Kolejna porażka In Plusu

Paweł Jaczewski

 21 marca 2014    20:37



Relacja ze spotkań 8. Kolejki Mareckiej Ligi Futsalu w rozwinięciu wiadomości.


GALACTICOS 5:7 PRESTIGE

Pojedynek Galacticos i Prestige otwierał 8 kolejkę MLF. Obie drużyny
przystępowały do meczu mocno zmobilizowane, z racji bliskości w tabeli.
Pierwszą połowę lepiej zaczęli gracze Prestige, którzy wykazywali
większą ochotę do gry, ostrzejszy pressing i zaangażowanie. W 5
minucie, po rzucie rożnym wynik otworzył Żochowski, zaś trzy minuty
później podwyższył Leończuk. Taki obrót sprawy zmobilizował
galaktycznych, którzy za sprawą Marcina Kapusty nawiązali kontakt
bramkowy. Warto podkreślić, że gospodarze stwarzali o wiele więcej
sytuacji bramkowych niż rywal, jednak zabrakło skuteczności. Raz za
razem piłka obijała słupki i poprzeczkę bramki Galacticos. Obie
drużyny nie unikały ostrych wejść w walce o piłkę, co może być
zaskoczeniem w przypadku galaktycznych, którzy przyzwyczaili nas do
technicznej gry. Zmiana stylu nie wyszła im na dobre, gdyż do przerwy
utracili dwa kolejne gole, strzelcami Mateusz Pasek i Maksym Domański, na
które odpowiedzieli tylko trafieniem Fabiana Bujalskiego. Do przerwy 4:2
dla Prestige.
Po przerwie gra jeszcze bardziej się zaostrzyła. W pewnym momencie
widowisko zrobiło się po prostu irytujące, gdyż każda obiecująca
akcja w zarodku przerywana była faulem. Piłkarzom ewidentnie puszczały
nerwy. Najbardziej aktywny na parkiecie Domański, stał się po prostu
zwierzyną łowną dla rywali. W tej odsłonie Galacticos zdecydowanie
wzięli się w garść, co zaowocowało wyrównaniem stanu gry do 5:5, gdy
w 35 minucie do siatki trafił Bujalski. Ostatnie pięć minut
wynagrodziło nam brutalne widowisko, gdyż obie drużyny nie chowały się
za podwójną gardą, dążąc do zdobycia trzech punktów. Chłodniejsze
głowy zachowali debiutanci MLF, którzy za sprawą Paska i Żochowskiego
rozstrzygnęli pojedynek na swoją korzyść, zwyciężając 7:5.

ZAWODNIK MECZU: Maksym Domański (Prestige)
Bardzo dobry występ okrasił dwoma golami po ładnych indywidualnych
akcjach. Bardzo aktywny przez cały mecz, nie tracił piłki nawet pod
agresywnym naporem przeciwników.


GROM 9:11 NIESPODZIANKA

Niewiele jest drużyn, które wychodząc na Niespodziankę grają o
zwycięstwo. Niewiele jest też drużyn tak walecznych jak Grom i trzeba
przyznać, że nazwa tej drużyny w pełni oddaje ducha jej zawodników.
Niespodzianka najbardziej liczyła na swoich dwóch liderów, Grześka
Polaka i Damiana Pacuszkę, i trzeba przyznać, że od początku wzięli
oni na siebie ciężar gry. Pierwszy kwadrans to całkowita dominacja
zeszłorocznych brązowych medalistów. Niespodzianka rozgrywała piłkę
szybkimi podaniami, często zmieniający pozycję zawodnicy wystawiali się
w kilku miejscach naraz do podania. Grom ewidentnie nie radził sobie z tak
ruchliwym przeciwnikiem. Worek z bramkami rozwiązał w 6 minucie Pacuszka,
zaś jego współpraca z Polakiem była prawdziwą ozdobą tego spotkania.
Na osobną uwagę zasługuje bramka Grześka Polaka z 10 minuty, kiedy po
wymianie kilku podań z pierwszej piłki, na całej przestrzeni boiska,
gracz Niespodzianki umieścił piłkę w siatce z najbliższej
odległości. W akcji tej uczestniczyli wszyscy zawodnicy Niespodzianki,
łącznie z bramkarzem Damianem Krasiewiczem. Grom wydawał się
początkowo nieporadny, ale z czasem dostosował się do poziomu rywala i
zdołał ukąsić. W 17 minucie strzelił Mateusz Gołaszewski, zaś dwie
minuty później cudowną główką popisał się Piotr Jaros. Trudno orzec
czy bramka Jarosa, czy Polaka była bardziej widowiskowa, kto był i
widział, ten sam ocenił. W ostatniej minucie pierwszej połowy trafił
jeszcze Pacuszka i za chwilę sędzia zaprosił drużyny na przerwę.
Grom wyszedł na drugą część meczu niezwykle zdeterminowany i wcale nie
zdeprymowany niekorzystnym wynikiem. Natomiast Niespodzianka wyraźnie
przygasła, co mogło być spowodowane po prostu zmęczeniem Pacuszki i
Polaka, którzy spalili w pierwszej odsłonie wiele kalorii. Kto
oczekiwał, że brązowi medaliści dobiją łatwo rywala, ten przecierał
oczy ze zdumienia. W pierwszych pięciu minutach po wznowieniu, Grom
zaaplikował przeciwnikom trzy bramki, doprowadzając do wyniku 6:5, zaś
na wyróżnienie zasługuje bramka Adam Stromeckiego z 24 minuty, który
poszedł indywidualnie na przebój i pokonał Krasiewicza. Niektórzy
zaczęli już wietrzyć sensację i pierwszą porażkę pretendentów do
tytułu w tym roku. Oczywiście takiej opcji nie mieli w planach Pacuszka i
spółka. Zryw w 29 minucie dał faworytom ponownie bezpieczne prowadzenie.
Dwa błyskawiczne ciosy wyprowadził Polak, a swoją cegiełkę dołożył
też Krasiewicz i Niespodzianka ponownie prowadziła czterema bramkami. I
taki obrót sprawy obudził lwa, którym tego dnia był Adam Stromecki.
Praktycznie w pojedynkę rozmontował całą defensywę Niespodzianki. Nie
raz. I nie dwa. On to zrobił trzy razy pod rząd, jakby od niechcenia, z
pewną nonszalancją. 31, 32 i 33 minuta, regularność szwajcarskiego
zegarka, skuteczność rasowego snajpera. Prowadzenie Niespodzianki
stopniało do stanu 9:8 i zapowiadała się pasjonująca końcówka.
Okazało się, że popis Stromeckiego był już łabędzim śpiewem
wykończonego Gromu. Na ostatnie minuty ponownie błysnął Pacuszka,
który zaaplikował rywalom dwa gole, zaś wynik na 11:9 ustalił jeszcze
Łapiński.

ZAWODNIK MECZU: Damian Pacuszka (Niespodzianka)
Wybitna pierwsza połowa, kiedy na spółkę z Polakiem rządził i
dzielił na parkiecie. W drugiej odsłonie zgasł, nie umiał
uporządkować gry, ale i tak rozstrzygnął w końcówce o wyniku, co
potrafią tylko świetni piłkarze.


INCOGNITO 1:6 ALL STARS 

Drugie spotkanie zapowiadało się równie interesująco jak pierwsze.
Incognito osiągnęło w tym sezonie wysoką formę, natomiast All Stars to
ciekawy zespół, który nikomu nie odpuszcza. Początek zawodów
potwierdził, że nikt się nie będzie oszczędzał. Pierwsze minuty z
rzadka urozmaicały nam strzały na bramkę, lecz kto lubi intensywną
walkę i taktyczną dyscyplinę, ten się nie zawiódł. Pierwsi
zdekoncentrowali się gracze Incognito, nieupilnowany Marcin Pietrak
otworzył wynik w 6 minucie. Prowadzenie All Stars nie trwało długo,
gdyż niecałe 60 sekund później wyrównał Adrian Szubierajski. Obie
ekipy jeszcze bardziej ścieśniły szyki i skupiły się na obronie,
niczym bokserzy, z których każdy już przyjął cios i nie ma ochoty na
powtórkę. Nie znaczy to jednak, że gra zamknęła się w środku pola,
sytuacje strzeleckie mieli jedni i drudzy. Ingonito znakomicie blokowało
wszelkie groźne uderzenia, natomiast All Stars mógł liczyć na świetnie
spisującego się w bramce Piotrka Kozę. Do przerwy nie padły już bramki
i przy stanie 1:1, o zwycięstwie miał zadecydować przebieg drugiej
odsłony.
Na drugą połowę rywale wyszli jeszcze bardziej zdeterminowani. Drużyna
z Jasienicy liczyła głównie na Bylaka, który w tej części meczu
odpoczywał chyba ledwie przez minutę, zaś biegał za dwóch. All Stars
zaczęli konsekwentnie punktować rywala. Najpierw w 25 minucie trafił
Babańczyk, zaś siedem minut później piłkę do siatki skierował
Wiśniewski. Incognito nie pozostawali dłużni, atakowali z pasją i
pomysłem, stwarzając kolejne groźne sytuacje. Cóż z tego, skoro tego
dnia musieli zmierzyć się z ludzką skałą w postaci golkipera All Stars
- Piotrka Kozy. Tak znakomitego bramkarskiego występu dawno nie
oglądaliśmy. Zawodnik z Jasienicy raz po raz wykazywał się fenomenalnym
refleksem i kocią zwinnością, na przykład wtedy, gdy po obronie
pierwszego strzału, już leżąc, nadludzkim wysiłkiem wybronił dobitkę
Szubierajskiego. Wisienką na torcie tego one man show, była bramka,
zdobyta przez Kozę w 37 minucie, kiedy wrzucił futbolówkę za kołnierz
swojego odpowiednika. Do końca meczu Incognito nie odpuszczali, walcząc o
korzystny wynik dali dowód wielkiego hartu ducha. Ostatecznie All Stars
dołożyli przed końcem jeszcze dwie bramki autorstwa Bylaka i Rybaka,
ustalające wynik na 6:1 dla gości z Jasienicy.

ZAWODNIK MECZU: Piotr Koza (All Stars)
Elektryzujący występ. Wyrasta na jednego z głównych kandydatów do
zgarnięcia statuetki dla najlepszego bramkarza ligi. Wybronił wiele
trudnych piłek i jeszcze dołożył bramkę, czego chcieć więcej?


Dol Bud - TB 0:16

Obydwie drużyny liczyły po tym spotkaniu na komplet punktów. Dol Bud
wiedział, że jeśli ma w końcu odnieść pierwsze zwycięstwo w MLF to
lepszej okazji do tego mieć już nie będzie. TB natomiast nie
wyobrażało sobie innego scenariusza niż zainkasowanie całej puli. Na
korzyść drużyny Mikołaja Szczepanowskiego przemawiało to, że w
odróżnieniu od rywala miała ona za sobą już nie jedno zwycięstwo w
tym sezonie.
Gospodarze przystępowali do tego pojedynku osłabieni brakiem m.in. Kacpra
Dąbrowskiego i Mariusza Wachowicza. Na domiar złego Grzegorz Konopka
miał dojechać nieco później. Goście natomiast stawili się w
najsilniejszym składzie i to również stawiało ich w uprzywilejowanej
sytuacji.
Początek meczu pokazał, że Dol Bud będzie musiał wznieść się na
wyżyny swoich umiejętności żeby móc realnie myśleć o jakiejkolwiek
zdobyczy punktowej. TB zaatakowało bowiem równo z pierwszym gwizdkiem i
już w 4 minucie pierwszą bramkę zdobył Michał Lewandowski. Po chwili
mogło być 0:2, ale dogodną okazję zmarnował Wiechowicz. Dol Bud
pierwszą groźną akcję przeprowadził w 7 minucie, ale strzał Tomasza
Ruzika pewnie zatrzymał Przemek Zadruski. Dwie minuty później padła w
końcu druga bramka dla TB a jej autorem okazał się Marek Wyszyński.
Goście nie zadowalali się tym skromnym prowadzeniem i w dalszym ciągu
dążyli do zdobycia kolejnych bramek. W 12 minucie ta sztuka udała się
Robertowi Nieradce, który ze stoickim spokojem umieścił piłkę w
siatce. Trzy minuty później sytuacji sam na sam z golkiperem gospodarzy
nie zmarnował Piotrek Wiechowicz i było już 0:4. Dol Bud starał się
jak mógł, ale jeden Tomasz Ruzik to było zdecydowanie za mało na dobrze
zorganizowanego w obronie przeciwnika. W 16 minucie na listę strzelców
wpisał się ponownie Wiechowicz i drinkersi spokojnie powiększali swoją
przewagę. Spóźniony Grzegorz Konopka dołączył w końcu do kolegów,
ale śmiało można stwierdzić, że zbyt późno. Jego obecność w
prawdzie ożywiła poczynania ofensywne Dol Budu, ale nikt nie mógł
znaleźć sposobu na dobrze broniącego Przemka Zadruskiego. W 19 minucie
drużyna Mikołaja Szczepanowskiego zdobyła kolejne dwie bramki a do
protokołu meczowego wpisali się Robert Nieradka (kapitalne uderzenie z
powietrza w samo okienko) oraz Krzysiek Suski. Wynik 0:7 mówił sam za
siebie - Dol Bud znalazł się w olbrzymich tarapatach. Na odwrócenie
losów meczu gospodarze mieli jednak drugie 20 minut.
I od razu po wznowieniu gry swoją szansę miał Grzegorz Konopka, ale
instynktowną interwencją popisał się Zadruski. Chwilę później
golkiper TB zatrzymał także Ruzika i wynik nadal nie drgnął. W 25
minucie zmienił go jednak Michał Lewandowski, który płaskim strzałem
zdobył ósmą bramkę dla swojej ekipy. Minutę później ten sam zawodnik
ponownie wpisał się na listę strzelców i Dol Budowi zaczęło
zaglądać w oczy widmo pogromu. W 27 ponownie Lewandowski wpakował zinę
do bramki i 0:10 stało się faktem. Trzy minuty później za strzelanie
wziął się Robert Nieradka i o także mógł dopisać do swojego konta
kolejne trafienie. W 31 i 33 minucie znowu Nieradka zmusił golkipera
przeciwników do wyciągania piłki z siatki. Goście wciąż strzelali a
gospodarze marzyli już tylko o zakończeniu meczu. Jednak zanim to
nastąpiło padły kolejne trzy bramki dla TB za sprawą Pawła
Brodowskiego, Piotrka Wiechowicza i Krzyśka Suskiego. Ostatecznie licznik
bramek zamknął się na 16 i co by nie mówić to i tak najniższy wymiar
kary jaka powinna spotkać gospodarzy. Dol Bud zagrał bardzo słabe
spotkanie - nie był w stanie zdobyć nawet jednej bramki co zdarza się w
tej lidze niezwykle rzadko. Teraz musi jednak szybko zapomnieć o tej
bolesnej porażce i skupić się na kolejnym ligowym rywalu. Może w końcu
uda się mu zdobyć pierwszy komplet punktów. TB wygrało natomiast w
pełni zasłużenie i powoli pnie się w górę tabeli. Kto wie czy tego
sezonu drużyna Mikołaja Szczepanowskiego nie zakończy w pierwszej
szóstce.

Zawodnik meczu: Przemysław Zadruski (TB)

Pewny punkt zespołu. Wykonał kawał dobrej roboty żeby nie stracić w
tym meczu bramki i ta sztuka ostatecznie mu się udała.

TB:

Lewandowski 4, 25, 26, 27
Wyszyński 9
Nieradka 12, 19, 30, 31, 33
Wiechowicz 15, 16, 39
Suski 19, 40
Brodowski 35


In Plus - Kanonierzy 4:6

Wprawdzie hitem 8 kolejki był mecz Incognito - All Stars Jasienica, ale
pojedynek In Plusu z Kanonierami również zapowiadał się bardzo
interesująco. Księgowi już chyba pogodzili się z tym, że obrona
mistrzostwa graniczyłaby w ich przypadku z cudem i dlatego skupiają się
w tej chwili tylko na tym aby nie wypaść ze strefy medalowej. I chyba
nikt nie przypuszczał, że podopieczni Patryka Galla będą musieli
martwić się o miejsce na podium. A sytuacja w tej chwili wygląda tak,
że za ich plecami czają się zawodnicy Incognito i All Stars a w
przypadku porażki z Kanonierami także ekipa Mateusza Grochowskiego
zbliżyłaby się do nich na trzy oczka. Tak więc tylko zwycięstwo
pozwoliłoby gospodarzom na uzyskanie spokoju przed kolejnymi meczami
ponieważ mieliby wtedy aż 5 punktów przewagi nad czwartym zespołem.
Kanonierzy także zdawali sobie sprawę, że porażka może dla nich
oznaczać koniec jakichkolwiek marzeń o brązie. W walce o komplet
punktów dodatkowym atutem gości miały być osoby Karola Kupisińskiego i
Darka Szymanowicza. Obaj mają za sobą występy w barwach In Plusu i
chcieli w tym spotkaniu "coś" udowodnić Patrykowi Gallowi i spółce. Ich
wyjątkową motywację można było odczuć już na kilka dni przed tą
kolejką. Wszystkie zapowiedzi straciły jednak na znaczeniu równo z
pierwszym gwizdkiem sędziego. Od tego momentu swoją wyższość trzeba
było bowiem udowodnić już tylko na placu gry.
Zanim zebrani kibice zdążyli się rozgościć już mogli zobaczyć
pierwszą bramkę, którą mocnym, precyzyjnym strzałem zdobył Piotrek
Pszczółkowski. Uderzenie defensora Kanonierów zaskoczyło nie tylko
Łukasza Bestrego, ale cały zespół księgowych. Na domiar złego goście
nie zamierzali zadowalać się szybkim prowadzeniem i postanowili iść za
ciosem. Najpierw dobrą okazję miał Darek Szymanowicz, ale jego strzał
minął bramkę rywala. Po chwili na uderzenie z dystansu zdecydował się
Karol Kupisiński, ale Łukasz Bestry był na posterunku. W odpowiedzi
zaskoczyć Łukasza Paciorka próbował zaś Robert Różycki, ale golkiper
Kanonierów nie miał problemów ze złapaniem piłki. W 8 minucie przed
szansą stanął Łukasz Grochowski, ale i jemu zabrakło odrobiny
szczęścia. In Plus wyraźnie był zaskoczony dobrą postawą gości,
którzy grali bardzo uważnie w obronie nie pozwalając tym samym
rozwinąć skrzydeł Sebastianowi Ryńskiemu oraz Robertowi Różyckiemu.
Dodatkowo kontry wyprowadzane przez ekipę Mateusza Grochowskiego nie
dawały Łukaszowi Bestremu zbyt wiele wytchnienia. Po jednej z nich Darek
Szymanowicz znalazł się oko w oko z golkiperem In Plusu. Pomocnik
Kanonierów nie zdecydował się jednak na uderzenie tylko dograł piłkę
do lepiej ustawionego Przemka Kaczmarczyka, któremu pozostało tylko
dopełnić formalności. Wynik 0:2 w pełni odzwierciedlał boiskowe
wydarzenia - Kanonierzy wyraźnie dążyli do zwycięstwa a w szeregach
gospodarzy próżno było szukać tego dążenia. Rezultat próbowali
zmienić Różycki i Ryński, ale obaj byli bezradni w starciach z Karolem
Kupisińskim. W 17 minucie w dobrej sytuacji znalazł się jednak ten
drugi, ale jego strzał odbił przed siebie Paciorek. Niewykorzystana
okazja zemściła się minutę później gdy idealne podanie od Darka
Szymanowicza na bramkę zamienił Karol Kupisiński. Chyba nikt się nie
spodziewał, że po 18 minutach gry księgowi będą przegrywać 0:3. Ale
zawodnicy Patryka Gall sami byli sobie winni - pozwolili swoim rywalom na
zbyt wiele a sami pozostawali bierni na to co robią z nimi podopieczni
Mateusza Grochowskiego. Na poprawę swojej gry mieli jednak drugie 20 minut
ponieważ do przerwy wynik nie uległ już zmianie.
Druga połowa rozpoczęła się od kapitalnej akcji Darka Szymanowicza.
Zawodnik Kanonierów otrzymał długą piłkę, który przyjął na klatkę
piersiową. Po chwili sprowadził ją do parteru i odwracając się z nią
zwiódł za jednym zamachem dwóch przeciwników! Dzięki temu ostatnią
przeszkodą do przejścia był już tylko Łukasz Bestry, który również
nie był w stanie zatrzymać rywala i było już 0:4. Na szczęście dla
księgowych w końcu błyskawiczną odpowiedzią popisał się Marcin
Częścik i ta bramka wlała jeszcze nadzieję w serca jego kolegów. Po
chwili bramkową szansę miał Sebastian Ryński, ale lider klasyfikacji
strzelców jakby się zaciął i kolejny raz nie zdołał pokonać
Paciorka. Z wykorzystywaniem sytuacji nie miał zaś problemów Darek
Szymanowicz, który w 26 minucie zdobył bramkę na 5:1 dla Kanonierów.
Gospodarzom coraz szybciej odjeżdżał pociąg z trzema punktami, ale nie
zamierzali się poddawać. W 29 minucie wprawdzie minimalnie chybił Marcin
Częścik, ale po chwili do siatki trafił Robert Różycki. Zamiast jednak
zdobywać kolejne bramki In Plus znowu pozwolił rywalom na celne
trafienie. Tym razem składną akcję całego zespołu wykorzystał Łukasz
Grochowski. Od tego momentu role diametralnie się odwróciły - Kanonierzy
opadli z sił a In Plus jakby wymienił stare baterie na nowe. W 34 minucie
kapitalnym strzałem popisał się Robert Różycki i zrobiło się 3:6.
Dwie minuty później ten sam zawodnik kolejny raz wpisał się na listę
strzelców i przewaga gości szybko topniała. Mateusz Grochowski widział
doskonale co się dzieje i nakazał sowim graczom przeprowadzanie częstych
zmian. To miało pomóc w przetrwaniu zmasowanych ataków księgowych.
W 38 minucie w słupek trafił Sebastian Ryński a po chwili aluminium
obił także Różycki! Na minutę przed końcem w doskonałej sytuacji
znalazł się Marcin Krzysztoń, ale będąc na w prost bramki zdecydował
się na zaskakujące podanie w kierunku Roberta Różyckiego. Po tej akcji
gospodarze poczuli, że nie zdobędą już nawet jednego punktu. W samej
końcówce mieli jeszcze szansę na zmniejszenie rozmiarów porażki, ale
po chwili sędzia zakończył ten emocjonujący pojedynek. Kanonierzy
unieśli do góry ręce w geście triumfu, ale widać było jak wiele
zdrowia kosztował ich ten mecz. Zawodnicy In Plusu zdawali sobie zaś
sprawę, że z tego spotkania można było wycisnąć znacznie wiele.
Przespana pierwsza połowa i początek drugiej nie pozwoliły jednak na
choćby uzyskanie remisu.

Zawodnik meczu: Dariusz Szymanowicz (Kanonierzy)

Najlepszy mecz tego zawodnika ze wszystkich, które rozegrał w tym
sezonie. Od niego zaczynała się większość akcji Kanonierów i na nim
kończyła. Nie przeceniał swoich sił i zawsze dawał zmianę żeby móc
po chwili pomóc kolegom jeszcze bardziej. Wspólnie z Karolem Kupisińskim
stworzył duet nie do przejścia, który poprowadził Kanonierów po cenne
3 punkty.

In Plus:

Częścik 22
Różycki 30, 34, 36

Kanonierzy:

Pszczółkowski 2
Kaczmarczyk 13
Kupisiński 18
Szymanowicz 22, 26
Grochowski Ł. 32


Promil 8:15 AGD Marking Słupno

Mimo, że Promilu nigdy nie należy lekceważyć to zdecydowanym faworytem
tego meczu byli goście. Wprawdzie zespół Marcina Nowaka pokazał w meczu
z In Plusem, że może wygrać z każdym, ale nikt nie dopuszczał do
siebie myśli, że taka sytuacja zdarzy się ponownie.
Dodatkowo goście jako doświadczona drużyna zdawała sobie sprawę, że
przegrywając to spotkanie ułatwią Niespodziance zdobycie mistrzostwa
MLF. Zawodnicy Marcina Wyszyńskiego chcą jednak żeby o końcowym
triumfie zadecydował dopiero ostatni mecz pomiędzy obiema
zainteresowanymi drużynami. Żeby ich pragnienia mogły się ziścić
trzeba było koniecznie wygrać z Promilem.
A początek meczu wcale tego nie zapowiadał. Już w pierwszej akcji błąd
defensywy AGD wykorzystał Adam Fronczek i było 1:0. Dosłownie kilka
sekund później ten sam zawodnik drugi raz zmusił Piotrka Kowalczyka do
kapitulacji. Dwie minuty gry i 2:0. Taki początek zaskoczył nie tylko
drużynę ze Słupna, ale wszystkich obecnych z Zespole Szkół nr 2 w
Markach. Jednak Ci co myśleli, że kolejnym łupem Promilu padnie AGD
szybko musieli się rozczarować. W 6 minucie dwie bramki zdobył bowiem
Michał Odzimek i goście już remisowali. Wprawdzie bramkę na 3:2
strzelił Marcin Dobaczewski, ale znowu dwa trafienia Odzimka sprawiły,
że najpierw byliśmy świadkami remisu 3:3 a po chwili zrobiło się 4:3
dla gości. Promil próbował się odgryźć głównie za sprawą Patryka
Ratke, ale każda jego próba gaszona była już w zarodku. W 16 minucie
podanie od Daniela Giery wykorzystał zaś Piotrek Augustyniak i AGD
spokojnie powiększało swoją przewagę. Po kolejnej akcji powinna paść
znowu bramka, ale w ostatniej chwili strzał Adriana Płócienniczaka
zablokował Darek Waś. W 18 Płócienniczak popisał się kapitalną
akcją mijając po drodze kilku rywali i podając piłkę do niepilnowanego
Augustyniaka. Napastnik gości odegrał ją błyskawicznie do Marcina
Wyszyńskiego a ten z najbliższej odległości pokonał Darka Wasia.
Minutę później kolejny raz na listę strzelców wpisał się goniący
Sebastiana Ryńskiego - Michał Odzimek i było już 3:7. Tuż przed
zakończeniem pierwszej odsłony Piotrka Kowalczyka pokonał Patryk Ratke,
który podtrzymał tym samym nadzieję w swojej drużynie na uzyskanie
korzystnego rezultatu.
Tuż po wznowieniu gry bramkę zdobył jednak ponownie Michał Odzimek,
który po ograniu Darka Wasia umieścił piłkę w pustej bramce. Na jego
trafienie odpowiedział jednak w 24 minucie Marcin Nowak a po chwili do
protokołu meczowego wpisał się Zbyszek Jasek. Wynik 6:8 pozwalał
uwierzyć gospodarzom, że wszystko jest jeszcze możliwe. Niestety
zawodnicy Marcina Nowaka swojej wiary nie przekładali na grę ponieważ w
mgnieniu oka stracili dwie bramki. Przy obu asysty zaliczył Adrian
Płócienniczak, który najpierw wypatrzył niepilnowanego Marcina
Wyszyńskiego a po chwili idealnie wyłożył piłkę Michałowi Odzimkowi
i AGD prowadziło już czterema bramkami. W 30 minucie idealną okazję
zmarnował Patryk Ratke trafiając tylko w słupek. Minutę później ten
sam zawodnik już się jednak nie pomylił i Piotrek Kowalczyk musiał
wyciągać zinę z siatki. W 33 minucie hat-tricka skompletował Marcin
Wyszyński i przewaga gości wciąż była bezpieczna. Wprawdzie po
kolejnej akcji swoją drugą bramkę w meczu zdobył Zbyszek Jasek, ale to
było wszystko na co stać było tego dnia Promil. Ostatnie minuty meczu
należały bowiem tylko i wyłącznie do gości a właściwie do Michała
Odzimka, który zdobył swoje kolejne trzy bramki. Do siatki rywali
trafiał on kolejno w 37, 38 i 40 minucie. Jego serię przerwało jedynie
trafienie Daniela Giery w 39 minucie. Ostatecznie po tak piorunującej
końcówce drużyna ze Słupna wygrała 15:8 i było to jak najbardziej
zasłużone zwycięstwo. Oprócz umiejętności wygrało przede wszystkim
zdecydowanie większe doświadczenie, którego w kluczowych momentach
zabrakło gospodarzom.

Zawodnik meczu: Michał Odzimek (AGD Marking Słupno)

Kolejne bardzo dobre spotkanie w jego wykonaniu. Zdobycie dziesięciu
bramek jest nie lada wyczynem. Dzięki tym trafieniom wskoczył na pozycję
lidera klasyfikacji strzelców. Jeżeli podtrzyma swoją skuteczność w
kolejnych meczach to nikt nie będzie mu w stanie zagrozić w wyścigu po
koronę króla.

Promil:

Fronczek 1, 2
Dobaczewski 10
Ratke 20, 31
Nowak 24
Jasek 26, 34

AGD Marking:

Odzimek 6, 6, 11, 13, 19, 22, 29, 37, 38, 40
Augustyniak 16
Wyszyński 18, 27, 33
Giera 39

Relacje: Bryk Krzysztof i Boczoń Marcin









Galeria

zdjecie: 63019
fot. 2
fot. 3
fot. 4
fot. 5

Komentarze:

Zastrzeżenie

Opinie publikowane na łamach Portalu Społeczności Marek są prywatnymi opiniami piszących — redakcja Portalu nie ponosi za nie żadnej odpowiedzialności.
Osoby publikujące w artykułach lub zamieszczające w komentarzach wypowiedzi naruszające prawo mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

ACTIVENET - strony www, sklepy internetowe - Marki, Warszawa

skocz do góry