozkręcać. Gospodarze nie grali już z kontry a zdecydowali się pójść na wymianę ciosów dzięki czemu spotkanie stało się bardziej otwarte.
W 27 minucie na listę strzelców wpisał się Grzegorz Konopka, ale znowu goście odpowiedzieli bramkami Augustyniaka i Odzimka. W 33 i 37 minucie trafienia zaliczył Tomasz Ruzik, ale nadal nie robiło to wielkiego wrażenia na ekipie ze Słupna. Gracze Marcina Wyszyńskiego zdawali sobie bowiem sprawę, że nic nie jest już w stanie pozbawić ich zwycięstwa. Mecz cały czas jednak trwał i w 39 minucie hat-tricka skompletował Konrad Jezierski. Dol Bud w końcówce zdołał jeszcze ukąsić dwukrotnie za sprawą Czachowskiego, ale były to bramki na otarcie łez.
AGD wygrało, ale zawodnicy ze Słupna zechcą zapewne jak najszybciej zapomnieć o tym meczu. Na tle drużyny zamykającej tabelę MLF nie wypadli bowiem jakoś szczególnie dobrze i sami nie byli z siebie zadowoleni. Dol Bud zagrał jak nigdy, ale przegrał jak zawsze... I to jest chyba najbardziej adekwatny do przebiegu meczu komentarz.

Zawodnik meczu: Michał Odzimek (AGD Marking)

To już kolejny dobry mecz tego zawodnika. Na tle kolegów wyraźnie się wyróżniał nie tylko nową fryzurą. Znowu błysnął także skutecznością i powoli pnie się w górę w klasyfikacji strzelców.

Dol Bud:

Czachowski 4, 40, 40
Ruzik 5, 17, 33, 37
Wyszyński D. 13, 23
Konopka 27

AGD Marking:

Odzimek 3, 10, 18, 26, 29
Augustyniak 4, 14, 28
Płócienniczak 9
Jezierski 12, 15, 39
Giera 19
Wyszyński M. 20

*

Kanonierzy - Prestige 8:6

Kanonierzy podeszli do tego meczu wyjątkowo poważnie. Dowodem był skład w jakim się pojawili - Mateusz Grochowski miał do dyspozycji aż 9 zawodników. Takiego komfortu kapitan gospodarzy nie miał od meczu z Dol Budem w pierwszej kolejce, ale wtedy spotkanie nie doszło do skutku a Kanonierzy zainkasowali 3 punkty dzięki walkowerowi. Tym razem komplet punktów miał być wreszcie zdobyty w normalnych warunkach. Prestige w składzie z Tomkiem Terpiłowskim nie stało jednak na straconej pozycji. Młodzi zawodnicy już nie raz pokazali przecież, że potrafią grać w piłkę więc czemu mieliby tego nie udowodnić starszym kolegom.
Sam mecz rozpoczął się wyjątkowo spokojnie. Żadna z drużyn nie rzuciła się od razu na rywala nie chcąc chyba nadziać się zbyt szybko na jakąś zabójczą kontrę. Uwaga defensorów gości skupiona była głównie na Danielu Boguszu, który znany jest z tego, że praktycznie w pojedynkę potrafi rozmontować każdą obronę ligi. Jednak zarówno on jak i jego koledzy z zespołu kazali czekać wszystkim kibicom na pierwszą bramkę aż do 13 minuty. Wtedy właśnie snajper gospodarzy precyzyjnym uderzeniem zmusił do kapitulacji golkipera Prestige. Gol zdobyty dopiero po takim czasie dowodził, że spotkanie było bardzo wyrównane mimo, że sytuacji bramkowych zbyt wielu oglądać nie mogliśmy. Po wyjściu na prowadzenie Kanonierzy poczuli, że teraz jest odpowiedni moment żeby szybko dobić rywala. I w kolejnej akcji mogło być 2:0, ale odrobiny szczęścia zabrakło Darkowi Szymanowiczowi. Prestige nie zamierzało się jednak poddawać i po chwili kapitalnymi interwencjami musiał popisywać się Łukasz Paciorek. Golkiper gospodarzy najpierw obronił strzał Kamila Skwierczyńskiego a po chwili Tomka Terpiłowskiego. W 18 minucie niefortunną interwencją popisał się Kamil Żochowski, który skierował zinę do własnej bramki. Ta bramka również nie podcięła jego kolegom skrzydeł i po chwili znowu w głównej roli musiał wystąpić Łukasz Paciorek, który instynktownie obronił strzał Domańskiego.
Dzięki tej interwencji Kanonierzy dowieźli do końca pierwszej części meczu skromne prowadzenie 2:0.
Druga połowa rozpoczęła się od szybko zdobytej bramki przez Daniela Bogusza. W 24 minucie zagraną w pole karne piłkę przedłużył głową Kamil Skwierczyński a ta odbiła się jeszcze od Łukasza Lewandowskiego i wpadła obok bezradnego Paciorka. Błyskawicznie odpowiedział jednak Mateusz Grochowski i bezpieczna przewaga wciąż była zachowana. Minutę później na listę strzelców wpisał się Mateusz Pasek, ale na jego trafienie dwukrotnie odpowiedział Darek Szymanowicz i było już 6:2 dla Kanonierów. Prestige nie rezygnowało i za sprawą Domańskiego a po chwili Paska zdobyło dwie bramki. Dzięki takiemu obrotowi spraw można było spodziewać się bardzo emocjonującej końcówki meczu. W 34 minucie hat-tricka skompletował Daniel Bogusz. Minutę później do siatki rywali trafił wreszcie Tomek Terpiłowski. W 37 minucie to samo uczynił Domański i Prestige przegrywało już tylko jedną bramką! W 39 minucie Darek Szymanowicz pokazał jednak próbkę swoich umiejętności i pozbawił tym samym drużynę Kamila Żochowskiego jakichkolwiek nadziei na remis. Po chwili sędzia zakończył spotkanie i Kanonierzy mogli przyjmować zasłużone gratulacje. Dla nich te punkty były na wagę złota ponieważ ostatnie mecze delikatnie mówiąc nie były najlepsze w ich wykonaniu. Prestige natomiast znajduje się w co raz gorszej sytuacji a z całą pewnością jego ambicje sięgają znacznie wyżej...

Zawodnik meczu: Daniel Bogusz (Kanonierzy)

Z nim w składzie Kanonierzy grają o niebo lepiej. Widać jak wiele wnosi do zespołu. Dzięki niemu Mateusz Grochowski nie musi się martwić o skuteczność w ataku.

Kanonierzy:

Bogusz 13, 21, 34
samobój. 18
Grochowski M. 24
Szymanowicz 27, 30, 39

Prestige:

Skwierczyński 24
Pasek 25, 33
Domański 32, 37
Terpiłowski 35

*

In Plus - Niespodzianka 2:7

7 kolejkę kończyło spotkanie dwóch najbardziej utytułowanych zespołów w historii MLF. Smaczku tej rywalizacji dodawał fakt, że w rozgrywkach ligowych księgowi jeszcze ani razu nie pokonali Niespodzianki. Ten mecz miał zatem dać odpowiedź czy niechlubna tradycja zostanie przez nich podtrzymana, czy też odniosą pierwszą historyczną wygraną nad odwiecznym rywalem. Z racji tego, że obydwie drużyny od lat toczą ze sobą zażarte pojedynki ciężko było wskazać choćby minimalnego faworyta do zwycięstwa. Dodatkowo zespoły pojawiły się w osłabionych składach. W
In Plusie zabrakło przede wszystkim Bartka Wilczyńskiego i Karola Szeligi. Niespodzianka natomiast przystępowała do meczu bez Łukasza Zalewskiego i Darka Piwowarka. Spotkanie nieco lepiej rozpoczęli nominalni gospodarze, którzy dłużej utrzymywali się przy piłce spokojnie wciągając na własną połówkę swoich przeciwników. Z czasem jednak inicjatywę powoli zaczynała przejmować Niespodzianka. W 3 minucie składną akcję całego zespołu próbował wykończyć Grzesiek Polak, ale jego strzał okazał się minimalnie niecelny. W odpowiedzi czujność Damiana Krasiewicza sprawdził Sebastian Kurnikowski. W 5 minucie w dogodnej sytuacji znalazł się Rafał Jeż, ale z kilku metrów trafił prosto w intuicyjnie broniącego Łukasza Bestrego. Dwie minuty później po strzale Jeża golkipera gospodarzy uratowała poprzeczka. Niewykorzystane przez gości okazje zemściły się w 9 minucie. Robert Różycki uderzył na bramkę a Sebastian Ryński na tyle przytomnie zasłonił piłkę, że ta kompletnie zaskoczyła Damiana Krasiewicza i znalazła się w siatce. Niespodzianka od razu ruszyła do ataku i po chwili mogła doprowadzić do wyrównania, ale strzał Grześka Polaka kapitalnie obronił Bestry. W 10 minucie po faulu na Sebastianie Ryńskim żółtą kartką ukarany został Adrian Górny i In Plus miał aż 120 sekund na wykorzystanie gry w przewadze. Doświadczona Niespodzianka umiejętnie zagrała jednak w defensywie i nie dała sobie zrobić krzywdy w tym czasie. W 15 minucie mocnym strzałem popisał się Adrian Górny, ale kapitalną interwencją popisał się Łukasz Bestry. Minutę później bramkarz księgowych nie miał już jednak nic do powiedzenia przy precyzyjnym uderzeniu Górnego. W 17 minucie kolejny cios zadał Damian Pacuszka i lider MLF momentalnie wyszedł na prowadzenie. Księgowi nie mieli zamiaru czekać i natychmiast ruszyli do odrabiania strat. W 18 minucie idealną okazję zmarnował Sebastian Ryński, który przegrał pojedynek oko w oko z Damianem Krasiewiczem. Po chwili błąd defensywy rywala wykorzystał jednak Tomek Popiół i było 2:2. Ostatni akcent pierwszej odsłony także należał do In Plusu, ale piłka po strzale Patryka Galla zatrzymała się na słupku.
Druga połowa rozpoczęła się od ataków Niespodzianki. Minutę po wznowieniu gry przed szansą stanął Rafał Jeż, ale jego strzał w ostatniej chwili został zablokowany przez Sebastiana Kurnikowskiego.
W 23 minucie groźną akcję przeprowadzili natomiast gospodarze, ale strzał Roberta Różyckiego zdołał odbić golkiper. W odpowiedzi na strzał z dystansu zdecydował się Grzesiek Polak a Łukasz Bestry w sposób znany chyba tylko sobie wybił zinę na rzut rożny. Po szybkim zagraniu z narożnika piłka trafiła pod nogi Rafała Jeża, ale jego strzał został zablokowany. W 26 minucie sam na sam z Damianem Krasiewiczem wyszedł Sebastian Ryński, ale znowu górą był bramkarz Niespodzianki. Mecz z każdą minutą co raz bardziej się rozkręcał a akcje przenosiły się z jednej bramki pod drugą w błyskawicznym tempie. W 27 minucie Łukasz Bestry sfaulował tuż za polem karnym Damiana Pacuszkę i sędzia zmuszony był odesłać jednego z jego kolegów na dwuminutowy odpoczynek. Grający w przewadze lider MLF nie popełnił błędu jak ich rywale w pierwszej połowie i w 28 minucie bramkę na 3:2 zdobył Rafał Jeż. Dwie minuty później mogło a nawet powinno być 3:3, ale Sebastian Ryński obił tylko aluminium. Z umieszczeniem piłki w siatce nie miał za to problemów Damian Pacuszka, który w 33 minucie potężną bombą z lewej nogi zmusił Łukasza Bestrego do kolejnej kapitulacji. Trzy kolejne minuty także zakończyły się bramkami dla Niespodzianki! Najpierw swoje drugie trafienie w meczu zaliczył Rafał Jeż a po chwili swoje pierwsze zanotował Grzesiek Polak.W 36 minucie wynik meczu na 7:2 podwyższył zaś Adrian Górny. In Plus nie składał broni, ale zabójcze 4 minuty wyraźnie dobiły zawodników Patryka Galla. Wprawdzie w końcówce swoje szanse miał jeszcze Robert Różycki, ale Damian Krasiewicz znakomicie wywiązywał się ze swoich obowiązków.

Niespodzianka nie wkładając już większego wysiłku w to spotkanie dowiozła prowadzenie do końcowego gwizdka i mogła się cieszyć z kolejnych trzech punktów. Dodajmy, że w pełni zasłużonych. In Plus zrobił tyle ile był w stanie. Księgowym nie można bowiem odmówić ambicji i woli zwycięstwa, ale to było za mało na świetnie funkcjonującą w tym roku maszynę.

Zawodnik meczu: Damian Krasiewicz (Niespodzianka)

Pewny punkt swojego zespołu. Swoimi interwencjami kilka razy uratował Niespodziankę przed utratą bramek. Jest pierwszym w tym roku bramkarzem, którego nie pokonał lider klasyfikacji strzelców - Sebastian Ryński.

In Plus:

Różycki 9
Popiół 19

Niespodzianka:

Górny 16, 36
Pacuszka 17, 33
Jeż 28, 34
Polak 35


*

RELACJE: MARCIN BOCZOŃ

*

Zapraszamy do polubienia naszego profilu na portalu facebook!

Galeria

zdjecie: 62898
zdjecie

Mikołaj Szczepanowski

Mikołaj Szczepanowski - współpracuje z portalem od 2006 roku

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry